REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Przegląd rynku

Czy już się rozpadły? Chińskie samochody w ogłoszeniach z przebiegami ok. 50 tys. km

Sprawdziłem ogłoszenia z chińskimi samochodami, ale nie tymi nowymi, tylko takimi, które przejechały ok. 50 tys. km. Ich hejterzy twierdzą, że po takim przebiegu powinny były się już rozpaść – moim zdaniem nic na to nie wskazuje, ale obejrzyjcie sami. Zapraszam na przegląd ofert.

03.07.2024
8:03
lynk & co premiera
REKLAMA

Samochody chińskie nie przebiją się na rynku, dopóki nie nastąpi taka sekwencja zdarzeń: trochę osób je kupi, pojeździ nimi po 50-100 tys. km, potem sprzeda na rynku wtórnym, po drodze nie zaliczając większych wpadek jakościowych. Powstanie wtedy jakaś tam renoma – na początek słaba, podobnie jak było z samochodami japońskimi i koreańskimi, ale z czasem pewnie się poprawi. Jesteśmy na początku tej drogi, to znaczy w ogłoszeniach są już auta z Chin z przebiegami ok. 50 tys. km i więcej, ale dopiero czekają na swoich nabywców. No cóż, do odważnych świat należy – zobaczmy, co można kupić.

REKLAMA

Lynk & Co, czyli Geely

Lynk & Co to taka marka z koncernu Geely, która cichcem weszła do Europy, nieźle sprzedaje się w Holandii i ma sporo wspólnego z Volvo. Oczywiście ich najpopularniejszym produktem jest SUV o mało wymyślnej nazwie 01. Jeśli cały wóz spoczywa na podwoziu Volvo XC40 i ma podobny układ napędowy, to nie może być zły – uznają klienci i go kupują. Czy kupilibyście go z drugiej ręki z przebiegiem 46 tys. km? Ja mam tu pewien problem, ponieważ pojazd ten ma układ napędowy typu hybryda plug-in. Silnik spalinowy to w tym przypadku trzycylindrowy 1.5 turbo. Gdybym umiał zweryfikować, że sprzedający choć trochę jeździł na samej elektryce i faktycznie ładował ten akumulator główny, to pewnie byłby to duży plus. Gdyby jeździł zawsze tylko na benzynie, to nie chcę nawet wiedzieć jak szybko degraduje nieużywana bateria o sporej pojemności 9 kWh.

105 tys. zł za dwuletnie auto chińskie – gdy nowe kosztuje 110-115 tys. zł – to cena z gatunku „miejmy nadzieję, że klienci nie mają pojęcia o cenach aut”.

fot. Revo Cars

Brilliance (Jinbei)

To chyba nadal najpopularniejszy chiński samochód w Polsce. Kręciłem nawet o nim odcinek na mój kanał Youtube.

Technicznie ma wiele wspólnego z Mitsubishi. To nudny sedan z dość słabym silnikiem. Da się nim bez problemu toczyć po mieście lub jeździć po wioskach. Króla autostrady z niego nie będzie. Niewątpliwą zaletą są groszowe ceny, bo oczywiście nikt tego nie chce. Zdaniem właściciela wozu, który filmowałem, pojazd jest dość niezawodny, na poziomie starego auta koreańskiego. Psują się denerwujące drobiazgi, ale rzadko zdarza się całkowity rozpad funkcji. W polskich ogłoszeniach znalazłem Brilliance BS4 z 2010 r. za jedyne 8000 zł. Oczywiście opisu brak, poza tym że ma przebieg „114000 tysięcy”. Wszyscy już tak piszą, nie da się z tym nic zrobić, zidiocenie społeczeństwa postępuje. Ale taki Brilliance nie jest zły, zamieniałbym się za Hyundaia Grandeura.

