REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Felietony

Motoblender: cotygodniowy przegląd niusów z komentarzem

Zapraszam na Motoblender, czyli subiektywny przegląd niusów motoryzacyjnych i okołomotoryzacyjnych z komentarzem. Czyli: co zdarzyło się w poprzednim tygodniu, a co mogliście przegapić.

31.03.2018
6:02
motoblender
REKLAMA
REKLAMA

Zaczynam jednak tzw. łamiącą wiadomością (breaking news). W Wiedniu wkrótce rozpocznie się budowa sklepu Ikea bez parkingu dla klientów. Przyjeżdżasz, kupujesz krzesło i stolik... i co dalej? No właśnie. Wykonaliśmy skomplikowaną symulację korzyści z tego świetnego rozwiązania. Blok superkomputerów opracowywał ją przez całą noc.

Przypuśćmy, że chcesz wybrać się do Ikei w celu zakupu krzesła i stolika. W normalnym świecie normalnych ludzi, nie mających fobii związanych z używaniem przedmiotów codziennego użytku, takich jak samochód, suszarka czy szczoteczka do zębów, sprawa jest dość prosta. Przedstawiłem ją na poniższej mapie fikcyjnego miasta, którą znalazłem pod tym adresem. Zobaczcie sami:

Ikea 1

Wsiadasz w samochód, jedziesz do Ikei zlokalizowanej przeważnie na obrzeżach miasta, parkujesz, kupujesz stolik i krzesło, pakujesz je do samochodu i wracasz. Trwa to pewnie kilka godzin, lądujesz ze stołem i krzesłem w domu i sprawa jest zamknięta.

To jednak byłoby za proste dla geniuszy Nowego Urbanizmu, ponieważ zakłada korzystanie z własności prywatnej, a do tego nie można dopuścić (pomijając, że krzesło i stolik też w sumie powinny być wspólne). Aby wpisać się w nowe trendy, Ikea postanowiła wybudować sklep w miejscu, w którym nie ma jak zapewnić przestrzeni parkingowej. Aktywiści krzyczą z radości i dopisują do tego ideologię. Popatrzmy więc, jak mogłoby to funkcjonować, gdyby rzeczywiście ktoś postanowił kupić stolik i krzesło w Ikei bez parkingu i nie bardzo miałby ochotę tłoczyć się z nimi w tramwaju ani targać ich do taksówki. Wytłumaczyli nam to ludzie prowadzący twitterowe konto Rowerowe Sygnały.

Rowerowe Sygnały

Przyjmijmy opcję pierwszą: rower cargo (Ikea zlokalizowana w centrum miasta)

Rower Cargo

Jedziemy komunikacją miejską do centrum. Odbieramy rower cargo w wypożyczalni takich rowerów. Jedziemy nim do Ikei. Kupujemy stolik i i krzesło, nakrywamy je folią bo pada deszcz, pedałujemy do domu (nasz partner lub partnerka wraca komunikacją publiczną). W domu rozpakowujemy towar i jedziemy oddać rower cargo, czyli cała trasa do pokonania jeszcze raz, przy założeniu że wypożyczalnia rowerów cargo jest faktycznie blisko Ikei. I już cały dzień zajęty. No ale piewcy tego typu rozwiązań przeważnie nie kalają się pracą zawodową, więc w sumie to dobrze, że udało się spożytkować trochę czasu.

Opcja druga: z magazynu pod miastem

Ikea pod miastem
  • jedziesz do Ikei komunikacją miejską
  • oglądasz krzesło i stolik, decydujesz się
  • wracasz do domu komunikacją miejską
  • dalej nie masz krzesła i stolika
  • z bazy transportowej pod miastem rusza napędzany silnikiem Diesla bus, który emitując dużo dwutlenku smogu jedzie przez miasto do ciebie, wioząc ci zakupy
  • zakupy dostarczone, bus wraca

W tym scenariuszu nie tylko poszło na to pół dnia, ale też doszła do tego praca innej osoby i wyemitowanie dużej ilości szkodliwych substancji przez jadącego busa. Oczywiście jak już ten bus przybędzie pod twój dom, to niczym Filip z konopi wyskoczą członkowie grupy Święte Krowy Parkingowe i zrobią mu milion zdjęć, przedstawiających że wjechał kołami na chodnik.

