NIK miażdży system szkolenia kierowców. Mówi to, co widzą wszyscy
W Polsce w zasadzie nie istnieje spójny system szkolenia i egzaminowania przyszłych kierowców - to zdanie otwiera komunikat Najwyższej Izby Kontroli przedstawiający raport z kontroli tego systemu. Czy da się to napisać mocniej?
Ten NIK wszędzie za mną chodzi i mnie naśladuje. Napisałem kilka miesięcy temu, że ten system jest do zaorania, a tu proszę, NIK w zasadzie pisze to trochę innymi słowami. Wprawdzie ja się zmieściłem na stronie A4, no może dwóch, a oni potrzebowali ponad 200, ale ogólna myśl jest ta sama. Wybaczam im, bo stoją po mojej stronie.
NIK widzi ścisły związek między liczbą zabitych na drogach a systemem szkolenia kierowców. Przywołuje nawet ostatni sierpniowy weekend, w trakcie którego zginęło na drogach 30 osób. Zdaniem tej instytucji kierowcy są źle wyszkoleni i nie nabyli umiejętności oraz prawidłowych nawyków zachowania się na drodze. Ja tak pewny tego akurat nie jestem, że to przez to giną kierowcy. Wskazałbym jeszcze pewnie przyczyny leżące w naszej mentalności, ale oddajmy NIK-owi co nikowskie. Oni twierdzą, że rośnie odsetek wypadków powstałych z winy kierujących, mimo spadku liczby wypadków i liczby ofiar śmiertelnych oraz rannych.
Może faktycznie da się wymyślić taki system szkolenia i egzaminowania, którego piętno tak odciśnie się na dalszym życiu kierowców, że nie będę ginąć, albo chociaż zabijać. Nie wiem, podejrzewam, że jest to trudne. Trudne niewątpliwie jest stworzenie efektywnego systemu do odsiewania i prostowania przypadków trudnych. Żaden nie będzie idealny i praktycznie każdy doczeka się swoich patologii, choćby z tej prostej przyczyny, że uczestniczą w nim ludzie, a nie roboty. Tylko że z raportu NIK wynika, że nasz cały system jest patologiczny, a nie tylko kawałeczek.
Jesteśmy źle szkoleni
Nie będę się silił na streszczenie całego raportu (bo go przecież nie przeczytałem), wybiorę tylko kilka "smaczków".
Najwięcej wypadków powodują młodzi kierowcy. Mimo tego od 2013 nie wprowadzono w życie przepisów, które pozwoliłyby na utworzenie okresów próbnych dla młodych kierowców. NIK zwraca uwagę, że takie działania doprowadziły do zmniejszenia liczby wypadków z udziałem młodych kierowców w innych krajach.
Szkolenia kierowców są ukierunkowane na zdanie egzaminu, a nie na nabycie odpowiedniego poziomu wiedzy i umiejętności, czy wykształcenie właściwych zachowań. To akurat wiadomo od dawna i bez raportu NIK. Co więcej, kursanci tego oczekują - to już moja opinia. Po co im wiedza i umiejętności, skoro obleją egzamin?
Programy szkoleń są zbyt ogólne i niedostosowane do profilu kandydata. Kamper prowadzi się inaczej niż samochód osobowy. Tak twierdzi bezosobowy NIK i uważa, że to problem. Nie ma tutaj żadnych zasad dydaktyki. Co oznacza, że bierze się przepisy i się "z nimi leci", nie zważając na to, czy taka forma przekazywania wiedzy jest skuteczna — tak w uproszczeniu. Wychodzi na to, że kandydat uczony jest tego, jak zdać, a nie jak jeździć i to w dodatku marnie uczony.
Instruktorem może zostać osoba bez średniego wykształcenia i z prawem jazdy, które posiada tylko od 2 lat. NIK zauważa też, że zniesiono wymóg pisemnego poświadczenia przez instruktora, że kandydat osiągnął przewidziane kursem cele. Tym samym ma nie ponosić odpowiedzialności za rzetelne przygotowanie kandydata do egzaminu państwowego. Takie podejście każe mi trochę wątpić, że stoję z twórcami raportu po tej samej stronie. Nie podzielam wiary w magiczną moc podpisów i pieczątek w szkoleniu kierowców. Może dlatego nie jestem pracownikiem NIK-u.
A egzaminowani też nie lepiej
Po tej chwili zwątpienia NIK rehabilituje się uwagą o pytaniach egzaminacyjnych. Również i o tym pisaliśmy na Autoblogu. Te pytania to jest często kpina z rozumu, a nawet z godności człowieka.
