Citroen BX 4TC spóźnił się na poważne ściganie. Zapomniana rajdówka grupy B na sprzedaż
Audi Sport Quattro, Peugeot 205 T16, Lancia Delta S4... te i wiele innych modeli należały do legendarnej rajdowej Grupy B. Jeden z jej nieco zapomnianych przedstawicieli jest zarazem jednym z najciekawszych modeli tej klasy. I akurat jest 1 egzemplarz na sprzedaż. Oto Citroen BX 4TC.
Rajdowa Grupa B została powołana do życia przez FIA (Fédération Internationale de l’Automobile) w 1982 r., zastępując jednocześnie Grupę 4 i Grupę 5. Ta klasa samochodów była znana z tego, że obowiązywały tam dość luźne regulacje w zakresie ich budowy, w związku z czym tak klasyfikowane modele przypominały swoje seryjne odpowiedniki głównie kształtem nadwozia.
Pod karoserią można było znaleźć nowoczesne i przede wszystkim lekkie materiały, co oczywiście przekładało się na niską masę własną całego samochodu.
Grupa B była podzielona na kolejne podgrupy - dla każdej z nich obowiązywał inny limit minimalnej masy. Auta z najmniejszymi silnikami (maks. 2-litrowymi wolnossącymi lub 1,4-litrowymi z doładowaniem, np. Renault 5 Turbo) musiały ważyć co najmniej 820 kg. Najpotężniejsze modele (maks. 4-litrowe wolnossące lub 2,9-litrowe z turbo lub kompresorem, np. Ferrari 288 GTO) nie mogły spaść ze swoją masą poniżej 1100 kg.
W praktyce ewentualną niewielką nadwagę można było zrekompensować przez zwiększenie mocy - nie ustalono bowiem maksymalnego ciśnienia doładowania silników. O ile więc pierwsze modele Grupy B wygrywające poszczególne odcinki specjalne i rajdy dysponowały mocą na poziomie ok. 250 KM, to w kolejnych latach szybko ten wynik podwojono.
Nie było też zbyt restrykcyjnych wymagań dotyczących homologacji.
Wystarczyło wyprodukować 200 egzemplarzy w specyfikacji drogowej w ciągu roku, by dopuścić do startów egzemplarze rajdowe. Co więcej, FIA dopuszczała tworzenie kolejnych „ewolucji” - w takim przypadku wystarczyło do puli aut drogowych dodać zaledwie 20 sztuk odpowiednio zmodyfikowanych aut, by po OS-ach pomknęły rajdówki danego producenta.
W 1986 r. Citroen wprowadził do produkcji BX-a 4TC.
W przeciwieństwie do auta seryjnego, wersja 4TC dysponowała napędem na obie osie. Co ciekawe, nie zrezygnowano jednak z hydropneumatycznego zawieszenia - ówczesnego znaku rozpoznawczego francuskiej marki. Odpowiednio je tylko przekonstruowano na potrzeby tego auta.
Pod maską wzdłużnie ulokowano 2,1-litrowy silnik, uzbrajając go oczywiście w turbodoładowanie. Drogowa wersja mogła się pochwalić mocą na poziomie ok. 200 KM i momentem obrotowym sięgającym niespełna 300 Nm. Dla porównania, BX w specyfikacji rajdowej przekraczał już 380 KM. Zadanie przenoszenia napędu powierzono 5-biegowej skrzyni manualnej z Citroena SM.
Citroen BX 4TC otrzymał oczywiście mocno zmodyfikowane nadwozie. Szczególnie duże wrażenie robią poszerzenia (warto zwrócić przy tym uwagę na okolice tylnych klamek), ale oprócz tego wśród cech charakterystycznych warto wymienić także rozbudowane oświetlenie przednie czy też... przeogromny przedni zwis, który jest skutkiem wzdłużnego ułożenia silnika (standardowe BX-y miały jednostki napędowe montowane poprzecznie).
W rajdach nietypowa „Cytryna” nie odniosła znaczących sukcesów.
Najlepszym jej wynikiem było 6. miejsce w Rajdzie Szwecji w 1986 r. Na nic lepszego nie było szans - BX 4TC wziął udział tylko w 3 rajdach, ponieważ na początku maja tego samego roku śmiertelnemu wypadkowi ulegli Henri Toivonen i jego pilot, Sergio Cresto. Nie był to pierwszy wypadek tego typu aut, co oznaczać mogło tylko jedno: koniec rajdowej Grupy B, niezwykle emocjonującej, ale i niezwykle niebezpiecznej - tak dla załóg aut rajdowych, jak i dla widzów.
Wśród powodów marnych wyników BX-a wymienia się głównie dwie kwestie. Po pierwsze, auto nie dysponowało tyloma nowoczesnymi i lekkimi materiałami konstrukcyjnymi, co rywale. Wynika to zresztą z drugiego powodu: w Citroenie uznano, że rajdówka miała dzielić z autem drogowym tyle części, ile to tylko możliwe. Taka wizja nie miała szans na sukces, a przynajmniej nie w schyłkowym okresie Grupy B. Nie pomógł też spory silnik umieszczony z przodu - twórcy BX-a 4TC najwyraźniej nie zauważyli, że nawet potężne Audi Quattro były już wyprzedzane m.in. przez lekkie Peugeoty 205 T16 z silnikiem umieszczonym centralnie.
Citroen nigdy nie wyprodukował całej wymaganej puli 200 sztuk BX-a 4TC.
Skończyło się na 62 autach, z czego sporą część producent odkupił z powrotem, z powodu notorycznych problemów jakościowych. Przyjmuje się, że do dziś przetrwało zaledwie 40 egzemplarzy. Jeden z nich pojawi się w sierpniu br. na aukcji Pebble Beach za sprawą domu aukcyjnego Gooding & Company.
BX, którego szacowana wartość to ok. 300-415 tys. zł, to drugi egzemplarz, który zjechał z taśmy Heulieza (który produkował te auta dla Citroena) - miało to miejsce w połowie stycznia 1986 r. Od nowości miał tylko 3 właścicieli, użytkowany był okazjonalnie. Świadczy o tym przebieg - niespełna 16 tys. km. Pojazd był przechowywany w dobrych warunkach (najpierw jako ozdoba kopenhaskiego salonu Citroena, później w ogrzewanym garażu), dzięki czemu jego stan jest nadal znakomity. Nie był też nigdy ponownie lakierowany, ma więc nieco pożądanej przez kolekcjonerów patyny.
Niestety - to nie jest jeden z tych klasyków, którego zobaczymy na drogach.
Pomimo względnego podobieństwa technicznego ze zwykłym Citroenem BX, 4TC jest autem zbyt nietypowym, by ktoś regularnie urządzał sobie przejażdżki za jego kierownicą. Trudno się dziwić - choć wartość auta nie jest nad wyraz duża w porównaniu do klasycznych Ferrari czy Lamborghini, to jednak ekstremalnie rzadki samochód, w przypadku którego upolowanie niektórych części może być niezwykle trudne. Innymi słowy - to kolejna motoryzacyjna rzeźba do postawienia w garażu. Bardziej przystępna cenowo od włoskich super-samochodów... ale nadal tylko rzeźba.
No chyba, że jakimś cudem wygram w totka. Jeśli tak się stanie, z ręką na sercu obiecuję, że będę tym jeździć gdzie się da.
Zdjęcie główne przedstawia inny egzemplarz Citroena BX 4TC.