CBA na tropie „nowej Syreny” i pieniędzy z dotacji, które zniknęły. Czy ktoś jest zdziwiony?
Centralne Biuro Antykorupcyjne wszczęło kontrolę dotyczącą projektu nowego, polskiego samochodu. Miał być już gotowy, ale póki co nie widać ani efektów, ani pieniędzy. Nie jestem zaskoczony.
Wystarczy lektura komentarzy pod kilkoma artykułami na tematy motoryzacyjne, by zauważyć, że w narodzie istnieje silna nostalgia za czasami, gdy „produkowaliśmy coś swojego”. Wiele osób żałuje, że nie istnieje żadna popularna, polska marka samochodowa. Szczególne nasilenie takich komentarzy można zauważyć pod artykułami na temat marek wywodzących się z innych państw bloku wschodniego („Rumuni i Czesi mają, a my nie” – co nie jest prawdą) lub ewentualnie przy opisach samochodów z różnych egzotycznych dla nas krajów.
Niestety, te nastroje bywają wykorzystywane w niecnych celach.
Co jakiś czas na światło dzienne wychodzi informacja o tym, że ta czy inna spółka „wskrzesza” któryś z samochodów z czasów PRL. Media błyskawicznie podchwycają informację, bo wiedzą, że połączenie „nostalgia za dawnymi latami” i „Polska wreszcie tworzy swój samochód” zawsze wzbudza wielkie zainteresowanie. Zapowiedzi są zawsze szumne. Czytelnicy oczami wyobraźni widzą już te samochody w salonach i na ulicach, zwłaszcza że artykuły bywają ilustrowane efektownymi wizualizacjami. Mało kto zastanawia się nad tym, jakim cudem to może wypalić przy polskich budżetach i technologii. Przez jakiś czas temat krąży w internecie, telewizji i gazetach, a później… nagle umiera śmiercią naturalną. Kilka miesięcy temu pisał o tym w swoim tekście Tymon.
Jeszcze żaden z tych projektów nie wypalił.
Pierwszym przedsięwzięciem tego typu była Arrinera. W tym roku mija dekada, odkąd Polacy pierwszy raz usłyszeli o pomyśle na „narodowy supersamochód”. Niestety, nie sprzedał się ani jeden egzemplarz. Powstały tylko prototypy.
Oprócz tego, były też próby stworzenia nowoczesnej interpretacji prawie każdego „klasyka PRL”. Mówiliśmy o Nowej Warszawie, co najmniej dwóch nowych Syrenach, a ostatnio słyszeliśmy też o „nowym motocyklu WSK” i o głośnym projekcie Forda Mustanga przerobionego tak, by nieco przypominał Warszawę M20.
Wszystkie te projekty łączy jedna cecha: nic z nich nie wyszło. Wszystko byłoby nawet w porządku, gdyby nie, że to często wcale nie są po prostu marzenia jakiegoś grafika komputerowego. Przyznajcie się, też rysowaliście po lekcjach swoje pomysły na nowego Poloneza czy Malucha. Ja tak robiłem i się tego nie wstydzę. Ale…
Czasami w grę zaczynają tu wchodzić duże pieniądze. Spółki gromadzą je od inwestorów zachęconych wizją „wkładu w wielki powrót polskiej motoryzacji” lub pobierają dotacje.
Tak było w przypadku projektu Syreny z firmy AMZ Kutno.
Firmie z Kutna udało się uzyskać państwowe dofinansowanie na budowę Syreny. Udało się to w ramach programu Demonstrator+, prowadzonego przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, a kwota dotacji wyniosła aż 4,5 miliona złotych.
Na początku coś się działo. Powstało kilka prototypów, a jeden nawet został rozbity w Warszawie. Niestety, później słuch po nowej Syrenie zaginął. W treści wniosku o dotacje złożonego w 2013 roku zapowiedziano, że produkcja auta (na poziomie 300 egzemplarzy rocznie) ruszy najpóźniej w 2016 r. Który rok mamy teraz, każdy wie. Ile sztuk udało się wyprodukować i sprzedać – też wiadomo.
To sprawiło, że sprawą zainteresowało się Centralne Biuro Antykorupcyjne. Agenci zajmują się teraz oceną zasadności przyznania dofinansowania i prześledzą rozliczenia prywatnej firmy i Przemysłowego Instytutu Motoryzacji, które odpowiadały za projekt.
Pytanie brzmi: czy ten samochód w ogóle miał powstać? Czy mówimy tu o projekcie, który mimo dobrych chęci i licznych starań nie wypalił, czy mamy do czynienia po prostu ze sprytnym, wątpliwym moralnie pozyskaniem funduszy i celowym trzymaniu ludzi w oczekiwaniu, że "już, już, za chwilę będzie i pobije MINI i Fiata 500"?
To się zapewne wkrótce okaże. Tak, wiem, nie wierzę w sukces polskiej motoryzacji. To przez takich, jak ja, nic się w tym kraju nie udaje...