Zdał prawo jazdy, ale osądzą go za jazdę bez uprawnień, których nie mogą mu teraz zabrać
Nic z tego nie zrozumieliście? To spróbuję Wam wytłumaczyć, chociaż sam nie jestem pewien, czy dobrze to rozumiem. W każdym razie przypadek z Lublina pokazuje zaawansowaną patologię systemu wydawania praw jazdy.
Chodzi o sytuację opisaną w Dzienniku Wschodnim. W skrócie: młody mężczyzna jechał dużo za szybko (przekroczył limit o 56 km/h), o czym policjanci dowiedzieli się z aplikacji „Krajowa Mapa Zagrożeń Bezpieczeństwa”, gdzie każdy może zgłosić zagrożenie w ruchu drogowym. Policjanci dokonali pomiaru i potwierdzili, że mężczyzna znacząco przekraczał prędkość, więc słusznie go zatrzymali. Potem zaczyna się robić śmiesznie.
Mężczyzna zdał już egzamin na prawo jazdy, ale nie miał jeszcze dokumentu
Z jakiegoś powodu nie wystarczy informacja w systemie o tym, że zdało się egzamin państwowy. Trzeba jeszcze czekać, aż urząd łaskawie wyda plastikowy dokument – w 2022 r., kiedy wszystko jest już scyfryzowane i wystarczyłoby dać adnotację przy koncie obywatela w mObywatelu. Można by to zrobić natychmiast po egzaminie, żeby przyspieszyć temat, ale nie, lepiej jest upokarzać adepta każąc mu czekać, aż urzędnikowi zechce się wydrukować kawałek plastiku. Miało to być zmienione, ale nie zostało. Jak napisano w tym artykule, to „melodia przyszłości”.
Skoro złapano tego młodego człowieka za jazdę bez uprawnień, to będzie musiał ponieść surową karę
Poza mandatem, jak napisano, będzie go obowiązywał jeszcze sądowy zakaz prowadzenia pojazdów. To prawda, takie są teraz przepisy: za każdą jazdę bez uprawnień sąd musi obowiązkowo orzec zakaz prowadzenia pojazdów na okres od 6 miesięcy do 3 lat. Wszystko fajnie, jednak jest tu pewien problem. Ten człowiek zdał egzamin państwowy, a skazano go za jazdę bez uprawnień. Nie można mu zabrać prawa jazdy, jeśli w myśl przepisów w momencie zatrzymania go nie posiadał. Dlatego moim zdaniem w obecnej sytuacji może on w oczekiwaniu na sprawę sądową śmiało pójść do swojego wydziału komunikacji odebrać prawo jazdy i co więcej, nie ma absolutnie żadnego powodu, by mu go nie wydać. W momencie zatrzymania prawa jazdy nie posiadał, a w momencie odbioru nie będzie miał jeszcze orzeczonego zakazu prowadzenia pojazdów. Może więc odebrać plasticzek, wsiąść w auto i jeździć, aż do sprawy sądowej.
Chciałbym zobaczyć urzędnika, który nie wydaje mu dokumentu, twierdząc że jest odebrany
To skoro jest odebrany, to znaczy że w momencie zatrzymania był ważny? Ależ bym wziął takie zaświadczenie.
Wszystko to jest turbomegapiętrowym absurdem, wynikającym z tego, że można zdać państwowy egzamin i nabyć uprawnienia do prowadzenia pojazdów, a mimo to dalej ich nie posiadać. Ciekawe, co powie sąd i czy znajdzie się jakiś prawnik, który tego młodego fana prędkości będzie bronił – nie od zarzutu o przekroczenie prędkości, bo ten jest oczywisty, ale od zarzutu o brak uprawnień.