REKLAMA

Podłączasz samochód elektryczny do ładowania, a on się rozładowuje i zasila sieć

Masz 40% akumulatora, podłączasz auto elektryczne do ładowarki w garażu, cyk i masz 10% – bo prąd był potrzebny w sieci. Genialny plan Brytyjczyków na pewno zachęci do przejścia na auta elektryczne z funkcją V2G – vehicle-to-grid.

nissan leaf awarie
REKLAMA
REKLAMA

Angielski operator sieci elektrycznej National Grid wprowadza program pilotażowy, obejmujący możliwość rozładowywania samochodów elektrycznych w razie dużego zapotrzebowania na energię. Ma to działać tak, że samochody elektryczne z funkcją oddawania energii do sieci (vehicle-to-grid - V2G) byłyby podłączone do gniazdek w godzinach największego popytu energetycznego i prąd zgromadzony w ich akumulatorach wspomagałby brytyjską sieć. Użytkownicy samochodów z V2G mają dostawać 60 pensów za godzinę rozładowywania ich samochodu. Sprawdziłem, że pół godziny szybkiego ładowania auta elektrycznego z angielskiej sieci Pod Point kosztuje 6,5 funta, czyli 13 funtów za godzinę. Czyli użytkownicy byliby jakieś 12,40 funta na godzinę do tyłu, ale za to mieliby bezcenne poczucie, że robią coś słusznego, wspierając sieć energetyczną całego kraju. Oczywiście da się naładować auto elektryczne i za 15 pensów za kilowatogodzinę – w specjalnej taryfie, w nocy itp.

Nie sądzę, żeby ten pomysł się przyjął

Innego zdania jest Julian Leslie, główny inżynier w National Grid – uważa on, że do sieci mogłoby przyłączyć się nawet dziesięć milionów samochodów i to byłoby fantastycznie. Spoko, tylko że w Wielkiej Brytanii jest niecałe 400 tys. samochodów elektrycznych. A ile z nich ma w ogóle funkcję V2G? Trudno oszacować, ale liczba ta jest zapewne znikoma. Z pamięci potrafię wymienić głównie elektryczne Nissany Leaf i e-NV200 jako auta z takim rozwiązaniem. Nissan rozwija je, żeby w razie potrzeby samochody elektryczne mogły posłużyć do zasilania terenów dotkniętych trzęsieniami Ziemi w Japonii. Nie spodziewałbym się inwestycji w to rozwiązanie np. od Stellantis, ale oczywiście nie należy mówić nigdy „nigdy”.  Teoretycznie auto z V2G może oddawać nawet 7 kW mocy do sieci.

Bardzo lubię zmyślone, entuzjastyczne opinie

Na przykład na tej stronie opisującej zalety V2G, pan David z Luton (dość oryginalne imię jak na Luton), mówi „90% czasu mój samochód stoi i nic nie rob. Mam wielki zbiornik energii stojący przed moim domem. Wpakowałem mnóstwo kasy w samochód, więc czemu miałbym nie używać go więcej, zamiast pozwalać mu stać bezczynnie?”. Dobrze powiedziane, David. Wpakowałeś mnóstwo kasy w wielki akumulator na kołach, który musisz naładować, żeby potem móc go rozładować. Pytanie, czy będziesz chciał to robić dla cudzej korzyści. Natomiast zauważyłem, że ludzie mają tak z telefonami: jak już ten telefon naładują, to muszą go od razu rozładowywać, żeby się nie marnował. W końcu nie po to zainwestowali tyle kasy...

REKLAMA

Może źle oceniam brytyjskie społeczeństwo i jego podejście do V2G

Może z entuzjazmem zakupi elektryczne Nissany, będzie ładować je nocą, a w dzień wspomagać narodową sieć elektryczną. Jednak koncepcja, w której podłączasz swój samochód do ładowania, a on się rozładowuje, wydaje mi się nieco przerażająca. Z drugiej strony, 125 lat temu przerażająca wydawała się koncepcja bezkonnego powodu, plującego dymem z komina podczas jazdy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA