REKLAMA

Czas się wreszcie zabrać za hulajnogi. Jest wzór, z którego trzeba skorzystać

Hulajnogi elektryczne w Polsce - w obecnym wydaniu - bez wątpienia są jakimś problemem. Jak go rozwiązać? Oczywiście sięgając po najlepsze możliwe wzorce.

Czas się wreszcie zabrać za hulajnogi. Jest wzór, z którego trzeba skorzystać
REKLAMA

Ale zanim o rozwiązaniu, trzeba stwierdzić dwie rzeczy:

REKLAMA

Chcemy i potrzebujemy elektrycznych hulajnóg.

Dowód na to jest prosty - gdyby nie były potrzebne, raczej nie zaczęłyby zyskiwać takiej popularności i masowo pojawiać się na naszych ulicach. Trudno się w sumie dziwić - kosztujące przeważnie około 2000 zł urządzenie, które kompletnie bezwysiłkowo i z pominięciem korków oraz uroków ledwo dychającego w naszym kraju transportu publicznego pozwala pokonać krótsze dystanse. Serwis? W skali roku właściwie nic. „Paliwo”? Również - prawie nic. Parkowanie? Żaden problem.

Hulajnogi zaczęły więc z powodzeniem walczyć ze zwykłymi rowerami (bo wysiłek), rowerami z elektrycznym wspomaganiem (bo dużo tańsze) i samochodami. Ten ostatni przypadek cieszy szczególnie, bo zorientowanie się, że nie trzeba ciągnąć ze sobą tony metalu, plastiku i płynów - a wcześniej wydać na to tysiące przy zakupie i wrzucać tysiące w utrzymanie - żeby pokonać 2 km, to i tak więcej, niż spodziewałbym się po współczesnym społeczeństwie.

Czyli tak - hulajnogi elektryczne powinny z nami zostać, bo ich obecność pozwoli sprawniej poruszać się po miastach. I tym, którzy jadą hulajnogą, i tym, którzy wybiorą samochód. Tym drugim oczywiście ze względu na to, że nie będą musieli się przepychać z umysłowym upadkiem w postaci „500 m autem, dlaczego stoję w korku?”.

Aczkolwiek.

„Ale przecież hulajnogi elektryczne to wypadki i trupy”.

W jakimś stopniu tak - i obstawiam, że w najbliższych miesiącach będzie rosnąć intensywność medialnego budowania takiego skojarzenia. Powód pierwszy - więcej użytkowników to więcej wypadków, jeśli nie robi się nic, żeby było lepiej. Powód drugi - bezpieczeństwo na hulajnogach to przy okazji ostatnich pomysłów rządu odnośnie kasków nośny temat. Więc będzie o tym głośno.

Z drugiej strony - patrząc na dane policji za rok 2024, kierujący hulajnogami spowodowali 372 wypadki, co stanowi 1,9 proc. całości. W wypadkach tych zginęły 3 osoby, czyli 0,2 proc. całości, a rannych zostało 400 osób - czyli 1,7 proc. Grupa z podobnymi statystykami - choć z wielokrotnie wyższą (26 osób) śmiertelnością, to… kierujący motorowerami. Jednocześnie nikt nie proponuje, żeby zabronić motorowerów.

Inne statystyki? Kierujący hulajnogami spowodowali 1 wypadek, gdzie poszkodowany został motocyklista (kierujący samochodami - 1120). Łączna liczba wypadków z udziałem hulajnóg elektrycznych - 624 i 5 ofiar. Liczba najechać na pieszego? 64 i 0 ofiar. Nawet rowerzyści mają na sumieniu dwa razy więcej wypadków i 2 ofiary śmiertelne w tej klasyfikacji. O kierowcach samochodów lepiej nie mówmy, bo statystyki wyraźnie pokazują, że to tych pojazdów powinno się zabronić, jeśli zależy nam na bezpieczeństwie.

Czyli tak - potrzebujemy hulajnóg i trup wcale póki co nie ściele się gęsto. Ale jeśli zostawimy wszystko tak jak jest, to będzie tylko gorzej, bo wpuszczamy każdego roku tysiące elektrycznych pojazdów na infrastrukturę, która nie jest przystosowana nawet dla nożnie napędzanych rowerów.

Dodatkowo - będąc krajem z żenującą infrastrukturą „mikromobilną”, po raz kolejny daliśmy po prostu ciała na całej linii.

