Lincoln Continental dostanie drzwi otwierane pod wiatr. Dobry pomysł ze słabszym wykonaniem
Drzwi otwierane pod wiatr - kiedyś popularne, dziś domena głównie pojazdów klasy wyższej i luksusowych. Lincoln stwierdził, że to jest to, czego potrzebuje model Continental na swoje 80-lecie. Coś chyba jednak poszło nie tak.
Continental to jeden z najbardziej znanych Lincolnów w całej historii amerykańskiej marki. Pierwsze auta o takim oznaczeniu wyjechały na drogi w 1939 r. Obecnie w sprzedaży jest już 10. generacja tego auta - jej produkcja rozpoczęła się 2 lata temu.
Jak nietrudno zauważyć, wielkimi krokami zbliża się 80-lecie tego modelu.
Z tej okazji Lincoln postanowił wypuścić w świat wersję specjalną. Często przy podobnych okazjach do samochodów dodaje się po prostu trochę specjalnego wyposażenia, może też ekskluzywne lakiery czy felgi. Tutaj postanowiono jednak mocniej zaingerować w konstrukcję auta.
W efekcie jubileuszowy Lincoln Continental otrzyma tylne drzwi otwierane pod wiatr.
Jest to zabieg nie tylko znany z ekstremalnie drogich limuzyn w rodzaju Syreny Rolls-Royce'a Phantoma, ale także - a raczej przede wszystkim - mający umocowanie w historii tego amerykańskiego samochodu. Nadal dobrze rozpoznawalna 4. generacja Continentala dysponowała bowiem takim rozwiązaniem w wersji 4-drzwiowej. Co ciekawe, nie chodzi tu wyłącznie o typowego, ogromnego sedana - tak otwierane wrota były obecne także w kabriolecie.
Pomysł na powrót do historii - piękny. Szkoda tylko, że wygląda to trochę jak kwiatek do kożucha.
Lincoln Continental nie jest brzydkim autem i daleko mu do tego. Rzecz w tym, że obecnie to już jedynie zwykły sedan klasy wyższej, może jedynie trochę większy od konkurencji (nadwozie mierzy nieco ponad 5,1 m długości). Wyjątkowych i ekskluzywnych rozwiązań nie doszukamy się też pod karoserią. Samochód jest napędzany silnikami, które można spotkać w bazowym Fordzie Mustangu (3.7 V6 Cyclone), Explorerze (3.0 V6 EcoBoost) lub - o zgrozo - w F-150 (2.7 V6 EcoBoost) i bazuje na tej samej platformie co Mondeo i jego amerykański brat-bliźniak Fusion.
Oczywiście, zmian do wersji jubileuszowej wprowadzono więcej - mamy więc przykładowo dłuższy o ponad 15 cm rozstaw osi (i długość samego auta), a jedynym dostępnym silnikiem jest topowe 3.0 EB o mocy wynoszącej 406 KM. Zamiast na kanapie, pasażerowie z tyłu zajmą miejsca na dwóch osobnych fotelach. Kierowca skorzysta z dobrodziejstw możliwości ustawienia fotela w 30 kierunkach i wyświetlacza head-up. O komfort akustyczny ma zadbać system audio Revel Ultima, wspomagany przez system aktywnej redukcji hałasu.
No i te drzwi.
Szczerze mówiąc, jedynym powodem dla którego jestem w stanie zrozumieć na tyle istotną zmianę konstrukcyjną modelu specjalnego jest fakt, że chcemy nawiązać dla historii. Sensu praktycznego w tym jednak nie widzę. Miałem okazję zapoznać się bliżej z Rolls-Royce'ami Ghost i Wraith i o ile w przypadkach, gdy ktoś nam te drzwi otwiera, może być to faktycznie dość wygodne, tak w przypadku obsługi samodzielnej jakoś tego nie widzę. Wsiada się dziwnie, a jeśli uchwyty do zamykania są umieszczone w dziwnych miejscach i fotel jest daleko cofnięty, to dodatkowo pokracznie wysuwamy się z pojazdu, by te drzwi zamknąć. Cały problem w tym, że Lincoln Continental niekoniecznie jest samochodem pierwszego wyboru dla kogoś, kto chce jeździć z szoferem.
I jeszcze gwóźdź programu - słupek B.
Tak, taki słupek jest obecny w 4-drzwiowych Rollsach. Jest też obecny w Lincolnie. Ale czy to musi oznaczać, że to wygląda dobrze? Nie. Zwłaszcza że w Lincolnie to po prostu połać lakierowanej blachy - zero chromu, zero ozdobników. Może trzeba było wykorzystać patent z Forda B-Max i ukryć je w drzwiach?
Klasyczny Continental co prawda dysponował słupkami B, ale były symboliczne i zanadto nie przeszkadzały. Wrażenie po ukryciu słupków byłoby zdecydowanie lepsze - w końcu jak szaleć, to szaleć. A teraz mamy coś w rodzaju wydłużonego, maksymalnie dopakowanego wyposażeniem Mondeo, w którym ktoś miał kaprys i zmienił kierunek otwierania tylnych drzwi.
Są i zalety.
Każdy kupujący taki samochód zyska też dostęp do firmowych usług Black Label. W ich skład wchodzą m.in. coroczny detailing samochodu, darmowe mycie na życzenie czy... wizyty w restauracjach, gdzie można poznać nowe menu degustacyjne.
Ogółem mamy więc auto, które samo w sobie jest atrakcyjne wizualnie, świetnie wyposażone i zapewne przyjemne w użytkowaniu, ale także auto, co do którego mamy pełną świadomość, że jego producent nie miał wystarczającej odwagi, by pójść na całość.
Tak wyszło, że Lincoln Continental 10. generacji jest na rynku zaledwie od dwóch lat, więc ani nie ma jak już teraz go zastąpić całkowicie nowym modelem, ani nawet żeby zrobić poważny lifting konstrukcyjny. Wybrano więc linię najmniejszego oporu, tu wydłużono, tam podłubano i mamy: wersja 80th Anniversary Coach Door Edition jest gotowa.
Niech sobie jest, mi jednak wystarczyłaby zwykła.