REKLAMA

Grupa samozwańczych Robin Hoodów ucina słupy od fotoradarów. Nazywają się flexmanami

Półwysep Apeniński kojarzy się kilkoma konkretnymi rzeczami. Wśród nich można wymienić piękne samochody, smaczną kuchnię i fotoradary. Pewna grupa postanowiła to jednak zmienić.

fotoradar
REKLAMA
REKLAMA

Przy włoskich drogach stoi łącznie 11 tysięcy fotoradarów. Daje im to pierwsze miejsce pod tym względem w Europie. Nie pasuje to do kraju, który słynie z takich wyczynowych maszyn, jak Lamborghini, Ferrari, czy Pagani. Podobnie uważają sami mieszkańcy, którym też jest nie po kolei z przydrożnymi paparazzi. Uważają, że poprzez stawianie fotoradarów co dwa metry, władze „traktują mieszkańców jak bankomaty” - a trzeba pamiętać, jak wygląda włoska kultura jazdy po autostradzie.

Więcej o najdroższych fotografach przeczytasz tutaj:

Uciskany lud zajął się fotoradarami

Do akcji wkroczyła grupa, która sama siebie nazywa „flexmani”. Pierwsza akcja w ich wykonaniu miała miejsce jeszcze w grudniu zeszłego roku. Nazwa pochodzi od osobnika, który przy każdym zniszczonym fotoradarze pozostawia naklejkę z napisem „flexman nadchodzi”. Kiedy wszyscy najedzeni makaronem Włosi idą grzecznie spać, flexmani rozpoczynają swoje operacje. Podkradają się do przydrożnego fotografa, po czym szlifierką obcinają maszty, do których przymocowane są fotoradary. W ten sposób są one przynajmniej przez parę dni niesprawne (a znając włoską organizację, to pewnie i dłużej), a kierowcy mogą sobie w tym czasie przekraczać prędkość do woli.

Według włoskich służb, zniszczonych zostało co najmniej 15 fotoradarów. Poszkodowane urządzenia znajdowały się w północnych regionach - Piemoncie, Lombardii i Wenecji Euganejskiej.

Pierwszy niszczyciel już złapany

REKLAMA

Lokalni mieszkańcy przyjmują całą akcję bardzo pozytywnie. Media społecznościowe są pełne pochlebnych opinii na temat działań grupy „flexmanów”. Niespecjalnie to dziwi, gdyż fotoradary są we Włoszech wrogami publicznymi numer jeden.

Jednakże, czyny grupy nie są zbyt poważane przez włoskich policjantów. Połączyli oni siły między regionami, w których dochodziło do aktów wandalizmu, co poskutkowało złapaniem pierwszego delikwenta. Jest nim 50-letni mieszkaniec Piemontu - zwykły, szary obywatel, który nigdy nie był notowany przez policję. Oskarżony jest on o zniszczenie dwóch radarów przy autostradzie SS337 w okolicach swojego miejsca zamieszkania. Choć w oczach rodaków jest zapewne uważany za bohatera, to wymiar sprawiedliwości uważa inaczej. Grozi mu grzywna, w wysokości 2 tys. euro.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA