Tesla Model Y L już w sprzedaży. U nas powinni zrobić odwrotnie
Teslę Model Y L można kupić już w Chinach. Najpierw musi pojawić się tam, gdzie najtrudniej rywalizować. Europejski gust może być zupełnie inny.

Nie milkną zachwyty na Teslą Model L. To nic dziwnego, bo gdyby Tesla wypuściła na rynek wiadro z uszami, też by nie milkły. Samochód ma kilka cech, które docenią dotychczasowi klienci Tesli. Nie jest też przesadnie droższy od poprzednich wersji. Chińska konkurencja musi mocno doskwierać Elonowi, bo jest to auto zaprojektowane pod hasłem „dajmy większe".

Auto pod chińskie potrzeby
Europejczycy są przyzwyczajenie do zupełnie innego konfigurowania samochodów niż Chińczycy. Dotychczas dodatki typu elektrycznie unoszona część fotela podpierająca łydki to był niebywały luksus. Funkcja prezentowana prawie jak technologia z kosmosu przynależała tylko do drogich luksusowych pojazdów. Tylko prawdziwy pan zasługiwał na podparcie i uniesienie łydek, Kowalski nie.
Wraz z przyjściem chińskich marek na nasz kontynent, takie rzeczy straciły swój arystokratyczny blask. Nie dość, że takie rzeczy stały się dostępne dla przeciętnego klienta, to jeszcze trafiają do zwykłych samochodów w dobrych cenach. W Europie mało kto siada z tyłu, dzieci w fotelikach i tak nic nie poczują, ale podgrzewane i wentylowane siedziska drugiego rzędu nagle stały się atrakcyjne, bo stały się dostępne. Tak wygląda wiele chińskich samochodów, oferują wyposażenie, które może nie jest niezbędne, ale oferują i to tanio.

Dlatego Tesla przygotowała samochód, który musi oferować dużo. Odzwierciedla to nawet jego nazwa. I nie chodzi o wysokość, czy rozstaw osi, które oczywiście zwiększono.
Tesla Model Y L dostępna w Chinach
Nie można powiedzieć, by zwykła Tesla była słabo wyposażona. Konfigurator jest ubogi, bo nie bardzo jest co tam dodać. Jeśli mówiło się kiedyś o autach tej firmy, że to samochody gadżety, to nie z powodu braków. Mimo tego trzeba gonić Chińczyków.

Tesla Model Y L w Chinach kosztuje 339 tys. juanów, czyli ponad 170 tys. zł po przeliczeniu na złotówki. Nie specjalnie ma sens porównywanie tamtejszych cen z naszymi. Jest droższa o 8 proc. od wersji nie-L z napędem na obie osie, a w stosunku do wersji bazowej różnice jest już dużo większa, bo zbliża się do 30 proc.
Zasięg wyliczony na podstawie chińskich norm to 751 km, w Europie byłoby to niewiele ponad 600 km. Auto przyspiesza do setki w 4,3 s, ma aktywne zawieszenie i jest 6-osobowe. Nie wiem, czy Europejczycy czekają na taką wersję, Amerykanie może bardziej. Nie zmienia to faktu, że nie trzeba już interesować się bardzo drogim Model X, żeby mieć więcej miejsc siedzących.

Model Y L ma więcej przestrzeni wewnątrz i nawet ekran środkowy ma większy, bo mierzy 16 cali. 18 głośników i subwoofer też znajdziemy na pokładzie. I oczywiście elektrycznie sterowane podparcie nóg też musi być, bo Chińczycy bardzo lubią je wszędzie dawać. Pierwsze dwa rzędy foteli mają podgrzewanie i wentylację, a trzeci jest "tylko" podgrzewany. Można też sobie z poziomu ekranu zażyczyć opuszczenia oparć foteli trzeciego rzędu. Są też nieznane wcześniej elektrycznie wysuwane podłokietniki i trochę wizualnych dodatków oraz nowy lakier. Auto gotowe na starcie z chińską konkurencją.
Mam przeczucie, że europejscy klienci woleliby mniejszą, tańszą Teslę, z wyposażeniem oferowanym do tej pory lub z nieznacznie okrojonym.