Jeśli nie wozisz dziecka tyłem do kierunku jazdy, to życzysz mu śmierci. Sekta RWF miesza w głowach
Na pewno wiele razy czytaliście o fotelikach RWF, czyli Rear Way Facing – dziecko siedzi w nich tyłem do kierunku jazdy. Ich producenci i dystrybutorzy stosują technikę marketingu strachu i wyśmiewania: jeśli nie wozisz dziecka w ten sposób, jesteś potworem lub nie masz mózgu. Czy tak faktycznie jest?

Przeczytałem dziś post na Facebooku w tonie alarmująco-prześmiewczym dotyczący tego, że jacyś lekarze (niesprecyzowani) dopuścili, aby dwuletnie dziecko jeździło przodem do kierunku jazdy. To sprawiło, że fotelikarze od RWF wylali z siebie bardzo długą wypowiedź, wyśmiewającą tych lekarzy i podkreślających, że dziecko powinno jeździć w foteliku tyłem do kierunku jazdy najdłużej jak się da. Najlepiej do wzrostu 125 cm.

A dlaczego?
Ponieważ BEZPIECZEŃSTWO
„Tak jest po prostu bezpieczniej”. „Wszystkie badania pokazują, że...”. Możliwe. Niestety, post jest też pełen rad pozbawionych sensu lub informacji po prostu nieprawdziwych. Na przykład: „Kolizji czołowych jest wiecej, kilka razy więcej niż to mówią policyjne statystyki na ten temat bo są prymitywnie opisane". To już zahacza o retorykę foliarską z gatunku „policja specjalnie o tym nie mówi”. Jest też absurdalna porada, moja ulubiona, uważajcie:
Jeśli uważasz, ze fotelik rwf nie mieści się do twojego samochodu- zmień samochód na te kilka lat na większy (superb, sharan, espace).
No jasne, jak kupię przegniłego Sharana z 1999 r. albo udręczone na taksówce Espace IV, to wszystkie moje problemy znikną. Ale nie o tym chciałem mówić, tylko o tym, dlaczego dzieci należy wozić przodem do kierunku jazdy, gdy już są na to gotowe (tzn. nie jeżdżą w nosidełku).
Występuje tutaj istotny błąd logiczny
Zdaniem RWFiarzy, bezpieczeństwo jest absolutnym priorytetem we wszystkich kwestiach i należy podporządkować mu każdy inny aspekt życia – komfort, interakcje społeczne, ciekawość świata. Jeśli tak nie uważasz, to znaczy że nie dbasz o bezpieczeństwo, a to znaczy że narażasz swoje dziecko na straszliwą śmierć w czołowym zderzeniu, których jest „kilka razy więcej niż mówi policja”. Marketing strachu.
Problem w tym, że tak naprawdę bezpieczeństwo jest ważne, ale nie jest najważniejsze. Godzimy się na wiele ustępstw w kwestii bezpieczeństwa i przyjmujemy ryzyko w imię innych rzeczy. Na przykład można by ograniczyć prędkość pojazdów w całym kraju do 30 km/h i liczba śmiertelnych wypadków spadłaby pewnie do zera, ale nie robimy tego, bo chcemy móc szybciej dojechać na miejsce. O wiele bezpieczniej byłoby, gdyby pasażerowie byli oddaleni od ścian samochodu, żeby w razie kolizji występowało miejsce na bezpieczną strefę zgniotu, ale mimo to nasze pojazdy nie mają czterech metrów szerokości i ośmiu długości. Bezpieczniej byłoby, gdyby ludzie w ogóle nie jeździli samochodami, bo wtedy naprawdę nikt nie ginąłby w autach, ale mimo to zgadzamy się, aby w naszych miastach rozpędzone metalowe puszki mknęły tuż obok pieszych czy rowerzystów, którzy w zderzeniu z nimi nie mają żadnych szans. Nasze działania nie są racjonalne z punktu widzenia przyjmującego bezpieczeństwo jako priorytet, od którego nie ma żadnych odstępstw.
Miałem małe dzieci, woziłem je w zwykłych fotelikach
Wsadzenie dużego dziecka w fotelik do jazdy tyłem jest znęcaniem się nad tym dzieckiem w imię jego teoretycznego bezpieczeństwa. Jeśli cały czas żyjemy w założeniu, że naszym głównym celem jest uniknąć wypadku, to takie życie nie ma sensu. Dziecko w pozycji z nogami do góry lub na boki wpatruje się w oparcie kanapy (lub w telefon), nie widzi dokąd jedzie samochód, nie ma możliwości obserwowania drogi, ani nawet kontaktu wizualnego z rodzicami. W przypadku noworodka nie jest to aż takie ważne, bo i tak jeszcze niewiele rozumie, ale czterolatek/czterolatka? To czyste szaleństwo. Dziecko ma prawo być ciekawskie i ma prawo też korzystać ze świata, nawet jeśli „badania bezpieczeństwa wskazują na coś innego”. Staramy się zapewnić potomstwu bezpieczne dzieciństwo, ale to nie oznacza, że trzymamy je w bunkrze i karmimy wyłącznie papką, żeby nikt go nie napadł, ani żeby się nie zakrztusiło. Poznawanie świata i interakcje z ludźmi w ostatecznym rozrachunku są ważniejsze niż „bezpieczeństwo totalne”.
Jest jeszcze jedna sprawa
Samochody z pewnymi wyjątkami nie są przystosowane do wożenia w nich ludzi tyłem do kierunku jazdy. Są oczywiście takie przypadki, jak trzeci rząd w niektórych kombi czy siedzenia w autobusach. Jednak normalny samochód osobowy służy do wożenia ludzi przodem do kierunku jazdy. Umiejscowienie w nim pasażerów niewiele odbiegających od normalnego wzrostu (125 wobec 150 cm dolnego standardu jazdy bez fotelika) tyłem do kierunku jazdy jest błędem, to tak jakby domontować kółka boczne do motocykla, żeby zmniejszyć prawdopodobieństwo wywrócenia się. Na pierwszy rzut oka brzmi sensownie, a jednak nikt tego nie robi.
Korzystajcie sobie z fotelików RWF ile chcecie
Jak dla mnie, to możecie nawet poodwracać fotele w samochodzie, włącznie z fotelem kierowcy i jechać cały czas plecami do kierunku jazdy. Będę jednak wdzięczny za odrobinę zdrowego rozsądku i mniej sekciarstwa, a przede wszystkim za niepropagowanie podejścia polegającego na szantażu emocjonalnym: jeśli nie korzystasz z naszego fotelika, to zabijasz swoje dziecko. Przypomnę, że sprzedawcy fotelików RWF mają w zupełnym lekceważeniu bezpieczeństwo waszych dzieci, bo służy im ono tylko jako narzędzie, żeby zarobić więcej forsy.