O naszych pretensjach do świata i systemu egzaminowania przeczytasz więcej tutaj:
Przeprowadzone badanie 300 losowo wybranych pytań egzaminacyjnych wykazało, że co dwudzieste pytanie oraz propozycja odpowiedzi sformułowane były w sposób niejednoznaczny, a co dwunaste zawierało błędy.
Dużą rozpiętość w trudności pytań też stwierdzono, banalne wymieszane są z bardzo trudnymi. Doskonale, że raport NIK pokrywa się z obserwacjami każdej osoby, która musiała uczyć się tych pytań. NIK zauważa jeszcze, że tylko 24 proc. dotyczyło zasad i techniki kierowania i uważa, że to za mało. No nie wiem, czy pytania o technikę jazdy na egzaminie teoretycznym cokolwiek są w stanie zmienić w późniejszej technice jazdy egzaminowanych. Znowu podejście biurokratyczne rozjeżdża mi się trochę ze zdrowym rozsądkiem. Wydaje mi się, że zwiększenia udziału pytań o technikę jazdy może mieć jednak luźny związek z rzeczywistymi umiejętnościami kierowców.
Obniżyć miał się również standard przeprowadzania egzaminów. Jak sobie przypomnę swojego egzaminatora sprzed wielu lat, to trochę trudno mi jest sobie wyobrazić, że da się zejść niżej. NIK to obniżenie widzi w liczbie utworzonych terenowych WORD-ów. Widzi też turystykę egzaminacyjną i brak jednolitych standardów przy ocenie umiejętności zdających. Czyli nie podoba mu się to, co lubią egzaminowani - wybrać sobie ośrodek słynący z dobrych statystyk zdawalności, w małym mieście o niewielkim natężeniu ruchu i trudnych skrzyżowań.
Ostrożne szacunki, na podstawie danych z badanych 18 WORD, pokazują, że przynajmniej 122 szkoły przeszkoliły ok. 10 750 osób pochodzących z powiatów odległych o ponad 100 km, przy czym dotyczyło to szkół, które miały klientów z co najmniej 20 powiatów (bez Warszawy i Poznania). Stanowili oni średnio ponad 7% kursantów tych OSK.
I jeszcze jeden dobry cytat o turystyce egzaminacyjnej mam:
Na 942 osoby, które pochodziły z 285 powiatów jedynie 43 osoby pochodziły z powiatu wyszkowskiego. Średni dystans pomiędzy powiatami pochodzenia kursantów, a siedzibą szkoły wynosił ponad 260 km.
Ktoś tu lubi mieć daleko do szkoły. Poza tym dość wesoło patologiczne jest powtórne zdawanie egzaminów tego samego dnia, po negatywnym wyniku. Tu już nie ma złudzeń, że ktoś nie umiał, ale się dokształcił i wzbogacony w nowe umiejętności, zdał śpiewająco. Taki przyrost wiedzy i umiejętności nie odbywa się w ciągu jednego dnia. Zdawalność to jest rzut monetą.
WORD-y konkurują ze sobą
Tak jak kogut zapiał po raz trzeci, tak NIK po raz wtóry przedstawia wnioski z Autobloga. To musi być chory system, jeśli dochody z opłat egzaminacyjnych służą utrzymaniu WORD-ów. Im więcej egzaminów, tym lepiej dla nich. A jak się robi, żeby było więcej egzaminów? Przecież nie działają na rzecz wyżu demograficznego i wzrostu popularności prawa jazdy w społeczeństwie.
NIK dostrzega jeszcze problem w funkcjonowaniu mechanizmów mających zapobiegać korupcji. Nie były wystarczająco dobrze egzekwowane. Wiecie, że egzaminator oświadcza, jaką działalność prowadzi jego małżonek? Gdyby ten system nie był chory od samego spodu i zarania dziejów i nie robiono z niego biurokratycznego molocha, żadne mechanizmy antykorupcyjne nie byłyby potrzebne.
Najważniejsze wnioski sformułowane przez NIK możecie przeczytać sami. Jedynym istotnym, który wpłynie na podwaliny tego systemu jest zmiana sposobu finansowania WORD-ów. Cała reszta to kosmetyka i konserwacja tego systemu. Akurat ten najmniej pewnie obejdzie osoby zainteresowane zdobyciem uprawnień. Za to na pewno nie spodobają im się postulaty, które mają na celu utrudnić turystykę egzaminacyjną. Tak to bywa, że kowal zawinił, a kursantowi życie utrudnili.
Nie jesteśmy jedynym krajem, w którym z procesu zdobywania uprawnień do kierowania pojazdem uczyniono wyprawę na ośmiotysięcznik. Nie jest to jednak specjalnie pocieszające. NIK zauważył wszystko to, co kursanci widzą na co dzień i jeszcze trochę więcej. Nie znaczy to jednak, że dużo cokolwiek się zmieni.