Holandia dumała, dumała i wydumała. Można brać przykład (ale)

Jak to wyglądało u nas z hulajnogami elektrycznymi? W sumie to w ogóle nie wyglądało. Urządzenia zaczęły pojawiać się na ulicach w wersji prywatnej i komercyjnej, ludzie zaczęli na nich jeździć, rząd po długim czasie stwierdził „o, hulajnogi” i rzucił kilka losowych - momentami kompletnie absurdalnych - przepisów, których nikt nigdy i nigdzie nie przestrzegał.

Na drugim biegunie mamy natomiast niedościgniony wzór, czyli Holandię. Kraj z infrastrukturą, która teoretycznie nadaje się idealnie bo bezpiecznej jazdy hulajnogami elektrycznymi i który jednocześnie aż do tego roku… zabraniał jazdy na tego typu sprzętach. Dopiero po długich analizach i naradach ostatecznie dopuszczono je do ruchu, jednocześnie traktując je w dużej mierze jak skutery/motorowery. Poza prędkościowym „kagańcem” wymagana jest m.in. tablica rejestracyjna i OC, nie można na nich jeździć przed ukończeniem 16 roku życia, a także nie można nimi jeździć po chodnikach.

Co ciekawe, nie ma obowiązku jazdy w kasku na hulajnodze elektrycznej, co - według naszego rządu - powinno zmienić świat. Z drugiej strony - u nas kask będzie trzeba zakładać do 16 roku życia, potem już nie, więc przypadkiem tutaj nasze i holenderskie przepisy się zbiegły.

Trudno się przy tym do holenderskiego rozwiązania przyczepić. Większość danych wskazuje na to, że wypadkowość hulajnogowa jest wyższa niż rowerowa, a do tego zachowana zostaje logiczna konsekwencja „napędowa”. Czyli jeśli coś może się napędzać „na naciśnięcie przycisku”, to należy to traktować jak pod-wariant motoroweru, a nie jakieś dziwne skrzyżowanie roweru z pieszym.

Czy powinniśmy brać przykład? Tak (ale)

Obecnym problemem z hulajnogami w Polsce jest nie tylko żenująca infrastruktura, która przyczynia się do zwiększenia liczby zdarzeń, ale też kompletna bezkarność użytkowników. Polecam przejechać się na fabrycznie zablokowanej do 20 km/h hulajnodze i policzyć, ile osób na hulajnogach nas wyprzedzi. Podpowiadam - wszystkie.

Jednocześnie kontroli w tej kwestii właściwie brak. Żeby było smutno i śmiesznie, to taki na przykład Kraków teraz, po latach od wprowadzenia przepisów dotyczących maksymalnych prędkości hulajnóg, planuje zakupić… niezbędną do kontroli hamownię. Tak, planuje. Tak, jedną. To znaczy planuje jak planuje, bo rezolucja w sprawie zakupu została odrzucona przez radnych, ale sprawa jest traktowana poważnie.

REKLAMA

Powtarzam: jedną. W czasach, kiedy część producentów prześciga się w ułatwianiu użytkownikom zdejmowania ograniczenia prędkości z ich hulajnóg. Czasem wystarczą dwa kliknięcia i już jedziemy tyle, ile fabryka dała. Oczywiście nie da się tego zakazać, bo w końcu można używać hulajnogi na terenie prywatnym, ale przy braku poczucia, że za odblokowania hulajnogi do jazdy po drogach publicznych coś może nam grozić - szykujcie się na to, że 30 czy 50 km/h na takim sprzęcie będzie standardem - i to tylko częstszym.

Chętnie bym więc napisał, że Holandia zrobiła to dobrze i czas wziąć z niej przykład, traktując hulajnogę jako pełnoprawny motorower (choć niekoniecznie z prawem jazdy i kaskiem, skoro Holendrzy też to odpuścili). Tyle tylko, że przy obecnym podejściu - skończyłoby się na martwym prawie. Zacznijmy więc może od próby przypilnowania obecnego, a potem - niech znajdzie się miejsce na to, co wymyślili w odległym (bardziej mentalnie i urzędowo niż geograficznie) Królestwie Niderlandów. Bo pomysł jest dobry.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-07-23T10:50:02+02:00
Aktualizacja: 2025-07-22T17:56:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-22T16:35:41+02:00
Aktualizacja: 2025-07-22T16:20:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-22T10:04:42+02:00
Aktualizacja: 2025-07-21T19:43:56+02:00
Aktualizacja: 2025-07-21T17:44:25+02:00
Aktualizacja: 2025-07-21T17:42:55+02:00
Aktualizacja: 2025-07-21T12:40:16+02:00
Aktualizacja: 2025-07-19T13:05:52+02:00
Aktualizacja: 2025-07-19T08:56:07+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA