REKLAMA

Pakistański kei-car-limuzyna bije rekordy absurdu. Pojechałbym nim do ślubu

Kolejny kei-car na sprzedaż. Skrolujcie dale... ej, chwila, on ma sześcioro drzwi. Pakistan to zaiste dziwny kraj.

kei car na sprzedaż
REKLAMA
REKLAMA

Gdybym tylko mógł, jeździłbym kei-carem, nawet takim nowoczesnym. Miałem okazję zapoznać się bliżej z tymi oryginalnymi, japońskimi kei-carami w Tokio i one wszystkie były wspaniałe, jeśli chodzi o dystrybucję miejsca w kabinie. To trochę taki kombivan, tylko przód jest krótszy. 64-konny silnik 0.6 w ogóle mi nie przeszkadza, podejrzewam że to jeździ podobnie do 75-konnego Kangoo 1.2. Kei-car idealnie sprawdza się w mieście, nic nie pali i w ogóle jest rewelacyjny, zwłaszcza jeśli jeszcze ma CVT. CVT to najlepszy typ przekładni – działa najpłynniej i obniża zużycie paliwa. Kto twierdzi inaczej, po prostu się nie zna.

Kei-cars są popularne nie tylko w Japonii

W swojej nieco zmienionej formie znakomicie sprzedają się od lat w Indiach i Pakistanie. Wszystkie te małe Maruti typu 800 czy Wagon R to bliscy krewni japońskich kei-carów. W Pakistanie jest to samochód do wszystkiego, tzn. może być taksówką, radiowozem i karetką pogotowia, jeśli zajdzie taka potrzeba. Zaszła najwyraźniej potrzeba wykonania luksusowej limuzyny na bazie Suzuki Wagon R z silniczkiem 0,6 l. Tym sposobem powstał niezwykły pojazd: ma 3 cylindry, 6 miejsc i sześcioro drzwi.

Proporcje tego pojazdu są zadziwiające. Trudno o coś tak wąskiego i długiego jednocześnie. Przedział pasażerski składa się z sześciu miejsc, przy czym środkowe umieszczono tyłem do kierunku jazdy. Każdy pasażer, co podobno jest bardzo ważne w tamtych okolicach, ma swoje własne drzwi. Całość wygląda na złożoną solidnie i według jakiegoś projektu, a nie jak zlepek przypadkowych części. Co jest o tyle dziwne, że nawet wytężając mózg z całej siły, nie jestem w stanie wymyślić sensu tej przeróbki.

Kei-car-limuzyna nie ma sensu

Czy ten samochód przez dodanie dwóch miejsc i znacznej długości stał się bardziej luksusowy? Nie wydaje mnie się. Owszem, powstała mała sala konferencyjna z czterema miejscami naprzeciw siebie, ale to wszystko. Ciasno jest dalej. Prestiż wątpliwy, choć może w pakistańskich realiach jest go całkiem sporo, a ja się po prostu nie znam. Osiągi muszą być nędzne, skoro sześćsetka została ta sama, a masa pewnie wzrosła o 1/3, albo o więcej, jak się tam napakuje ciężkich Pakistańczyków. Czyli wszystko wskazuje na to, że to świetna przeróbka, dokładnie tak samo bezsensowna jak te wszystkie amerykańskie limuzyny na bazie Lincolna Continentala czy jakiegoś Cadillaca. Zawsze one mnie niesłychanie bawią – wydłużanie samochodu jako alegoria wydłużenia swojego atrybutu męskości. Dowolny van typu salonka oferuje równie duże i luksusowe wnętrze bez konieczności babrania się z dodatkowymi drzwiami, przecinaniem auta w połowie itp.

A może jednak ma sens?

Może są osoby, które chciałyby pojechać do ślubu limuzyną, ale zarazem nie lubią przesady i ostentacji. Skromny ślubowozik z małym silniczkiem to jest to, co w zupełności im wystarcza. Może to jest pomysł na branżę ślubną: wesela w stylu „skromnie acz gustownie”, idealne na pandemię. Gości jest w sumie pięcioro, do ślubu jedziesz kei-vanem, a potem jest poczęstunek na stojąco z malutkimi kanapkami. Brzmi rozsądnie, w końcu ja też nie rozumiem tego afiszowania się z wynajętym bogactwem przez jeden dzień w roku. Do ślubu jedziesz limuzyną, żeby wyglądać na bogacza, ale już po tym ślubie do domu wracasz Golfem czwórką kombi z LPG. To ja już bym wolał sześciodrzwiowego kei-cara, przynajmniej byłoby śmiesznie.

REKLAMA

Zdjęcia: PakWheels.com

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA