REKLAMA

Audi podejmuje prawdziwie ekologiczną decyzję. Chce zamknąć fabrykę neutralną węglowo

Belgijskiej fabryce Audi grozi zamknięcie z powodu znikomego popytu na ogromnego elektrycznego SUV-a Q8 e-tron. To wielka strata, bo przecież ta fabryka była całkiem neutralna węglowo.

Audi podejmuje prawdziwie ekologiczną decyzję. Chce zamknąć fabrykę neutralną węglowo
REKLAMA

Nie chcę psuć nikomu biznesu, ale znam jeden, absolutnie sprawdzony i stuprocentowo skuteczny sposób na ekologiczną firmę: to taka, która nie funkcjonuje. Jeśli prowadzisz fabrykę, a chcesz radykalnie zmniejszyć swoją emisję CO2, to zamykasz fabrykę i gotowe.

REKLAMA

Jeszcze rok temu chwalono się, że fabryka Audi w Brukseli jest neutralna węglowo

Działa z użyciem biogazu, a od 2012 r. kupuje tylko zieloną energię ze źródeł odnawialnych. Nie wiem w jaki sposób miało to rekompensować emisję CO2 powstałą z dostarczania do niej surowców i części, ale podobno farma fotowoltaiczna na dachu fabryki faktycznie pokrywała część zapotrzebowania na prąd. Gdzieniegdzie jednak ekologia trochę im nie wyszła, ponieważ fabryka składa się z dwóch części – montażu pojazdów i montażu baterii. Ważące ponad 700 kg akumulatory do modelu Q8 e-tron przewożone są z części A do B ciężarówką zasilaną olejem napędowym. To się zdarza, nie ma z czego robić zagadnienia. W planach była budowa innego rozwiązania, ale to raczej nie nastąpi. Problem leży zupełnie gdzie indziej.

W belgijskiej fabryce Audi produkowano model A1

Był mały i sympatyczny, nadawał się do wszechstronnego użycia – i jako auto miejskie, i w trasę. Mógł mieć całkiem mocne silniki i być szybki. No to wycofano go, a fabrykę przebudowano w celu budowy aut wyłącznie elektrycznych, konkretnie to ogromnego modelu Q8 e-tron. Tyle że nikt za bardzo go nie kupuje, bo na serio trudno znaleźć uzasadnienie dla istnienia tego pojazdu. To drogowe monstrum zużywające megawatogodziny prądu nie zmieści się nawet w przeciętnym garażu albo na podjeździe. Ale dla Audi wygląda znacznie lepiej w tabelce „emisja CO2”, no i oczywiście jest bardziej zyskowne niż A1. Ci wredni klienci w ogóle tego nie rozumieją.

1.4 TSI EA211
za mały, bez sensu – klienci muszą kupować większe auta, żeby producent więcej zarabiał

I dlatego belgijska fabryka może zostać zamknięta

Podobne kłopoty dotykają Włochów z fabryką w Mirafiori, gdzie wytwarza się elektrycznego Fiata 500. To kolejne auto elektryczne z gatunku „czemu ktoś miałby to kupić?”. Wiele innych zakładów wytwarzających samochody elektryczne w Europie jest w podobnej sytuacji, tylko mało kto głośno o tym mówi. Tesla zjada rynek dość skutecznie, za progiem czyhają Chińczycy, nieprzesadnie bojący się europejskich ceł, a Volkswagen obniża prognozę rentowności na najbliższy rok fiskalny i rozważa zamknięcie brukselskiej fabryki, zatrudniającej 3000 osób.

I to jest moim zdaniem droga, którą powinni pójść także pozostali producenci. Nie potrzebujemy tak ogromnych, gigantycznych, wszechświatowych firm produkujących samochody i przede wszystkim nie potrzebujemy aż tylu samochodów. Koncerny stają na głowie, żeby przekonać nas, że to, czego koniecznie nam brakuje w życiu, to zupełnie nowe auto z salonu. Tymczasem ludzie średnio kupują tę narrację i wolą samochody starsze, prostsze w naprawach i bardziej sprawdzone, uznając że zło znane jest lepsze od zła nieznanego.

Duży problem ma też fabryka Volkswagena w Emden

REKLAMA

Produkuje się tam elektryczne modele z serii ID, na które także nie ma zbyt wielkiego popytu. Ocenia się, że przeszacowano go o ok. 1/3, więc fabryka regularnie zalicza wymuszone pauzy – nie ma sensu produkować aut, żeby stały na parkingu i kisły, lepiej iść do domu. I tak widzę przyszłość motoryzacji. Volkswagenowi zapewne wystarczyłyby 2-3 fabryki w Europie i obowiązek takiego produkowania aut, żeby każde wytrzymało minimum 30 lat eksploatacji. Wtedy nagle okazałoby się, że emisje CO2 spadają jak szalone. Ale przecież ostatecznie liczy się tylko EBITDA.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA