Jedziesz samochodem, a z ekranu ryczą kolorowe reklamy. Pewien producent naprawdę to opatentował
Ten producent to Ford. Trudno mi uwierzyć, żeby taki system trafił jednak naprawdę do nowych samochodów. Rozumiem, że klienci są uzależnieni od aut, zwłaszcza w USA, ale trzeba mieć jakiś umiar w dręczeniu ich.
Jedziesz nowoczesnym samochodem z wielkim ekranem centralnym, auto jest „połączone” ze wszystkimi możliwymi systemami, na ekranie wyświetla się mapa, a w tle po cichu gra twoja ulubiona playlista. Nagle wyświetlacz rozpala się na czerwono, ponieważ przejeżdżasz koło znanej sieci fastfoodów z logotypem na czerwonym tle, wesołe kurczaki zaczynają tańczyć w rytm country, a z głośników na cały regulator ryczy informacja o zupełnie nowej promocji na gigakubełek z potrójną dolewką napoju gazowanego. Trwa to 30 sekund, po czym ekran wraca do poprzedniej postaci, a przerwana muzyka uruchamia się znowu. Horror?
Nie, to po prostu patent Forda na reklamy w samochodowym systemie infotainment
Często jest tak, że coś się patentuje, ale niekoniecznie w celu rychłego wykorzystania tego w zastosowaniach komercyjnych. Czasem chodzi tylko o to, żeby zdenerwować konkurencję. Jednak już sama świadomość zaistnienia takiego pomysłu w głowach marketingowców Forda może budzić niepokój i sugerować, że ostateczną formą naszego życia będzie nieustające, permanentne narażenie na reklamy – zarówno wzrokowe, jak i dźwiękowe.
Ford złożył wniosek o patent na system automatycznego wyświetlania reklam już w lutym 2023 r., ale został on zatwierdzony dopiero na początku września tego roku. Nie jest to zwykły, prosty skrypt, losujący reklamę co określony czas, ale cały algorytm, który będzie sprawdzał, gdzie się znajdujemy i na tej podstawie dopasowywał zawartość wyświetlaną na ekranie. Na tym nie koniec jego możliwości, ponieważ dzięki wykorzystaniu wbudowanego mikrofonu, komputer sterujący będzie miał również możliwość opóźnienia włączenia reklamy, gdy pasażerowie np. prowadzą ożywioną konwersację lub trwa rozmowa telefoniczna.
A i na tym nie koniec, bo opatentowany system ma umiejętność odczytywania reakcji kierowcy na wyświetloną reklamę. Jeśli kierujący z wściekłością wyłączy ekran albo ściszy go całkowicie, algorytm będzie wiedział, żeby na drugi raz nie atakować z taką intensywnością, zmniejszyć głośność albo dobrać inne treści. Słowem, będzie to sztuczna inteligencja w służbie wyświetlania reklam.
Ktoś powie: to niemożliwe, nie wprowadzą tego
Ja powiem: wręcz przeciwnie, wprowadzą. Tyle że nie jako obowiązek, a jako opcję pozwalającą obniżyć na przykład ratę wynajmu długoterminowego. W idealnym świecie nie posiadasz przecież samochodu na własność, tylko co miesiąc płacisz producentowi za jego użytkowanie. I teraz ten producent pewnego dnia powie ci: możesz płacić dwieście dolarów mniej, ale będziesz słuchał reklam. Będziesz musiał spędzać co najmniej godzinę dziennie w samochodzie i nie będziesz mógł ich wyłączyć. A my potem sprawdzimy, jak one naprawdę na ciebie zadziałały. Jeśli okaże się, że zadziałały, to zaproponujemy jeszcze wyższy rabat za jeszcze więcej reklam.
W rzeczywistości problem z reklamami jest, i to całkiem inny
Nie bardzo boję się systemu opatentowanego przez Forda, bo niemal na pewno nikt nie będzie do niego zmuszany. Prawdziwym problemem są ogromne ekrany reklamowe montowane przy drogach, wyświetlające animowane komunikaty. Często dzieje się to nawet na tle sygnalizatorów świetlnych, powodując znaczne odwrócenie uwagi kierowcy, a nawet groźbę pomylenia sygnałów. Całkiem niedaleko mnie postawiono ekran, który co jakiś czas wyświetla reklamę kliniki odchudzania, w której jednym z elementów jest migające zielone koło. Nie wiem, kto na to pozwolił (prawdopodobnie nikt), ale istnieje miejsce, w którym z daleka widzimy czerwone światło, a obok migające zielone. Zanim więc ktoś oburzy się na Forda i jego pomysł, powinien oburzyć się na to, z czym mamy do czynienia codziennie: nadmiarem reklam w przestrzeni publicznej poza samochodem.