Wygląda na to, że udało się stworzyć nie tylko rozwiązanie problemu, ale przede wszystkim sam problem.

Oczywiście w Ikei jest mnóstwo rzeczy, które można kupić bez targania ich ciężarówką – od lampki biurkowej po sztućce i dywanik łazienkowy. Ikea bez parkingu nie powstaje po to, żeby ucieszyć ruchy miejskie, tylko żeby zarabiać forsę i jest to założenie słuszne. Śmieszne jest tylko to, że te ruchy tak bezmyślnie klaszczą nienawykłymi do pracy rączkami i piszą, że to „świetny pomysł, bo bez samochodu też jest życie”. Jest, i to nawet bardzo dobre, chyba że akurat musisz pojechać do Ikei po meble.

Na produkcję mebli powinien przestawić się zawodowy wysyłacz samochodów w kosmos, Elon Musk.

Czy tylko ja mam wrażenie, że Elon Musk jest Ernstem Blofeldem z filmów o przygodach Jamesa Bonda? No ale nieważne. Najważniejsze jest to, że w momencie premiery modelu Tesla 3, Elon zapowiadał, że będzie budował 5000 sztuk tygodniowo już pod koniec roku 2017. Tymczasem w całym 2017 r. od premiery do 31 grudnia udało się wyprodukować 1764 auta. Przypomina mi to skecz z Monty Pythona:

  • panie ministrze, w swoim expose zapowiadał pan budowę miliarda milionów trylionów mieszkań rocznie. Tymczasem w trakcie swojej kadencji udało się panu oddać zaledwie 3 mieszkania, czy uważa pan to za swoją porażkę?

W tym roku produkcja zdecydowanie podskoczyła, aż do 1026 wozów na tydzień. Z tego powodu akcje Tesli spadają i ogólnie przyszłość nie wygląda najlepiej. A tu zbliżają się momenty spłaty pożyczek. I nie bardzo jest z czego.

Tesla 3

Jakby Elon produkował meble, to byłyby to najbardziej pożądane, eco-trendy meble na świecie i każdy by mówił – no tak, jakbym mógł, to bym sobie kupił biurko Tesla za 7000 dolarów, ale ponieważ muszę na nie czekać rok, to kupię sobie zwykłe biurko Audi za 3000 dolarów, które po prostu stoi w salonie i mogę je zabrać. Z tego co pamiętam, Tesla podśmiewała się z innych producentów, że to dinozaury. Dinozaury mają tę przykrą cechę, że jak się wkurzą, to mogą cię zjeść. To znaczy tak słyszałem, bo nigdy nie widziałem na żywo żadnego dinozaura.

Jeśli zaś już mowa o dinozaurach, to sądziłem że takie błędy produkcyjne jak ten, który przydarzył się Toyocie, to już dawno wymarły jak dinozaury.

Otóż okazuje się, że do co najmniej 1730 sztuk Toyoty Camry zapakowano za duże tłoki, niepasujące do średnicy cylindra.

Wskutek tego silnik będzie źle chodził, dygotał, dymił i takie tam. Pokazuje to połączenie kultury korporacyjnej z japońską mentalnością. Kazali wkładać tłoki – oni będą wkładać tłoki. Ale one nie pasują. To się wbije na siłę i pasują. I tak 1730 razy. Nikt nic nie powiedział, nikt nie zaprotestował – ale szefie, te tłoki, oni nie chco pasować! Nie, wszyscy w milczeniu wykonują pracę, co do której widzą, że jest zła i bez sensu, ale słowem nikt nie piśnie. Wszyscy wbijają. Teraz trzeba wymieniać całe silniki. Dzień jak co dzień w korporacji.

