Ten Mercedes przeszedł swap na Diesla. Brzmi zwyczajnie, ale jest element zaskoczenia
Element zaskoczenia polega na tym, że jest to ostatni Mercedes, jakiego spodziewałem się zobaczyć z dieslem.
Nie ukrywam, że chciałem kupić W140 z dieslem, ale tylko 3.0 TD, tym 177-konnym. Bardzo trudno je znaleźć, chociaż to dobry silnik, który występował też w klasie E W210 i wielu innych modelach. W140 z takim silnikiem może nie jest szybkie, ale za to pali równe 10 i nie bardzo chce się psuć.
Trik jest taki, że ktoś ten silnik wrzucił do wersji coupe, czyli C140
Profanacja czy świetny pomysł? Dwudrzwiowa odmiana W140, czyli C140, zawsze była najdroższym modelem w gamie. Żadnych diesli i silników 6-cylindrowych, tylko V8 albo V12. Nie był to raczej pojazd dla klientów, którzy interesowali się zużyciem paliwa albo kosztami serwisowania. Jednak doszło tu do ciekawej sytuacji, ponieważ te wozy w tajemniczy sposób zapomniały podrożeć i nadal ich ceny są groszowe, sięgające kilku procent oryginalnej wartości. Tym sposobem mogło zdarzyć się, że trafiły one w ręce ludzi, którzy nie bardzo planowali wydawać kilkadziesiąt tysięcy złotych na naprawę silnika V12 – a wierzcie, że ta jednostka, jak wspaniała by nie była, potrafi dać użytkownikowi w kość. Musiało więc dojść do sytuacji, w której właściciel uznał, że taniej jest wyrzucić „widły” spod maski i dać coś prostego, co działa, ponieważ auto i tak jest niezbyt wartościowe, a lepiej żeby jeździło niż stało.
I tak powstał Mercedes C140 300 diesel
O ile widziałem kilka C126 SEC przerobionych na diesle, o tyle nie spodziewałem się zobaczyć tej przeróbki w C140. Niestety, opis tego egzemplarza niespecjalnie zachęca do podjęcia się wyzwania doprowadzenia go do stanu używalności. Przede wszystkim przeraża mnie treść „auto stało kilka lat”. To, że odpala z uszkodzoną stacyjką, nie dziwi mnie, ale stawiam że po kilku latach stania żadne przewody pneumatyczne – a jest ich w tym aucie bardzo dużo – nie trzymają szczelności, czyli zapewne nic z wyposażenia nie działa. A jeszcze nie doszliśmy nawet do kwestii elektryki, która została zapewne mocno pocięta przy okazji przekładki silnika. Wątpię, żeby to wszystko dawało się uratować. Jest to taki trochę motoryzacyjny zombie, samochód zawieszony między życiem a śmiercią, niby sprawny, ale cóż z tego, skoro za tę cenę można mieć równie dobry wóz, w którym wszystko będzie działać.
Dlatego to nie stan jest problemem, tylko cena
Za 10 tys. zł może warto byłoby się pobawić z tym autem, może zrobić z niego jakiś cykl na Youtube typu „Polski Mercedes C140”. Za 27 700 zł jestem w stanie znaleźć innego Mercedesa coupe o podobnych osiągach, niekoniecznie z dieslem, który nie będzie wymagał odbudowy wszystkiego. Zatem ostateczny werdykt co do tego wozu brzmi „to był świetny pomysł z tym swapem, ale obniżył i tak już niską wartość auta”. Co najwyżej można byłoby go w tej postaci postawić w nieistniejącym Polskim Muzeum Samoróbek, a do bagażnika dorobić stragan z owocami. I podpis „kiedy stać cię na konia, ale na owies już nie”.
Czytaj również: