Nowa Skoda Scala i Kamiq mają już polskie ceny. Zgadnijcie, co się stało
Jeśli waszą odpowiedzią było "potaniały", to niestety nie trafiliście, ale doceniam próbę. Nowa Skoda Kamiq i Scala doczekały się serii drobnych zmian, nowego wyposażenia, ale także przy okazji podwyżki cen. Choć, dobra wiadomość, nie jest znowu tak źle.
W ramach szybkiej powtórki: Skoda Kamiq i Scala doczekały się równoczesnego liftingu, który wprowadził m.in. LED-owe reflektory do wyposażenia standardowego Scali, opcjonalne reflektory Top LED (brać i o nic nie pytać), nowe materiały wykończeniowe, nowy panel klimatyzacji, nowe wersje wyposażenia, nowe wzory felg i lakierów i - w przypadku Kamiqa - wyraźnie zmienione tylne światła. Więcej o całym liftingu, razem ze zdjęciami, można przeczytać tutaj.
To teraz czas na część bolesną, czyli ceny.
Skoda Scala po liftingu - ceny
Minimum 87 200 zł (wcześniej około 81 000 zł) i mowa tutaj o wersji Essence (podstawowa) z manualną, 5-biegową przekładnią i silnikiem 1.0 TSI o mocy 95 KM. Za 1.0 TSI z 6-biegową przekładnią i mocą 115 KM trzeba zapłacić już 91 650 zł i jestem prawie pewien, że większość kupujący zdecyduje się sięgnąć głębiej do kieszeni, stojąc przed takim wyborem.
Więcej niestety w bazowej wersji nie znajdziemy, jeśli chodzi o układy napędowe. 1.0 TSI 115 KM z DSG oferowane jest dopiero od środkowej wersji wyposażenia Selection i kosztuje minimum 105 300 zł. 1.5 TSI, które zmienia Scalę w całkiem żwawe auto, windujemy cenę do 107 000 zł, natomiast jeśli chcemy 1.5 z automatem, zapłacimy już 111 750 zł.
Do wyboru jest jeszcze odmiana Monte Carlo, której z 1.0 95 KM nie połączymy. Najtańsza kombinacja, czyli ta z 1.0 115 KM, kosztuje 115 450 zł, a najdroższa - 128 700 zł (1.5 TSI + DSG).
Jeśli chodzi o najciekawszą nowość, czyli reflektory matrycowe, to są one standardem wyposażenia w odmianie Monte Carlo, natomiast w wersji Selection wymagają dopłaty 6000 zł. W wersji Essence możemy o nich tylko pomarzyć.
Moim cennikowym faworytem pozostaje jednak fakt, że Scala Essence za ponad 80 000 zł oferuje "plastikową" kierownicę w standardzie i to bez przycisków - jeśli chcemy kierownicę multifunkcyjną, to trzeba do tego dopłacić 2600 zł. Wprawdzie Skoda dorzuci kilka przyjemnych dodatków w tej cenie (m.in. tempomat z ogranicznikiem czy... sterowane elektrycznie szyby z tyłu), ale kierownica dalej będzie z tworzywa sztucznego.
Skoda Kamiq po liftingu - ceny
Skoda Kamiq po liftingu jest natomiast tylko symbolicznie droższa od Scali, oferując dokładnie te same wersje wyposażenia i silniki. Na start płacimy więc 87 700 zł (wcześniej około 83 000 zł) i dostajemy za to wersję Essence i 95-konne TSI z przekładnią o 5 przełożeniach. 1.0 TSI 115 KM kosztuje już 91 950 zł, natomiast to samo, ale z DSG (i wyższą wersją wyposażenia) - 110 800 zł, więc tutaj robi się już o kilka tysięcy drożej niż w Scali.
W przypadku 1.5 TSI ceny zaczynają się od 112 700 zł, natomiast to samo, ale z automatem, podniesie rachunek do 117 450 zł. Do wyboru jest też odsłona Monte Carlo - najtańsza (1.0 TSI 115 KM) to 114 250 zł, a najdroższa (1.5 TSI z DSG) - 127 750 zł.
Wyposażenie jest w większości przypadków zbliżone, podobnie jak ceny opcji. Kierownica wielofunkcyjna - dalej z tworzywa - w pakiecie Essence Plus kosztuje 2600 zł, natomiast matrycowe LED-y są droższe o 100 zł niż w Scali (6100 zł). Chyba prywatnie stroniłbym jak tylko to możliwe od wersji Essence w przypadku jednego i drugiego modelu, bo jednak klimatyzację automatyczną, bezkluczykową obsługę czy regulację podparcia lędźwiowego oraz skórzaną kierownicę warto jednak mieć.
Problem tylko taki, że jeśli skusimy się na taką rozsądną wersję (czyli Selection + 1.0 115, który bardzo przyjemnie napędza Kamiqa), to zamiast 87 700 zł z reklamówki, lądujemy na 104 050 zł. Przy Scali skala naszego zaskoczenia może być mniejsza, bo podobna kombinacja kosztuje w jej przypadku 98 550 zł, czyli dalej jesteśmy poniżej setki. Tak, to była ta dobra wiadomość.