Ford Mustang Mach 1 wypełni lukę pomiędzy wersjami GT i Shelby. I będzie w 0% elektryczny
Od dłuższego czasu mówiło się, że gamę Forda Mustanga opuści model Bullitt. Ale nie martwcie się - Amerykanie mają już gotową alternatywę.
Mach 1 to oznaczenie niemal równie kultowe co sam Ford Mustang. Pojawiło się już w 1968 r., kiedy to zaprezentowano pakiet poprawiający osiągi pony cara (z przeznaczeniem dla roku modelowego 1969). Nie jest to zarazem nazwa tak znana jak oznaczenia Shelby, ale jest na to proste wytłumaczenie - Mustangi Mach 1 oferowano jak dotąd tylko w latach 1969-1978 oraz w latach 2003-2004.
Na początek mam informację, która ucieszy klientów kupujących auta w specyfikacji europejskiej, a zasmuci tych ściągających pojazdy ze Stanów Zjednoczonych. O co chodzi? O moc 5-litrowego silnika: zgodnie z przewidywaniami, Ford Mustang Mach 1 jest mocniejszy od Bullitta, którego pośrednio zastąpi... ale tylko od wersji europejskiej, osiągającej 460 KM. W USA Bullitt doczekał się modyfikacji, dzięki którym jego moc wzrosła do 487 koni - i tyle właśnie będzie mieć też nowy Mach 1. Obserwatorzy i fani Niebieskiego Owalu spodziewali się raczej wyniku na poziomie ok. 530 KM.
Mimo wszystko auto będzie lepiej wypełniać lukę pomiędzy standardowym Mustangiem GT (u nas 450 KM, w Stanach 466), a modelami Shelby GT350 (533 KM) i GT500 (771 KM). Ale wbrew pozorom to nie moc jest w tym wszystkim najważniejsza.
Wspomnianą lukę pomoże wypełnić przede wszystkim szereg elementów z wersji Shelby GT350.
Mowa tu m.in. o kolektorze dolotowym, chłodnicy oleju czy też innej skrzyni biegów. O ile Mustang Bullitt korzysta z tej samej przekładni co standardowe GT, to tym razem będziemy mieć do czynienia ze skrzynią Tremec 3160. Ford dozbroił tę 6-biegową przekładnię w układ wyrównywania obrotów (rev-matching) oraz w przyjemniejsze w codziennej eksploatacji sprzęgło ze standardowego modelu GT. Krótsze niż w Mustangu GT mają być drogi prowadzenia drążka.
Dla chętnych będzie także dostępna 10-stopniowa przekładnia automatyczna SelectShift, co należy rozpatrywać w kategoriach poszerzenia gamy; w Bullicie automat nie jest dostępny. Osobiście jednak nawet przez chwilę nie zastanawiałbym się nad skrzynią automatyczną, a już szczególnie nie w usportowionej wersji auta sportowego. Uważam bowiem, że to właśnie połączenie dużego, wolnossącego silnika i manualnej skrzyni biegów to coś wyjątkowego w motoryzacji na przełomie 2. i 3. dekady XXI w.
Chwila! Jeszcze nawet nie omówiliśmy wyglądu!
Typowo dla Mustanga, także i wariant Mach 1 będzie relatywnie łatwy do odróżnienia od pozostałych. Przód doczekał się nowego grilla i zderzaka, natomiast tylnego zderzaka - wraz z potężnym dyfuzorem - użyczył topowy Mustang Shelby GT500. Nowe będą także wzory 19-calowych obręczy. Węższe koła (9,5 cala szerokości z przodu, 10 z tyłu) będą przeznaczone dla standardowego Macha, a szersze (10,5 cala szerokości z przodu, 11 z tyłu) dla aut doposażonych w opcję Handling Package. Pakiet ten zawiera także m.in. bardziej rozbudowany przedni splitter i większy tylny spoiler.
We wnętrzu zmian będzie nieco mniej. Wśród najważniejszych warto wymienić nowe wykończenie deski rozdzielczej.
Co ciekawe, ze zdjęć wynika, że nawet w wersji zorientowanej na osiągi (ja naprawdę muszę się zatrudnić w marketingu) standardem nie będą fotele Recaro - przynajmniej w Stanach Zjednoczonych.
A co z prowadzeniem?
Auto ma się prowadzić lepiej od Mustanga GT i Mustanga Bullitt. Odpowiadać za to będzie nie tylko przekalibrowany układ wspomagania kierownicy i nowa przekładnia kierownicza; do tego dorzucono inne nastawy zawieszenia adaptacyjnego MagneRide i szereg nowych elementów w zawieszeniu, od przednich sprężyn zaczynając, na sztywniejszych tulejach tylnej ramy pomocniczej kończąc.
Kiedy w Europie?
Nie zaskoczę Was: jeszcze nie wiadomo. Ford twierdzi jednak, że Mach 1 ma być modelem globalnym (w przeciwieństwie do topowych wariantów Shelby), więc jest nadzieja, że nowy Mustang trafi i do nas. Co bardziej niecierpliwi i tak muszą chwilę poczekać - auto trafi do salonów w USA i w Kanadzie wiosną 2021 r. Warto też mieć na uwadze, że produkcja najprawdopodobniej będzie limitowana. A co z ceną? Jeśli faktycznie auto miałoby zawitać i w naszych salonach, z pewnością nie będzie kosztować mniej od wersji Bullitt. Tą można obecnie kupić za niespełna 257 tys. zł (bez dodatków). Biorąc jednak pod uwagę sporo zmian konstrukcyjnych i nieco więcej mocy, spodziewałbym się, że na stole trzeba będzie położyć przynajmniej o 15-20 tys. zł więcej.