Miejscy dezaktywiści dezaktywują kamery w strefie czystego transportu. Dotrą i do Polski
Mamy chyba pierwszy zorganizowany ruch przeciwko strefie czystego transportu: nazywa się Blade Runners i niszczy lub kradnie kamery pilnujące londyńskiej strefy ULEZ.
Radzę bardzo uważnie patrzeć na Wielką Brytanię. To, co tam się dzieje, to jest Polska za 10-15 lat. Najpierw mówi się, że ta strefa czystego transportu to w sumie tylko w centrum miasta, potem obejmuje całe miasto, a czasem rozszerza się na aglomerację. W Wielkiej Brytanii też zaczęło się od centrum Londynu, a obecne rozszerzenie strefy ULEZ (Ultra Low Emission Zone) obejmuje już hrabstwa oddalone o 22-25 km od centrum Londynu, które są zasadniczo terenami wiejskimi. Proszę, oto typowa droga w strefie superczystego transportu w aglomeracji londyńskiej.
Nasuwa się pytanie, w jaki sposób ULEZ ma służyć poprawie jakości powietrza
Skoro można po prostu zapłacić 12,5 euro dziennie i śmiało zanieczyszczać dalej, nawet najstarszym dieslem. Oczywiście chodzi tu o pieniądze, ale warto zwrócić uwagę na skalę protestów przeciwko rozszerzeniu ULEZ. Po raz pierwszy mieszkańcy realnie zaprotestowali przeciw robieniu ich w balona. Główną osią protestu było to, że tam, gdzie wprowadza się strefę, nie ma żadnych przekroczeń norm zanieczyszczeń. To tereny wiejskie, na których nie sposób żyć bez samochodu. Drogi nie mają tam chodników, a jeśli mają, to wygląda to tak:
Ludzie mieli uzasadnione pretensje: dlaczego na naszym obszarze wiejskim wprowadza się strefę płatnej jazdy samochodem, a dwie wsie dalej już nie? Jakie znaczenie ma odległość od centrum Londynu, czy jest to 24 czy 27 km? W końcu zdali sobie sprawę, że w tych strefach chodzi wyłącznie o ograbienie ich z pieniędzy, nie o żadne czyste powietrze – ale oczywiście protesty nic nie dały i teraz jeśli twój samochód nie jest ULEZ-exempt, to płać, albo kup inny.
Reakcją było powstanie grupy, która za cel obrała sobie kamery filmujące wjazdy do ULEZ
Pomyślcie, jak niesłychanie skomplikowany i drogi w utrzymaniu (oraz emitujący dużo CO2) jest system, który służy tylko temu, żeby pobierać opłatę od pojazdów jeżdżących po strefie. Kamer są tysiące, każda podłączona do systemu, który ma swoich operatorów, serwisantów itp., wszystko to oczywiście zasilane elektrycznością. Grupa Blade Runners – ciekawe, jakim filmem się inspirowali – ma ambicję zniszczyć je wszystkie, co jest mało realne. Oficjalna administracja aglomeracji londyńskiej mówi tylko o 43 zniszczonych lub uszkodzonych kamerach, ale są to dane do marca bieżącego roku. Obecnie może być ich już więcej. Bez kamer system nie będzie miał jak nakładać opłat.
Blade Runners to miejscy dezaktywiści
Dezaktywują kamery na różne sposoby, czasem zamalowując obiektyw, czasem zrzucając urządzenie z mocowania, a czasem odcinając zasilanie. Czy to moment, w którym powinienem oburzyć się na ich skandaliczne działania i napisać, że takie sprawy załatwia się inaczej niż przez brutalną demolkę? Niestety, ten moment nie nadejdzie, ponieważ ja ich działania popieram. Władze doskonale wiedziały, że ludzie są przeciwni ULEZ, a i tak postanowiły im narzucić nowe zasady. To jeszcze można by znieść, ale tego kłamstwa, że tu chodzi o czyste powietrze – już nie. Znacznie większym naruszeniem ludzkiej wolności i godności jest urządzanie strefy czystego transportu na wsi, gdzie nie ma innej komunikacji niż samochodem. Zatem o ile mam wątpliwości, czy Blade Runners naprawdę zniszczy wszystkie kamery lub czy faktycznie niszczy je na taką skalę, jak się chwali – o tyle nie mam wątpliwości, że robi słusznie. Jest bowiem moment, w którym wypada po prostu powiedzieć „dość, no już naprawdę, kurczę, dość”.
Tak będzie i w Polsce
Gdy prezydent Rafał postanowi w 2030 r. poszerzyć warszawskie SCT o wszystkie miasta wianuszka włącznie z Garwolinem, sam ruszę porozmawiać z kamerami.