REKLAMA

DS 4 E-Tense Rivoli wygląda smakowicie. Ale to wyjątkowo drogie danie. Test wersji 225-konnej

DS 4 E-Tense Rivoli kojarzy mi się – za sprawą nazwy wersji – z jedzeniem. Jest jak ślicznie podany deser w przyjemnej kawiarni. To smakowite, ale małe danie, które dużo kosztuje.

ds 4 test e-tense
REKLAMA
REKLAMA

Dawno nie jeździłem tak ładnym samochodem. Większość wozów, które ostatnio testowałem, wyglądały po prostu „w porządku”. Niektóre – jak Citroen C5 X, czyli wytwór tego samego koncernu – wzbudzały kontrowersje. Inne – jak Toyota RAV4 czy Peugeot e-2008 – raczej nikogo szczególnie nie interesowały. Ale DS 4 to inna bajka.

Za tym samochodem ludzie się odwracają

ds 4 test e-tense

Zwłaszcza właściciele innych aut francuskich – Citroenów albo starszych DS-ów – potrafili specjalnie zwolnić, by zrównać się z DS 4 i dokładnie zlustrować go wzrokiem. Zdarzały się nawet uniesione w górę kciuki.

Nie dziwię się. To bardzo udany stylistycznie wóz. Jest modny, bo ma cechy crossovera, diodowe listwy, dach w kontrastowym kolorze i chowane klamki, czyli wszystko to, co jest teraz na topie. Ale nie wygląda jak z generatora albo z gry komputerowej. Dzięki charakterystycznym przetłoczeniom i – przede wszystkim – rewelacyjnemu wzorowi tylnych świateł, DS 4 się wyróżnia i ma swój charakter. Polubiłem nawet jego biały lakier, choć na większości aut biały wydaje mi się po prostu nudny. Tu ma klasę, niczym biała koszula, która pasuje do wszystkiego i na każdą okazję.

W środku jest jeszcze lepiej

ds 4 test e-tense

O wnętrzu DS 4 napisałem już osobny artykuł, gdzie skupiłem się na najmniej przydatnym gadżecie… który mógł być najlepszy. Chodzi o mały ekranik na dole, przy przełączniku wyboru kierunku jazdy. Najpierw myślałem, że nie służy do niczego prócz rysowania nieprzyzwoitych wzorów, których samochód i tak nie odczytuje. Potem okazało się, że ma tylko jedno zastosowanie. Podczas wpisywania adresu w nawigację można wodzić po nim palcem, rysując litery. Mało przydatne, zwłaszcza że większość osób i tak korzysta z nawigacji innej niż fabryczna.

Szkoda, bo ekranik mógłby służyć np. jako skrót do obsługi niektórych funkcji, by nie trzeba było sięgać daleko, aż do tego bliżej szyby.

Ślady palców na ekranach to jedyne nieestetyczne fragmenty wnętrza DS 4

Oprócz tego, całość jest wykończona ze smakiem. Można się tu poczuć jak w drogiej kawiarni. Jest pachnąca tapicerką ze skóry z ładnymi wzorami, pasami i przeszyciami. Jest trochę metalu. DS 4 we wnętrzu jest interesująco wymyślony, ale na szczęście nie przekombinowany. Jasne, obsługa mogłaby być prostsza (moje ulubione włączanie podgrzewania siedzeń z ekranu!), ale jak na współczesny samochód koncernu Stellantis i tak nie ma tragedii. Są nawet przyciski do obsługi większości funkcji klimatyzacji. Wyjątkowo zresztą estetyczne. To te metalowe pod ekranem.

Fotele są bardzo wygodne

Siedzenia nie tylko dobrze wyglądają, ale i świetnie się na nich jedzie. Mają nawet regulację podparcia pod udami. Są szerokie i miękkie, trochę w stylu tych sprzed telewizora – ale jakimś cudem na zakrętach i tak podpierają ciało wystarczająco, by nie obawiać się przemieszczenia na drugą stronę kabiny.

Kokpit i przednia część kabiny czarują. Można się tu świetnie poczuć i naprawdę dojść do wniosku, że marka DS jest premium. Nie ma tu wpadek w rodzaju paskudnych, tanio wyglądających przełączników. Naprawdę zadbano o szczegóły. Ale rozmowę kierowcy i pasażera na temat tego, jak bardzo wysmakowana jest deska rozdzielcza może przerwać głos kogoś, kto jedzie z tyłu.

ds 4 test e-tense

„Daleko jeszcze?” – zapyta

Jeśli to osoba dorosła co najmniej średniego wzrostu, podróż na pewno będzie jej się dłużyć. Nic jej po pięknej tapicerce i gadżetach. DS 4 jest z tyłu po prostu ciasne. Ma ten sam problem, co np. nowy Peugeot 308. Piękna karoseria skrywa wyjątkowo mało obszerne wnętrze.