Toyota Camry V6
Można powiedzieć, że pod maską Camry panuje niezły tłok.

A skoro już mowa o akcjach przywoławczych, to wracam na chwilę do Tesli, która przywołuje 123 000 pojazdów, którym korodują śruby, głównie te od mocowania przekładni kierowniczej. Bardzo mi się spodobała koncepcja, że wzywa się pojazdy w których korodują śruby. Ford musiałby wezwać np. 120 milionów samochodów na akcję naprawczą. Paru innych producentów korozji też miałoby powody do niepokoju i to nieprawda, że śmieję się teraz tylko z Opla.

A skoro mowa już o sporych wydatkach, to Volkswagen planuje odkupić diesle, jeśli w okolicy domu nabywcy wprowadzi się zakaz jazdy dieslem.

Serio, możesz kupić sobie nowego Volkswagena z dieslem i jeśli w twojej okolicy wprowadzi się zakaz jazdy dla diesli, Volkswagen go odkupi. Ale chwileczkę, coś mi tu nie pasuje. Zakaz jazdy dla diesli ma nie dotyczyć najnowszych egzemplarzy z normą Euro 6. To jedno. Druga rzecz wydaje mi się znacznie ważniejsza. Otóż jeżeli kupiłbym nowego diesla od VW w salonie i po 3 tygodniach jazdy wprowadzono by w mojej okolicy zakaz jazdy dieslem obowiązujący także mieszkańców, to raczej spodziewałbym się, że Volkswagen zapewni mi taczki, żebym mógł wywieźć sukinsynów wymyślających takie przepisy z ich urzędu. To by dopiero była akcja: jeśli burmistrz twojego miasteczka wprowadzi zakaz jazdy dieslami, nasi wysłannicy wywieszą go za nogi głową do dołu z okna jego gabinetu i będziesz mógł rzucać w niego zgniłą kiełbasą. To nie producenci ani nie klienci są winni tej sytuacji, tylko patologiczne władze, które z dnia na dzień zmieniają zdanie co do tego co jest dozwolone, a co jest zakazane.

Wyjątkowo rozbawiła mnie wiadomość o nowym Hyundaiu Tucsonie w USA.

Niby lifting jak każdy inny. Nuda i nic się nie dzieje. Ale jak się wczytasz, to zaczyna się robić ciekawie. Hyundai Tucson przeszedł w Stanach lifting, w ramach którego wycofano zeń turbodoładowany silnik 1.6 i na jego miejsce wprowadzono wolnossący 2.4. No takiego upsizingu to dawno nie było u żadnego producenta. Jest takie amerykańskie powiedzenie „to be a fly on the wall”, czyli że chciałbym być muchą na ścianie podczas spotkania, na którym zapadła taka decyzja.

Hyundai Tucson 2019
  • no i ten... i klienci, oni nie chcą kupować tego 1.6 turbo. Mówią że to silnik do kosiarki. Co robimy, John?
  • GADEMYT, czy oni nie rozumieją że downsizing to jedyna metoda? Może jakaś akcja marketingowo-uświadamiająca?
  • zrobiliśmy już cztery takie, dalej mówią że jakby chcieli auto z silnikiem 1.6, to by sobie kupili Smarta
  • i co teraz?
  • może jak chcą normalnego 2.4, to dajmy im normalne 2.4...
  • czy cię Allah opuścił? Przecież to silnik dla dinozaurów!!!
  • jak chcesz, żeby dinozaury dawały ci dolce, daj im to, co lubią jeść dinozaury.
  • NO DOBRA.
REKLAMA

I tym sposobem Hyundai odszedł od turbo i wrócił do dużego silnika wolnossącego. Ale bym kupił ten wóz żonie, jakbym mieszkał w USA i był grzybem.

Na tym kończymy motoblender i udajemy się do świątecznych przygotowań: dekorowanie gaźnika, święcenie panewek i wypiekanie zawartości DPF-u. Ale zaglądajcie tu, bo mamy jeszcze parę świątecznych hitów.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA