REKLAMA

Miniblender: 50 km/h jeżdżą tylko mordercy. Radzę zacząć się do tego przyzwyczajać

Nie dałem rady w tym tygodniu napisać Motoblendera, ale chciałem poruszyć przynajmniej jeden temat, jaki mnie zafrapował w zeszłotygodniowych wiadomościach motoryzacyjnych. Mianowicie taki, że nie wiem już, jak szybko mam jeździć.

Miniblender: 50 km/h jeżdżą tylko mordercy. Ale zgodnie z przepisami
REKLAMA
REKLAMA

Najwyraźniej z bezpiecznego, rozsądnego kierowcy stałem się mordercą. Jak do tego doszło? Wszystko zaczęło się od tego, że przeczytałem wiadomość na temat powstania sejmowego zespołu poselskiego do spraw obrony praw kierowców. Składa się on z samych posłów płci męskiej należących do Konfederacji. Można więc przyjąć, że będą mieli oni raczej prawicowe poglądy. Większość propozycji tego zespołu poselskiego to zupełne brednie, typu chcą podnieść prędkość w obszarze zabudowanym do 60-70 km/h – bez sensu, bo wtedy po małych uliczkach w mieście można by legalnie jechać 70 km/h. Są też przeciwni pierwszeństwu pieszych przed wejściem na pasy, co dla odmiany ja popieram. Zgodzę się z ich postulatem, że polisa OC powinna być na kierowcę, a nie na samochód. Przecież to kierowca jeździ samochodem, a nie samochód kierowcą.

Ale zupełnie nie o tym chciałem mówić

Lata temu w Polsce obniżono dopuszczalną prędkość w obszarze zabudowanym do 50 km/h (z wyjątkiem godzin nocnych). Była wtedy naprawdę głośna kampania, której hasło pamiętam do dziś: 10 mniej ratuje życie. Możemy znaleźć tę kampanię na stronie Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Biegły Wojciech Pasieczny wyjaśnia tam, że 50 km/h to właściwa i bezpieczna prędkość, która pozwala zahamować w sytuacji zagrożenia i nie zabić pieszego. Podobne kampanie przeprowadzano w wielu krajach, na przykład w Wielkiej Brytanii był film „hit at 30 mph, 80% people live” (większość ludzi przeżywa uderzenie przy 50 km/h), przeciwstawiając temu prędkość 40 mph (ok. 66 km/h) jako niebezpieczną.

No dobrze, tylko na tej samej stronie KRBRD mamy plik PDF pt. „prędkość”, z którego wynika, że 50 km/h to właściwie prędkość zabójcza i że ludzie nie przeżywają, jeśli kierowca jechał 50 km/h i ich potrącił. Według tej infografiki, 80% ludzi potrąconych przy 50 km/h nie przeżywa uderzenia. Autokult napisał, że jest to aż 90%. Kliknijmy inny plik z grafiką z KRBRD: tu napisano że pieszy ma od 40 do 60% szans na przeżycie uderzenia przy 50 km/h. Transport-publiczny.pl powołuje się na jakiegoś szwedzkiego specjalistę, a z mikro-info-grafiki wynika, że potrącenie przy 50 km/h ma 80-procentową śmiertelność. Albo 90-procentową. Nie wiadomo dokładnie, w każdym razie dużą. Najbardziej liberalnie do sprawy podchodzi Miasto Jest Nasze: w swojej infografice twierdzi, że tylko 5% pieszych umiera przy potrąceniu z prędkością 50 km/h.

Od 5 do 90%. Wybierz sobie

W zależności od źródła mamy więc następujące wskaźniki śmiertelności dla potrącenia przy 50 km/h: 5%, 20%, 40%, 80% lub 90%. Zapewne gdybym poszukał dłużej, znalazłbym jeszcze inne, dowolne. Zapewne wszystkie te dane pochodzą z Aktywistycznego Niezależnego Urzędu Statystycznego (ANUS) i każde z nich są tak samo wiarygodne. Właściwie nie wiem, po co w ogóle się nimi posługiwać, skoro jest oczywiste że tego nie da się zgeneralizować. Ciężarówka uderzająca dziecko przy 50 km/h zapewne je zabije. Nowoczesne auto osobowe z układem ochrony pieszych wpadające na zdrowego osiłka przy tej samej prędkości raczej wielkiej krzywdy mu nie zrobi. I tu jest problem, bo prawidłowa odpowiedź na pytanie „czy 50 km/h to prędkość bezpieczna” brzmi „to zależy”.

Naprawdę chciałbym, żeby była jakaś jedna, spójna linia

Jeśli parę lat temu mówiliśmy, że 50 km/h jest w porządku, to może teraz czynienie z ludzi jadących z legalną i dopuszczalną prędkością morderców nie jest najlepszym pomysłem. Można oczywiście wprowadzić ogólne ograniczenie do 30 km/h na terenie całej Polski - jeśli taka będzie wola władzy, to pozostanie tylko się podporządkować. Miło by było jednak, gdyby dawało się nie wpędzać w poczucie winy ludzi, którzy nie łamią prawa. Jest to jednak zgodne z tym z zasadą zwaną z angielska „moving the goalposts”, albo po polsku gotowaniem żaby. Jeśli wrzucisz żabę do wrzątku, to ona wyskoczy, ale jeśli włożysz ją do wody i będziesz tę wodę bardzo powolutku podgrzewać, to żaba się po prostu ugotuje.

Skoro już udało się nieźle zaszczepić ideę, że prędkość 50 km/h jest tą bezpieczną, czas na jej podważenie i zdyskredytowanie jako przestarzałej. Osoby jej broniące nazywamy skostniałymi dziadami, którzy nie wiedzą że świat idzie do przodu i że mamy już prawie 2020 r., obmyślamy nowe badania i pompujemy nowe, bardziej radykalne rozwiązania. Głosy tych, którzy przypomną, że jeszcze niedawno granica leżała gdzie indziej, przedstawiamy jako dowód na słuszność swoich poglądów – spójrzcie, zacofani szaleńcy powołują się na jakieś głupoty z 2006 r., co jeszcze? Może mamy wrócić do monarchii? Helloł!

REKLAMA

Czy mogę sobie zapalić?

Jest to zgodne z „teorią krytyczną”, czyli przeciwieństwem konserwatyzmu. Obecne w społeczeństwie idee trzeba bez ustanku podważać i wywracać do góry nogami, aby iść w stronę coraz to większej nowoczesności. Kiedyś coś wydawało nam się oczywiste i słuszne (np. osobne miejsca w autobusach dla białych i czarnych, palenie papierosów w pracy), potem jednak za sprawą nacisków pewnych grup społecznych udało się przekonać ludzi, że te zasady były idiotyczne i dziś już prawie nikt ich nie wyznaje, zostały zupełnie zapomniane. Zapewne tak samo stanie się z czasem z prędkością 50 km/h w mieście – gdy przyjdą czasy samochodów autonomicznych, nie będą one już jechać szybciej niż 30 km/h, ponieważ nikomu już nie przyjdzie do głowy, by tak pędzić. A opowieści, że ktoś kiedyś jechał 140 km/h będą brzmieć tak, jak legendy o rycerzach, którzy ratowali księżniczki przed smokami z wyciętym filtrem sadzy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA