Co za różnica czy Sebastian M. miał zmodyfikowany, czy seryjny samochód? To odwracanie uwagi od problemu
„Szokujące doniesienia – samochód Sebastiana M. był nielegalnie zmodyfikowany”. Taką wiadomość przeczytałem w Gazecie. Po pierwsze: odkryto Amerykę w konserwie, po drugie: to nie ma żadnego znaczenia i jest to próba odwrócenia uwagi od realnego problemu.

Od początku historii opisywanego zdarzenia przewijał się w nim wątek, że podejrzany Sebastian M. (na razie tylko tak mogę o nim pisać) jechał z prędkością przekraczającą 300 km/h. Dla osoby mającej przeciętne pojęcie o motoryzacji staje się jasne, że jego samochód był w taki czy inny sposób zmodyfikowany, ponieważ seryjne samochody od dłuższego czasu mają ograniczniki prędkości na 250 km/h. Ale po pierwsze – nie wszystkie, po drugie – można te ograniczniki zdjąć i nikt tego nie wykryje. Diagnosta na badaniu technicznym nie wykonuje jazdy próbnej z prędkością powyżej 250 km/h ani nie bada, czy w samochodzie zmodyfikowano sterownik silnika. Tak w ogóle, dopóki nie pogarsza się jakość spalin, to trudno znaleźć jakieś przejawy nielegalności tego działania.
Idziesz do salonu i tam stoją dwa samochody
Jeden może jechać 305 km/h już seryjnie – na przykład BMW M8 z pakietem M Driver, drugi wymaga do tego zmian w elektronice. Jeśli kupisz to szybsze auto, to wszystko jest w porządku. A jeśli kupisz to wolniejsze i zmodyfikujesz, żeby było szybsze, to Gazeta napisze, że jesteś przestępcą, nawet jeśli modyfikacja odbyła się w profesjonalnym zakładzie. Tak jakby zagraniczny producent robił to w jakiś inny sposób niż renomowany zakład w Polsce, podczas gdy chodzi tylko o ustawienie elektronicznego ogranicznika. To naprawdę nie jest technologia z NASA.
Czytałem też, że trochę winne mogą być opony. Podobno na BMW Sebastiana M. zamontowano ogumienie dostosowane tylko do prędkości 300 km/h, a samochód jechał ok. 315 km/h. Tak, przekroczenie indeksu o pięć procent na pewno spowodowało wypadek. No i miał antyradar, a to już zupełnie zabronione, prawo wprost zakazuje stosowania tych urządzeń.
Wina i odpowiedzialność to dwie różne rzeczy
Winny jest kierowca i to on zostanie zapewne ukarany. Twierdzenie, że „nielegalnie zmodyfikował swój samochód, więc...” to nieprawdopodobny fikołek logiczny. Gdyby Sebastian M posiadał Kię Rio 1.0, to by jej nie zmodyfikował w taki sposób, żeby jechała 315 km/h, ponieważ byłoby to nierealne technicznie. Trzeba jednak odróżnić winę od odpowiedzialności. Jeśli zobaczysz leżący na drodze niebezpieczny przedmiot, ale nie usuniesz go, bo ci się nie chce, i potem dojdzie do wypadku, to nie jesteś mu winny, ale ponosisz za niego częściową odpowiedzialność.
Po raz kolejny po wypadku tego typu czytamy artykuły, które za wszelką cenę chcą odsunąć odpowiedzialność od producenta pojazdu. Tak jakby to kierowca mógł w pełni sterować pojazdem i za sprawą jego działań samochód potrafi osiągać dowolną prędkość. Otóż nie. Producenci z gatunku Mercedes-AMG, BMW, Audi i inni z wysokiej półki cenowej sprzedają dopuszczone do ruchu, skrajnie niebezpieczne pojazdy. Zablokowanie im prędkości maksymalnej na 250 km/h to śmiech na sali, bo po pierwsze sama z siebie ta prędkość jest już bardzo niebezpieczna, a po drugie sami ci producenci przyznają, że technicznie możliwe jest jej znaczne podwyższenie.
Dlaczego tak niebezpieczne pojazdy są w ogóle sprzedawane?
Przecież to oczywiste, że pewna grupa zamożnych nabywców będzie chciała sprawdzić, czy to faktycznie idzie 250 km/h, a może 305 km/h z pakietem M Driver's. Problem w tym, że te prędkości są skrajnie niebezpieczne na drogach publicznych, a ich rozwijanie skutkuje śmiertelnymi wypadkami. Gdyby państwo było silne – tzn. normalne – to każdy nowy samochód miałby ogranicznik na 145 km/h i już, a jego zdjęcie w celu rozpędzania się do dowolnej szybkości na autostradzie skutkowałoby konfiskatą pojazdu jako niebezpiecznego narzędzia. Obecna sytuacja przypomina amerykański model posiadania broni, gdzie oczywiście nie wolno przecież do nikogo strzelać, ale skoro wolno mieć przy sobie naładowaną broń, to niespodziewanym przypadkiem najczęstszą przyczyną śmierci osób do 18. roku życia jest postrzelenie. To, czy ta broń lub ten samochód są jakoś tam zmodyfikowane, to nie ma żadnego znaczenia.
Seryjne BMW serii 8 Competition z pakietem M jedzie 305 km/h. BMW Sebastiana jechało 315 km/h. To te 10 km/h jest tym kluczowym problemem, bo pojazd został zmodyfikowany. A te 305 km/h osiągane fabrycznie to żaden kłopot, no bo skoro producent tak ten pojazd zbudował, to wszystko jest git. Jeśli też widzicie, że to się logicznie nijak nie klei, to mam dobrą wiadomość: jesteście normalni i umiecie używać mózgu.