To sprawia, że pomysł „DS 4 jako auto rodzinne” nie jest najlepszy. Wymaga pewnych wyrzeczeń.

Szkoda, bo DS 4 nie tylko dobrze wygląda

ds 4 test e-tense

Wersja, którą testowałem to 225-konna hybryda plug-in. Motor benzynowy 1.6 współpracuje z silnikiem elektrycznym. Po pełnym naładowaniu akumulatorów, ten pierwszy może mieć urlop przez około 40 kilometrów.

Dobrze znam ten zestaw z innych francuskich samochodów. Jeździłem Peugeotem 308 albo Citroenem C5 X z identycznym układem. Ten z DS 4 ma te same zalety i te same wady.

225 KM w samochodzie kompaktowym to iście hot hatchowa wartość. DS 4 ma jednak ze sportem tyle wspólnego, co nałogowy palacz przesiadujący w paryskich kawiarniach. Nie emituje rasowych warknięć z głośników i nie udaje auta, którym nie jest. Dość sprawnie się rozpędza, ale jak na swoją moc, nie jest mistrzem sprintu. To chyba przez akumulatorową nadwagę. Setka w osiem sekund nie imponuje, a poza tym podczas przyspieszania w ogóle nie czuć 225 koni. Reakcja na gaz jest dość leniwa. Owszem, po wciśnięciu go do podłogi DS bierze się do pracy, ale w środku robi się wtedy głośno, a dźwięk silnika drażni uszy.

Na autostradzie DS 4 robi lepsze wrażenie. Jest bardzo dobrze wyciszony od szumów, więc trzeba uważnie obserwować licznik, bo można się zdziwić. Przy przepisowych prędkościach pali ok. 8 litrów na sto kilometrów, gdy nie ma już energii w akumulatorach. W mieście zużycie rośnie do 9 litrów, a podczas spokojnej jazdy po drogach poza miastem spada do 6. Kto chce, by DS 4 zużywał mniej, musi postać chwilę przy ładowarce.

Niestety, skrzynia biegów szarpie

To rysa na wysmakowanym wizerunku auta. Ośmiobiegowy automat poszarpuje, a wrzucaniu wstecznego towarzyszy dźwięk, którego można się trochę przestraszyć, bo brzmi tak, jakby w coś się właśnie wjeżdżało.

Poza tym, DS 4 powinien być jeszcze wygodniejszy. Wcale nie jest tak, że jest niekomfortowy albo dobija na dziurach. Właściwie to radzi sobie na nich nieźle – ale po „luksusowej” marce w koncernie spodziewałbym się jeszcze więcej. Oczekiwałbym, że wyboje będą w ogóle nieodczuwalne. Citroen potrafi tak zrobić, bo ma w magazynach amortyzatory z progresywnymi poduszkami hydraulicznymi, montowane przecież w C4 czy C5 X. DS 4 tego nie ma, czego nie rozumiem. Szkoda, bo to naprawdę mocno odróżniłoby go od innych kompaktów czy crossoverów premium.

Teraz DS 4 przekonuje przede wszystkim stylem

To dobry samochód i świetnie mi się nim jeździło. Ale jego główną kartą przetargową jest uroda. Gdyby był czymś do jedzenia, byłby pięknym deserem podawanym na designerskich naczyniach. Smacznym i doskonale prezentującym się na Instagramie – ale mało sycącym. No i drogim.

Jak drogim? Cennik wersji 225-konnej Rivoli E-Tech startuje od 203 400 zł, ale testowany egzemplarz kosztował 245 tysięcy... i chyba nie chciałbym mieć wersji skonfigurowanej za mniej. Trudno by mi było odmówić sobie dopłaty za skórzaną tapicerkę, bo to ona odpowiada za większość czaru roztaczanego przez wnętrze (13 000 zł). System DS Night Vision faktycznie się przydaje (8800 zł), miło mieć też otwierany dach szklany (szkoda, że z ręcznie sterowaną roletą, 4500 zł) czy audio marki Focal (też 4500 zł).

Ćwierć miliona za francuski deser – czy znajdą się klienci?

Na pewno. Ale chyba nie będzie ich tylu, co w przypadku konkurentów. Tym lepiej dla właścicieli DS 4. Będą mogli się naprawdę wyróżnić.

REKLAMA
ds 4 test e-tense

Fot. Chris Girard

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA