Ferrari Roma to najnowszy „tani" model marki. Jaram się jak Rzym za Nerona
Zaczęliśmy dzień od Tico, więc teraz – na odtrutkę – czas na Ferrari. Stylistyka i nazwa tego wozu nawiązują do „beztroskiego życia w Rzymie lat 50. i 60.”. Pod maską – beztroskie 612 KM.
Jeśli nie potrzebujesz żadnego z topowych Ferrari i wolisz skupić się na bardziej „przystępnych” modelach, dotychczas byłeś skazany/a na Californię (ostatnio znaną jako Portofino). To najtańszy samochód w ofercie marki. Ci, którzy mieli okazję nim jeździć, zazwyczaj są zachwyceni. Trzeba jednak przyznać, że California/Portofino mają pewne problemy wizerunkowe. To coupe-cabrio jest postrzegane jako wyjątkowo szpanerskie, trochę nieprawdziwe Ferrari. W sam raz właśnie na lans na słonecznych, kalifornijskich bulwarach.
Teraz nadjeżdża ratunek.
Roma to nowy model, który w piramidzie modelowej Ferrari będzie znajdował się na tym samym poziomie, co wspomniana California. Ma identyczny rozstaw osi, jest to jednak klasyczne coupe. Właśnie dowiedzieliśmy się, jak wygląda. Trudno się nim nie zachwycić. Nie jestem wielkim fanem supersamochodów i rzadko wzdycham do któregoś z nich. Muszę jednak przyznać, że Romą jaram się jak Rzym za Nerona.
Ferrari mówi tu o stylistyce retro. Nie bawiono się jednak w tworzenie unowocześnionej wersji któregoś z legendarnych modeli. Narysowano samochód od zera, pamiętając o nawiązaniach do przeszłości. Niektórzy widzą tu akcenty z Daytony. Inni słyszą echa Ferrari 250 GT. Tak czy inaczej, jest bardzo ładnie.
We wnętrzu zastosowano nowy pomysł.
„Nowy” w przypadku Ferrari, bo inne marki znają go od dawna. Mowa o wysokim i szerokim tunelu, oddzielającym kierowcę od pasażera. Oprócz tego, warto wspomnieć o trzech ekranach. Ten centralny nie zaskakuje. Kto zna Ferrari, pewnie nie jest zaskoczony również wyświetlaczem przed pasażerem. Gorzej, że kolejny ekran umieszczono przed kierowcą, w miejscu zegarów. Brak normalnych wskaźników w Ferrari? Szkoda. Po prostu szkoda.
Co ciekawe, do Romy teoretycznie mogą zmieścić się cztery osoby. Nie mogą jednak być zbyt rosłe. Tylne, malutkie fotele lepiej będzie traktować po prostu jako półkę na torby i kurtkę.
Co pod maską?
Roma to model z silnikiem z przodu. Mówimy tu o 3,9-litrowym, podwójnie doładowanym V8 o mocy 620 KM osiąganej przy 7500 obrotów na minutę. Moment obrotowy wynosi 760 Nm. Moc na koła przenosi ośmiobiegowa skrzynia automatyczna z dwoma sprzęgłami.
Ferrari zapowiada, że Roma osiągnie 100 km/h w 3,4 s. Jeśli nie przestaniemy przyspieszać, po 9,3 s na ekranie (ech!) wyświetli się 200. Gdy prosta będzie odpowiednio długa, zobaczymy tam nawet liczbę 320.
Cen jeszcze nie podano. Obawiam się, że i tak mam złą wiadomość dla większości z was. No cóż, „dolce vita” nigdy nie było tanie.