REKLAMA

Kto kradnie benzynę, diesel lub LPG, posiedzi chwilę albo dwie. Projekt jest, proszę go wprowadzić

Druk numer 2024 to rządowy projekt ustawy zmieniający m.in. kary za kradzież paliwa. W procesie legislacyjnym wisi od lutego, ale w zeszły piątek wreszcie coś drgnęło w temacie. 

kara za kradzież paliwa
REKLAMA
REKLAMA

Obecna sytuacja prawna jest taka, że kraść paliwo po prostu się opłaca. Jeśli zatankuje się za mniej niż 500 zł i odjedzie bez płacenia, to popełnia się wykroczenie, a nie przestępstwo. Policja nie ściga sprawców wykroczeń aż z takim zaangażowaniem, jest po prostu duża szansa że się nam upiecze. O tyle większa, o ile to wykroczenie staje się powszechne i po prostu nie da się już przerobić tych wszystkich zgłoszeń.

Rządowy projekt ustawy ma to zmienić

Obecnie kradzież paliwa, również gazowego, podpada pod art. 119 kodeksu wykroczeń, o ile wartość skradzionych nośników energii nie przekracza 500 zł. Rządowy projekt przewiduje rozszerzenie art. 278 kodeksu karnego o następującą treść:

  1. Tej samej karze podlega, kto zabiera w celu przywłaszczenia cudzą kartę uprawniającą do podjęcia pieniędzy z automatu bankowego lub cudze paliwo ciekłe lub gazowe

 

Tej samej, czyli w tym przypadku karze z art. 278 kodeksu karnego. A ten przewiduje za kradzież już nie grzywnę lub ograniczenie wolności, ale karę pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. W skrócie: za zatankowanie pod korek i ucieczkę będzie można już normalnie trafić do celi grypsującej. Oczywiście nadal pozostaje paragraf 3. tegoż samego artykułu 278, który przewiduje tę samą karę co za wykroczenie (grzywna, ograniczenie wolności albo pozbawienie wolności do roku) w przypadku spraw „mniejszej wagi”. Teraz sąd będzie musiał zdecydować, czy jak raz na jakiś czas zdarzy się nam odjechać bez płacenia, to może ogólnie jesteśmy przestępcami mniejszej wagi. Właściwie istnienie paragrafu 3. trochę wysadza koncepcję w powietrze, ale zapewniam Was że rząd chce tylko Waszego dobra.

Kradzieże paliwa są powszechne, ponieważ system je ułatwia

Wystarczyłaby jedna prosta zmiana w funkcjonowaniu dystrybutorów i kradzieże paliwa by ustały. Właściwie we wszystkich punktach samoobsługowych, aby pozyskać jakiś produkt i móc z nim opuścić miejsce sprzedaży, trzeba przejść przez kasę i za ten produkt zapłacić. Wyjątkiem są jakieś składy budowlane, gdzie teoretycznie można by sobie nasypać łopatą żwiru na taczki i uciec, ale zapewne pracownicy wcześniej skłonią nas do wniesienia opłaty. W Stanach Zjednoczonych dystrybutory działają w ten sposób, że najpierw idzie się przedpłacić, a potem wlewa się za tyle, za ile się zapłaciło. Jeśli przedpłaciliśmy za dużo, to nie szkodzi, bo system obciąży nas tylko tyle, za ile faktycznie wlaliśmy. Takie urządzenia w Polsce też już funkcjonują, są to „tankomaty” na stacjach automatycznych. Żeby zacząć lać paliwo, musimy najpierw wprowadzić kwotę za jaką chcemy zalać i opłacić ją kartą. Czy ktoś kradnie z tankomatów? Nie, bo się nie da. Szach-mat złodzieje.

To na pewno się stanie, a póki co mamy długą drogę do nowych przepisów

W ostatni piątek wspomniany projekt wrócił z prac w komisjach z rekomendacją, żeby Sejm go uchwalił. Teraz powinno odbyć się głosowanie, w którym projekt zostanie przyjęty, potem ustawę podpisze prezydent i dopiero wtedy złodzieje paliwa będą musieli liczyć się z nowymi, surowszymi karami. Do tego czasu jednak kradzież paliwa za 500 zł to tylko wykroczenie.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA