Ford F-150 Lightning ma bagażnik jak kawalerkę. Jeździłem elektrycznym pickupem po Polsce
Ford F-150 Lightning nie trafi do Europy, ale mogłem nim pojeździć po polskich drogach. Najpierw trochę się przeraziłem, a potem zanotowałem, jakie ma najciekawsze gadżety i detale.
Olbrzymi, ciężki, a przy tym potwornie szybki. Tak, że za pierwszym razem po wciśnięciu gazu do podłogi można się przerazić. Wszystko odbywa się w zupełnej ciszy. Niby już do tego przywykłem, bo jeździłem wieloma mocnymi samochodami elektrycznymi. Ale w przypadku samochodu mierzącego prawie sześć metrów i szerokiego wraz z lusterkami na ponad 2,4 m, wrażenia są zwielokrotnione. Gdy siedzi się za kierownicą F-150, pasażer z prawej jest już chyba w innym powiecie, a koniec paki – w innej strefie czasowej.
Oto Ford F-150 Lightning. Ma 580 KM i 1050 Nm (!)
W gamie jest jeszcze wersja rozwijająca 440 KM. Ta mocniejsza osiąga 100 km/h w mniej niż pięć sekund. Na jednym ładowaniu przejedzie – według producenta – niemal 500 km. W rzeczywistości, w taką pogodę, jak teraz, ekran pokazywał, że mogę pokonać co najwyżej 333 km.
Jak na Stany Zjednoczone, to co najwyżej średniej wielkości wóz – akurat taki, by skoczyć nim załatwić sprawunki. Gama Fordów z serii F dopiero zaczyna się od F-150, a kończy na F-650 wielkim jak blok mieszkalny.
F-150 Lightning to sposób Forda na przekonanie tych, którzy kupują pickupy, by spróbowali elektromobilności. To gigantyczna grupa, bo popularny przede wszystkim w Stanach Zjednoczonch F-150 sprzedaje się na tyle dobrze, że co roku depcze po piętach kupowanej na całym świecie Corolli w kategorii „najpopularniejszy samochód na Ziemi”. Lightning ma za zadanie także zwrócić na siebie uwagę tych, którzy może i spróbowaliby, o co chodzi w tym całym jeżdżeniu na prądzie, ale nie chcą Tesli. Trochę dlatego, że debiut Cybertrucka ciągle się przesuwa… a trochę dlatego, że ten kalifornijski pomysł jest bardzo daleki od ich poglądów i upodobań. Oni chcą F-150, bo takim jeżdżą od pokoleń. Ma wyglądać jak zwykły pickup.
Ten model nie będzie dostępny w Europie
Ford F-150 Lightning nie trafi – przynajmniej jak na razie – na nasz kontynent, ale polski oddział Forda wypożyczył jeden egzemplarz na testy dla dziennikarzy. Byłem jednym z nich i spędziłem z „Błyskawicą” kilka godzin.
To był mój pierwszy kontakt z F-150 w ogóle. Po początkowym onieśmieleniu rozmiarami tego wozu, rozejrzałem się po kabinie. Jakość plastików i ich spasowania jest całkiem dobra. Wręcz osobowa i… europejska. Nie poczułem, że jadę autem użytkowym z kraju, w którym kwestia wykonania wnętrza jest delikatnie mówiąc drugorzędna.
Głównym punktem wnętrza F-150 jest oczywiście wielki ekran. Jest wygodny w obsłudze, ale nawet w tak olbrzymim aucie wygląda na… nieco za duży. Co jeszcze zauważyłem? W środku można znaleźć więcej gniazd USB niż burgerowni w Teksasie. Z tyłu jest przestronnie jak na ranczu w Arizonie. Samochód jest też bardzo wygodny na wybojach. Przez te większe – również na polnej drodze – po prostu przepływa i to pomimo jazdy „na pusto”, bez ładunku na pace. To zasługa pożegnania resorów piórowych z tyłu w wersji elektrycznej.
Ale i tak Ford F-150 Lightning najbardziej czaruje detalami i gadżetami
Jest tu naprawdę sporo interesujących rozwiązań, czyli przeróżnych „quirks and features”, jak powiedziałby pewien rodak Forda. Zacznijmy ich mały przegląd.
Najlepszy jest frunk
Frunk czyli front trunk – przedni bagażnik. Zazwyczaj pod maską F-150 drzemie wielki silnik benzynowy, ale skoro tu go nie ma – a silniki są ukryte pod autem – pozostaje przestrzeń do zagospodarowania. Obecność ponad 400-litrowego kufra rozwiązuje odwieczny problem pickupów. Gdy ktoś chciał przewozić takim autem nie świnię albo quada, tylko walizki albo nawet zakupy spożywcze, nie miał ich gdzie ułożyć. Na pace by latały, w środku zawadzały. Teraz Ford F-150 Lightning pozwala umieścić je w bagażniku. Mieści się tam nawet… człowiek, na przykład piszący te słowa. Warunki są całkiem komfortowe, a gdy pobyt w ciemnościach się znudzi, można otworzyć klapę (sterowaną elektrycznie, żeby nikt się nie zmęczył – F-150 otwierający klapę wygląda jak zwierz rozwierający paszczę) specjalną rączką, obowiązkową według amerykańskich przepisów. Jest nawet podświetlana. Nie pytajcie, skąd wiem!
Lubię też elektrycznie sterowane pedały
To bardzo amerykański gadżet. Oprócz fotela i kierownicy można ułożyć sobie też pedały, przesuwając je w przód i tył po wciśnięciu przycisku. Polubiłem to rozwiązanie, bo dzięki niemu rzeczywiście mogłem znaleźć idealną pozycję za kierownicą wielkości koła sterowego i na fotelu szerszym od niejednej kanapy.
Ford F-150 Lightning ma też elektrycznie sterowany… lewarek do zmiany biegów
Gdy wejdzie się do auta, lewarek do wybierania kierunku jazdy leży – nie bardzo wiem, dlaczego. Nie można go po prostu podnieść ręką, trzeba klikać przycisk. Wtedy mały silniczek elektryczny robi „bzz” i lewarek odzyskuje pion. Po co? To chyba już taka amerykańska potrzeba „uelektryczniania” wszystkiego. Gdyby jeszcze dało się złożyć lewarek w czasie jazdy – na przykład by coś tam położyć – widziałbym w tym sens, ale to niemożliwe. Czekam na elektrycznie wysuwane osłony przeciwsłoneczne. Ciekawe, czy jakaś firma już na to wpadła.
Za to schodek i rączka się przydają
Po położeniu tylnej klapy można wysunąć z niej schodek ułatwiający wejście na klapę. To nie wszystko, bo obok wysuwa się rączkę. Teraz można już bezpiecznie i wygodnie wdrapać się na pakę – nawet jeśli ktoś lubi jeść powiększone, amerykańskie zestawy z fast foodu na śniadanie, obiad i kolację - i obserwować innych z wyższością. Zwłaszcza tych, którzy już zamówili F-150 Lightning i na niego czekają, a my już mamy swój egzemplarz. Czas oczekiwania w Stanach Zjednoczonych sięga obecnie trzech lat. Czyli elektryczna legenda chyba okazała się sukcesem, a ja wcale nie jestem zdziwiony. Wszystko ze znaczkiem F-150 sprzedaje się za Oceanem jak świeże donuty.
Fot. Chris Girard