Nissan GT-R znika z Europy. W Polsce w tym roku ucieszą się z niego jeszcze dwie osoby
Nissan GT-R przez prawie 15 lat dzielnie walczył z normami emisji na terenie Europy i nawet - w pewnym stopniu - tę walkę wygrywał. Niestety 2022 r. będzie jego ostatnim rokiem na naszym kontynencie i na następcę, przynajmniej w podobnym wydaniu, nie ma co liczyć.
Aktualizacja: według najnowszych doniesień, Nissan GT-R opuści nasz rynek nie ze względu na normy emisji, a na... normy hałasu.
Na pocieszenie - nie jesteśmy jakimiś globalnymi liderami w pozbywaniu się Nissana GT-R z lokalnej oferty. Już w zeszłym roku zapowiedziano taki sam ruch w Australii, chociaż akurat w tamtym przypadku nie chodziło o normy emisji, ale o normy zderzeniowe. Na nie-pocieszenie - oni dostaną Nissana Z, a my nie.
Nissan GT-R - czas się już pożegnać.
Niektóre europejskie kraje właściwie już to zrobiły. W Holandii, Włoszech czy Hiszpanii nie da się już GT-R-a zamówić, a szybka wizyta na stronach lokalnych oddziałów Nissana pokazuje, że zatarto już chyba wszystkie ślady obecności tego auta w ofercie. I nawet jeśli pójdziemy do salonu, spróbować zamówić auto pod stołem, to i tak nam się to nie uda - sprzedawcy po prostu nie przyjmują zamówień i już.
Z tego, co udało nam się potwierdzić w polskim oddziale Nissana, z naszego kraju w tym roku GT-R jeszcze nie zniknie. Problem tylko w tym, że przydział tego modelu na nasz kraj to... 2 sztuki, podczas gdy zainteresowanych było o wiele, wiele więcej. Trudno się temu dziwić - w sumie to już legendarne, ekstremalne coupe z mocą do 600 KM z 3,8-litrowego, podwójnie doładowanego V6. Brzmi jak coś, co ludzie chętnie kupiliby chociażby na złość europejskim normom.
Niestety również i w polskim przypadku wiele wskazuje na to, że gdy te dwa egzemplarze znajdą swoich nabywców, skończy się u nas wieloletnia przygoda z GT-R. Nigdy nie byłem przesadnym fanem tego modelu, ale jestem fanem wprowadzania na rynek jednej konstrukcji na wiele, wiele lat i dopracowywania jej do formy ostatecznej. Więc ostatecznie nawet mi jest przykro, że GT-R znika z rynku.
Przy tak ograniczonej dostępności trudno nawet stwierdzić, czy GT-R się sprzedawał.
Według najnowszych danych, w 2021 r. GT-R trafił w Europie do 193 osób, czyli osiągnął wynik dziesięciokrotnie gorszy, niż zanotował w 2009 r. Jeśli jednak krajowe przydziały były tak ograniczane, jak ma to miejsce teraz - a pewnie było, bo CO2 - to wniosek można mieć tylko taki, że Nissan chciał w Europie sprzedać te 193 sztuki i pewnie mu się to udało. Poszperałem zresztą trochę w internecie i jakoś nie widzę wysypu nowych, stojących GT-R, więc pewnie co do nas trafi, zaraz znajduje kupców.
Osobną kwestią pozostaje jednak to, że GT-R z czasem raczej nie młodniał, ale za to stawał się droższy. Według polskiego cennika z roku 2017, za wersję Nismo trzeba było zapłacić 786 000 zł. W nowszym cenniku GT-R Nismo kosztował już... 915 000 zł.
I pewnie znajdą się osoby, które będą gotowe tyle zapłacić. Co najmniej dwie.