DR MOTOR DR5

DR Motor to de facto Chery, a model DR5 to Chery Tiggo – sprzedawane we Włoszech i Szwajcarii z fabryczną instalacją LPG jako jeden z najtańszych SUV-ów. O dziwo, jakoś tam to idzie. Oczywiście do momentu, kiedy nie pojawi się stłuczka. Wówczas samochód jest bezwartościowy, bo naprawa na oryginalnych częściach przekracza jego wartość, a używanych nie da się dokupić. Tym sposobem w ogłoszeniach można znaleźć oferty DR5 po lekkich uszkodzeniach w śmiesznie niskich cenach – na przykład rocznik 2021 za 20 tys. zł. Trochę trudno mi uwierzyć w tak niską wartość, ale może rzeczywiście to jest aż taka okazja, a nikt jej nie podejmuje, bo nikogo nie interesują chińskie wozy po stłuczkach. Dodatkowo import ze Szwajcarii to przeprawa z urzędem celnym, bo przecież Szwajcaria nie jest w Unii (jak oni śmią!). Przebieg to zaledwie 66 tys. km.

fot. LR Salvato AG

Elektryczne MG ZS

W tym przypadku przebieg jest zauważalnie niższy niż 50 tys. km, ale zwróciłem uwagę na ten pojazd, ponieważ jest to niedostępna u nas odmiana w pełni elektryczna. Z akumulatorem o pojemności 44 kWh można liczyć na takie realne 250 km zasięgu, bez oszczędzania prądu, a to już całkiem znośnie. Oczywiście cały pojazd mimo angielskiej marki ma w pełni chiński rodowód i jak wszystkie świeże MG pochodzi z koncernu SAIC. Sprzedający jako kraj pochodzenia podał Polskę, w co trudno mi uwierzyć – raczej pojazd ten sprowadzono z Zachodu po jakiejś drobnej kolizji i teraz jest wystawiony w naszym kraju. 77 500 zł za używane, 3-letnie auto elektryczne to sporo, ale poczekajmy na dopłaty do samochodów elektrycznych z drugiej ręki i nagle ta oferta stanie się zadziwiająco rozsądna. Po prostu jeszcze nie trafia w swój czas. Zaletą elektrycznego ZS-a jest zwykły, nieudziwniony wygląd (w odróżnieniu od MG4), no i to, że obecnie marka rozwija już sieć dealerską w Polsce, więc przynajmniej w teorii można liczyć na jakąś obsługę serwisową.

Fot. Olcar Piotr Klimczak

Czytaj także:

Najciekawsze ogłoszenie znalazłem jednak poza Polską: oto elektryczny BYD e6 z przebiegiem 160 tys. km

14 500 euro, czyli ok. 62 tys. zł za siedmioletni samochód elektryczny z niemałym przebiegiem to dość odważna propozycja. Zwłaszcza, że rok 2017 to jeszcze wciąż czasy, gdy Chińczycy nie starali się nad wyglądem swoich pojazdów. BYD e6 wygląda jak wygrzebany ze śmieci projekt Skody Kamiq, a to i tak komplement. Bo potem widzimy wnętrze. Nie jest najlepiej.

To rok 2005 czy 2017?

BYD e6 ma jednak asa w rękawie: to ogromny akumulator o pojemności 71 kWh, który w 2017 r. był rzeczą mało spotykaną w Europie. Sprzedawca twierdzi, że realny zasięg to ponad 400 km i jestem gotów w to uwierzyć. Nie wiadomo tylko jaki jest czas i moc ładowania z szybkiej ładowarki. Znalazłem informację, że pierwsza generacja przyjmowała maksymalnie 6,6 kW, a dopiero druga – 60 kW. Jednak jakby nie było, jest bardzo trudno kupić „elektryka” z tak dużym akumulatorem za tak małe pieniądze. Jak się zacznie szukać, to okazuje się, że kupno samych cel do zbudowania sobie powiększonego akumulatora do typowego starszego samochodu elektrycznego to 30 tys. zł i więcej. Zatem może ten BYD nie jest taki zły. Szkoda tylko, że tak paskudnie wygląda. Możliwe, że podczas prezentacji prototypu ktoś niechcący uszkodził gliniany model i na szybkości przyniósł z łazienki trochę wymydloną kostkę mydła.

REKLAMA

I to już wszystko w tym krótkim przeglądzie ofert. W ramach podsumowania napiszę tylko tak: ja wiem, że rozważacie chińskie samochody jako nowe. Pytanie, kiedy zaczniecie je rozważać jako używane.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA