Z czym kojarzy nam się Ford? Z Fiestą, z Mustangiem, z dobrym prowadzeniem i względnie przyzwoitą ceną? Błąd, błąd, błąd. Ford powinien nam się kojarzyć ze wszystkim, tylko nie z samochodami. I - jeśli dalej koncern będzie podążać w tym kierunku - kto wie, czy za jakiś czas taki scenariusz się nie ziści.
Samochody z niebieskim owalem na masce są od dość dawna jednymi z moich ulubionych. Jasne, niektórzy mogliby to porównywać do stwierdzenia, że niezwykle lubię, gdy łapie mnie przeziębienie. Tak już jednak jest i nic na to nie poradzę. Stosunkowo często Fordy mają zresztą coś na swoją obronę także obiektywnie - a to niezłą cenę (OK, nie zawsze), a to co najmniej przyzwoity układ jezdny.
Rzecz w tym, że najwyraźniej pojawiają się problemy z zyskownością.
A problemy z zyskownością są w tak ogromnych korporacjach na szczycie listy najgorszych katastrof. Nieznacznie ustępują jedynie wojnie atomowej i trafieniu w centralę firmy przez meteoryt. W związku z tym w ostatnim czasie Ford podejmuje szereg ruchów, które mają wyniki finansowe poprawić. Na czele mamy tu oczywiście drastyczne okrajanie gamy modelowej - przykładowo w Stanach Zjednoczonych oprócz wszelkiej maści SUV-ów w ofercie ma pozostać tylko Mustang i nowy Focus.
Choć są to ruchy z punktu widzenia klienta naganne (nie żeby ktoś się naszą opinią przejmował), to powiedzmy, że przy odpowiedniej ilości dobrej woli można to jeszcze próbować jakoś zrozumieć. Tylko dlaczego przy tym całym mówieniu o zyskowności Ford jednocześnie raczy opinię publiczną różnymi pomysłami, które w większości innych firm o podobnym profilu działania wyleciałyby przez okno, być może razem z ich autorami?
Najnowszy pomysł - buda dla psa.
Nie mata do przewożenia zwierzaka w bagażniku, nie żadna kładka ułatwiająca zwierzakowi wejście do bagażnika. Buda, najzwyklejsza bu... nie, wróć. Nie taka najzwyklejsza, ponieważ buda pokazana przez Amerykanów ma system redukcji hałasu. W świetle zbliżającego się Sylwestra mogłoby to być nawet fajne. Gorzej jednak, jeśli system redukcji hałasu miałby też skutecznie wyciszać przykładowo nawoływania właściciela.
Żeby jeszcze to miało faktycznie trafić do produkcji, to może dałoby się jakoś ten pomysł obronić. Osobiście bardzo bym się jednak zdziwił, gdyby takie budy pojawiły się powszechnie w sprzedaży.
Oprócz tego - sterta innych pomysłów, spośród których żaden nie dotyczy zaprojektowania nowego Capri.
Samochód z wbudowanym motocyklem? Mamy to. Grzane pasy bezpieczeństwa? Oczywiście. A może przyglądanie się big data, które miałyby pomóc określać miejsca, gdzie istnieje największe ryzyko wystąpienia wypadku drogowego? Potencjalnie przydatne i potrzebne, nie przeczę. Byłoby jednak miło, gdyby do wymyślania tego nie skierowano wszystkich, którzy do tej pory zajmowali się rozwijaniem gamy modelowej, a np. zatrudniono więcej pracowników.
Tymon od dłuższego czasu mówi, że koncernom w rodzaju Forda czy General Motors już od dawna nie zależy na produkcji samochodów. To, co się liczy, to słupki i liczby. Ale to Ford najbardziej się w tym wszystkim gubi, każdym kolejnym pomysłem powodując, że newsy czyta się z oczami wytrzeszczonymi do rozmiarów kamieni młyńskich. I jak osobiście auta tej marki cały czas lubię, to biorę pod uwagę, że w ciągu najbliższych kilkunastu lat to wszystko może po prostu runąć jak domek z kart.
Trochę szkoda by było, po tylu latach tradycji i tylu interesujących modelach, które w swojej historii zbudował Niebieski Owal. Ale skoro wolą się skupiać na konstruowaniu budy dla psa, z której pewnie i tak z czasem powstanie najmniejszy SUV w gamie, to może faktycznie czas powoli zwijać manatki? Może czas oddać rynek komuś, dla kogo sprzedaż samochodów nie jest tylko kulą u nogi, oferując tylko ewentualne wsparcie techniczne?