751 koni, 4 silniki, 3,9 s do „setki”... i 8 lat na karku. Oto SLS AMG Electric Drive
Mercedes SLS AMG to dla wielu auto marzeń. I nic w tym dziwnego, skoro to grzmiący wydechem 8-cylindrowy potwór. Zbudowano też jednak niewielką partię bezgłośnych egzemplarzy o napędzie elektrycznym - i jedno z tych aut wystawiono właśnie na sprzedaż. Oto Mercedes SLS AMG Electric Drive.
Niektórzy z Was zapewne zastanawiają się, dlaczego niniejszy wpis przypisałem do kategorii „Klasyki”. Raz, że Mercedes SLS AMG Electric Drive nie jest wcale taki znowu stary, a dwa - no jak to, elektryk klasykiem?!
A ja Wam powiem, że będę tej kategorii bronić
Nie jestem fanem samochodów elektrycznych. Ba, nie jestem nawet fanem Mercedesa SLS - zdecydowanie wolę starszy model SLR McLaren. Ale zapewne słyszeliście, jak o wielu ciekawych autach mówi się za granicą, że to „instant classic”. I uważam, że tak ciekawa i zarazem tak rzadka konstrukcja jak elektryczny SLS również w pełni na to miano zasługuje. No hej, nieczęsto się zdarza, by producentowi się chciało produkować auto, które praktycznie nie ma cech wspólnych z modelem bazowym!
„No ale jak to nie ma cech wspólnych, toż to SLS jak w mordę strzelił!”
Wizualnie - owszem, jeśli pominiemy jaskrawy lakier i akcenty w tym samym kolorze. Takie samo jest też w większości wnętrze. Ale otwórzmy maskę, zajrzyjmy pod podwozie lub... postawmy samochód na wadze - wszędzie tutaj różnice będą ogromne. Ale po kolei.
Elektryczny Mercedes SLS ujrzał światło dzienne po raz pierwszy w 2010 r., jeszcze pod nazwą E-Cell. Pojazd miał stanowić swego rodzaju popis i wizualizację tego, co AMG zaplanowało na rok 2015 (swoją drogą, że chyba niewiele z tych planów wypaliło). Już w prototypie zastosowano cztery silniki (po dwa na każdej osi) - łącznie oddawały one do dyspozycji kierowcy nieco ponad 530 KM i 880 Nm. Co prawda mówimy więc o mocy niższej od tej w modelu benzynowym (571 KM w bazowej wersji), ale te parametry i tak wystarczały, by sprint do 100 km/h załatwiać w jakieś 4 s. Zastosowane akumulatory o łącznej pojemności 48 kWh miały pozwalać na pokonanie maksymalnie 180 km na jednym ładowaniu.
Dwa lata później pokazano model produkcyjny
Pod względem wizualnym różnice są niewielkie - najprościej oba auta odróżnić od siebie po reflektorach i po kolorze wykończenia wlotów powietrza. Dopracowano natomiast kwestie techniczne, co zaowocowało nie tylko wzrostem mocy (do 552 kW/751 KM) i momentu obrotowego (do 1000 Nm), ale i zwiększeniem zasięgu - ten miał sięgać 250 km (według wymogów cyklu NEDC). Czas przyspieszenia do 100 km/h uległ skróceniu do 3,9 s, a prędkość maksymalna to 250 km/h - co jest wartością ograniczoną elektronicznie.
Niestety, elektryczny SLS waży znacznie więcej od modelu benzynowego - blisko 2,1-2,2 t w porównaniu do niespełna 1,7 t zwykłego auta. Same chłodzone cieczą akumulatory o powiększonej do 60 kWh pojemności mają ponad 0,5 t. Tyle w tym dobrego, że można liczyć na nisko położony środek ciężkości auta. Trzeba tylko nieco poczekać na możliwość nacieszenia się nim - ładowanie trwa, w zależności od źródła prądu, od 3 do blisko 20 godzin.
Tak jak w prototypie, zastosowano cztery silniki elektryczne - każdy z nich waży 45 kg. W związku z dorzuceniem napędu na przednią oś, elektryczny Mercedes SLS AMG doczekał się kompletnie innego zawieszenia przednich kół - zamiast standardowego układu podwójnych wahaczy zamontowano układ typu push-rod. W miejscu hydraulicznego wspomagania kierownicy pojawił się układ elektrohydrauliczny, standardowo montowano także hamulce węglowo-ceramiczne. Niestety przygotowano też system SLS eSound, który na życzenie kierowcy mógł przy pomocy głośników udawać, że auto ma silnik V8. Ja tam wolałbym po prostu kupić model z V-ósemką, choćby jako drugie auto, no ale wiadomo: hejtuję bo mnie nie stać.
A propos finansów...
W 2013 r. Mercedes SLS AMG Electric Drive pojawił się w ofercie producenta. Kosztował blisko dwukrotnie więcej od wersji spalinowej (416,5 tys. euro; wzmocniony do 591 koni benzynowy SLS GT kosztował niespełna 205 tys. euro) i... w zasadzie figurował głównie w cenniku, bo niewielu klientów zdecydowało się na zakup. Niektóre źródła mówią o blisko 100 sprzedanych autach, ale inne - w tym dom aukcyjny RM Sotheby's, który obsługuje aukcję jaskrawego egzemplarza - wspominają o zaledwie 9 sztukach. Rozumie się więc samo przez się, że tanio nie będzie - oczekiwana kwota za widoczny na zdjęciach egzemplarz z przebiegiem niespełna 3800 km to 1,05 mln euro - czyli na dziś ponad 4,8 mln zł. Dużo? Owszem.
No ale klasyki mają swoje prawa...
Zdjęcie główne: Mercedes SLS AMG E-Cell