Spotkałem na ulicy nietypowe MG. Ma świetną cenę, jak za taki kawał wozu
MG to nie tylko modele HS czy ZS. Spotkałem ostatnio auto, które w Polsce jest rzadsze od najdroższych egzotyków. Chętnie bym się nim przejechał.

Jakie czynniki stoją za sukcesem marki MG w Europie, w tym w Polsce? Z pewnością to gama modeli, które podobają się nabywcom, zaspokajają ich potrzeby, a do tego kosztują bardzo rozsądne pieniądze. Jak na razie, wozy zbierają raczej pozytywne opinie od kupujących. Poza tym, jest jeszcze jedna kwestia.
Ta marka nie jest dla klientów anonimowa
To nie jest Jaecoo, czyli firma z trudną do wymówienia nazwą, ani BAIC. Literki MG prosto zapamiętać, a poza tym większości osób z czymś się kojarzą. To tworzy poczucie ciągłości - ma się wrażenie, że nie kupuje się kota w worku, tylko produkt utytułowanej marki, z wieloletnim doświadczeniem w branży i dziedzictwem. Nawet jeśli tak naprawdę nowe, chińskie MG ma z tym brytyjskim wspólną właściwie tylko nazwę. Nie przeszkadza to Chińczykom z SAIC nawiązywać do brytyjskiej kultury, zapraszać dziennikarzy na prezentacje połączone z herbatką o piątej i wystawiać zabytkowe MG w salonach. Mają do tego prawo.

Jakie auta widzicie przed oczami, myśląc o „dawnych” MG?
Ja myślałem raczej o naprawdę starych autach, takich jak Midget, MGB czy MGA. O końcówce działania MG Cars (dziś, po chińskim zarządem mówimy o MG Motor) trochę zapomniałem. Podobnie jak reszta świata. A potem wybrałem się na spacer.
Spotkałem bardzo rzadkie kombi
Rover 75 (1998-2005) nigdy nie był hitem sprzedaży w Polsce, zdarzał się jednak na naszych drogach i parkingach. Jako nowy stanowił wspaniały pomnik różnorodności w klasie średniej-wyższej, walcząc z Peugeotem 607, Oplem Omegą czy Saabem 9-5. Mógł nawet stanowić tańszą alternatywę dla Jaguara S-Type (pamiętam takie porównanie z czasopisma „Auto Motor i Sport”). Miał luksusowo prezentujące się wnętrze. Potem jako używany błyskawicznie stracił na wartości i okazało się, że można podarować sobie nieco przykurzonej, ale jednak angielskiej klasy, za grosze. Często na brytyjskich tablicach, jako kolejny pomnik - tym razem emigracyjnego sukcesu na nieprzesadnie wielką skalę (wyglądał drogo, był tani).

Przypomnijmy, o czym mówimy: tak o 75-tce pisał niedawno red. Tymon.
Mało kto też wie, jak dziwną i oryginalną konstrukcją był Rover 75. Po pierwsze, wykorzystano płytę podłogową BMW serii 3 E46, ale z napędem na przednie koła i z silnikiem umieszczonym poprzecznie. Po drugie, do napędu posłużyły silniki Rovera serii K o dziwnej, kanapkowej konstrukcji, gdzie zestaw śrub przechodził przez cały silnik, od miski olejowej przez blok i głowicę. Z czasem te śruby rozciągały się, stąd znana usterka tych silników: wypalona uszczelka pod głowicą.
MG ZT to jednak prawdziwa rzadkość
MG pełniło wówczas rolę sportowej „dywizji” Rovera. O ile więc Rover był samochodem dla ludzi w marynarkach, o tyle do MG pasowały też dżinsy. Może nawet modnie podarte.

Podczas spaceru zobaczyłem MG ZT 190 w wersji kombi. Nie wyglądało na zbyt często używane. To jednak już pełnoprawny youngtimer. Taki samochód ma silnik V6 o pojemności 2.5, wytwarzający - jak nazwa wskazuje - 190 KM. Przyspiesza od 0 do 100 km/h w 7,7 s, co dziś może i nie robi wielkiego wrażenia, ale wtedy było solidnym wynikiem, zwłaszcza jak na duże kombi (choć tylko z 400-litrowym bagażnikiem).

W gamie była jeszcze wersja 160 (160 KM z… 2,5-litrowego V6, dziś to nie do pomyślenia), ale było trochę zbyt wolna, jak na usportowioną markę. Na szczycie cennika znajdywała się za to wersja V8. Motor 4.6 wytwarzał 260 KM. Takie MG nie było przesadnie szybkie, bo na setkę trzeba było poczekać i tak 6,7 s. Warto odnotować jednak istnienie takich wersji, ponieważ działa się w niej rzecz niesłychana. O ile V6 miały napęd na przód, to w „ósemce” napęd trafiał na tył. Cały układ napędowy, automatyczna skrzynia biegów i tylny dyferencjał pochodziły z Forda Mustanga - tak, w aucie budowanym przez Rovera należącym do BMW.
Niestety, zarzucono plany budowy odmiany wzmocnionej kompresorem. Byłaby pewnie faktycznie prędka.
Teraz MG ZT 190 V6 można mieć za 6500 zł
Na tyle wyceniono jedyną (!) sztukę modelu ZT 190 wystawioną na Otomoto - i nie jest to ten sam samochód, co widoczny na zdjęciach. Pewnie tak naprawdę kupicie go jeszcze taniej - ja bym się targował, bo do właściciela raczej nie ustawiają się kolejki chętnych.

Czy warto? Auto może się podobać - zostało fabrycznie „podrasowane” ze smakiem za pomocą felg, osłon chłodniy czy zderzaków, a we wnętrzu miks małej kierownicy, czerwonych akcentów na półskórzanej tapicerce i białych zegarów wciąż robi dobre wrażenie. To bardzo tani sposób na zasmakowanie odgłosu i kultury pracy V6. Chętnie bym się tym przejechał, mniej chętnie bym posiadał. Może nie być łatwo z częściami, auto nie należy też do najtrwalszych (i może dlatego egzemplarz z moich zdjęć nie wygląda na użytkowany codziennie). Posiadacze starych MG na polskim forum piszą wprost, że to wybór dla fanów, gotowych na poświęcenia.
Ale może warto - miny kierowców nowych, chińskich SUV-ów na zlocie albo spocie MG (jestem pewien, że się odbywają) mogłyby być bezcenne. A potem pewnie pomogliby pchać.
- I cyk, MG już na pierwszym miejscu listy bestsellerów w lutym. W Hiszpanii ZS jest o 20 tys. zł tańszy niż w Polsce
- Miał być podbój, a jest odwrót. Pierwsze chińskie marki uciekają z idealnego dla nich rynku
- Ten człowiek kupił sześciodrzwiowego sedana z dieslem i napędem na przód. Chciałem mu pogratulować