Tak wyglądały chińskie auta dekadę temu. W metamorfozy trudno uwierzyć
10 lat temu na większość chińskich premier reagowaliśmy prostym "meh" albo nabijaliśmy się z tego, jak chińskie auta próbowały nie wyglądać jak chińskie, bezczelnie kopiując zagraniczną konkurencję. Dziś, kiedy do niektórych dalekowschodnich konstrukcji wzdychamy bez cienia zawstydzenia, warto przypomnieć tamte czasy.
Wyobraźmy sobie na chwilę, że znowu jest rok 2014 albo 2015. Mercedes prezentuje przepiękną klasę C generacji 205, Fiat pokazuje wciąż ciekawego 500X, Toyota prezentuje kosmicznie wyglądającego Mirai i Priusa, tuż za naszą zachodnią granicą debiutuje pierwsza i ostatnia generacja spalinowego Macana, polskie rodziny wiedzą już, że przez całe święta będą słuchać kłótni o to, czy Passat B8 jest lepszy niż B5 (albo raczej: dlaczego nie jest), BMW wkurza kolejne grono purystów debiutem X4 i i8, a Subaru niestety debiutuje z nowym/pierwszym WRX.
Co łączy te samochody, a także m.in. klasę S Coupe, AMG GT, Citroena C4 Cactus, czy nawet Jaguara XE? Wszystkie z nich zadebiutowały na rynku mniej więcej 10 lat temu w większości przypadków do dziś "nie ma się czego wstydzić" i na rynku jest kolejna generacja, będąca zaledwie ewolucją poprzedniej konstrukcji. Plus właściwie każde z tych aut można uznać za nowe - albo przynajmniej wyglądające świeżo (nie, Subaru, to nie o tobie).
A jak to wygląda w przypadku chińskich aut sprzed dekady? Już niekoniecznie tak różowo, tym bardziej, że losy niektórych producentów też nie potoczyły się zbyt dobrze.
Landwind X7
Jeden ze słynniejszych chińskich modeli z tamtego okresu, przy czym nie ze względu na to, że oferował coś ciekawego, a ze względu na to, że był po prostu bezczelną kopią malutkiego Range Rovera. I tak często postrzegaliśmy wtedy chińską motoryzację - mając ku temu powody - jako bezczelne kopiowanie, przynajmniej jeśli chodzi o warstwę zewnętrzną.
Warto przy tym dodać, że pierwotne projekty Landwinda (firmę założono w 2004) były zdecydowanie bardziej szkaradne, więc kopiowanie LR/RR nie wyszło im na złe. Tym bardziej, że w późniejszym okresie postawiono już na bardziej autorską stylizację, którą dało się przeżyć, więc jakieś wnioski wyciągnięto.
Ciekawostka numer 2: Landwind wprowadził na rynek model X7, zanim zrobiło to BMW. Ktoś jednak chyba lubił tam niemieckiego producenta, bo podobno oznaczenie tego modelu przez jakiś czas brzmiało "E32", a w gamie marki mogliśmy znaleźć m.in. Landwinda X3 czy X5.
Ostatecznie Landwind zwinął się z rynku w 2019 roku. Dziwne, bo obstawiałem, że wcześniej upadnie prawdziwy JLR, a ten jakoś jednak się trzyma.
Venucia T70
W sumie trudno stwierdzić, co to do końca jest - trochę kombi, trochę minivan, trochę podniesione, ale przynajmniej z kompletnie zaburzonymi proporcjami. Zdecydowanie trudno było wtedy wzdychać - z perspektywy mieszkańca Europy - do tego typu konstrukcji, tym bardziej, że w tamtych czasach akurat nie brakowało na naszym kontynencie sensownych i rozsądnie wycenionych kombi segmentów B i C.
4 cylindrowe silniki, łączone z 5-biegowymi manualem, automatem albo CVT też raczej nie były wtedy czymś, do czego szkliłyby się nam oczy, tym bardziej, że mieszkańcy europy pewnie już wtedy coraz chętnie wybierali po prostu coś w stylu Qashqaia, na którego platformie w dużej mierze bazował właśnie ten model.
Marka Venucia ostatecznie zwinęła się z rynku pod koniec 2020 r.
Denza EV
Celowo zdjęcie z tyłu samochodu, bo zdecydowano się tutaj na naprawdę fascynujący zabieg. Samochód, który bazował technicznie na płycie podłogowej Mercedesa klasy B i z przodu wygląda w sumie jak biedniejsza wersja klasy B, narysowana z kiepskiej pamięci, został zaprojektowany tak, żeby przynajmniej w minimalnym stopniu przypominał sedana (albo przynajmniej liftbacka). Gdyby dotarło to do Europy, pewnie sprzedawane byłoby jako Mercedes klasy B Shooting Brake.
Tak się jednak nie stało i tylko Chińczycy mogli się cieszyć z przednionapędowego auta elektrycznego, które było w stanie rozpędzić się do 150 km/h i przejechać maksymalnie 352 km na jednym ładowaniu (oczywiście teoretycznie).
Gdyby ktoś pytał, czy Denza (należąca do BYD) dalej istnieje - tak, a także robi teraz takie rzeczy:
Forthing Jingyi S50
Samochód urzekający głównie ze względu na to, że w swojej pierwszej wersji bardzo chciał być Hyundaiem (chociaż platforma była od Nissana), ale to chyba nie siadło, bo już rok później wprowadzony został lifting, w ramach którego auto postanowiło być bardziej Volkswagenem:
Poza tym - nic ciekawego. 4,63 m długości, silniki 1.5 albo 1.6 i manualna przekładnia z 5 biegami albo CVT.
Forthing oczywiście dalej istnieje i robi teraz na przykład takie rzeczy:
Może i piękne to to nie jest, ale z Volkswagen czy Hyundaiem raczej tego nie pomylimy.
Beijing U5
Na dobrą sprawę to Senova D50, ale później model został przemianowany - choć dopiero przy drugiej generacji, a i to nie od razu - na Beijing U5.
Z czym mieliśmy jednak do czynienia w okolicach 2014 roku? Z raczej klasycznym kompaktowym sedanem, który wyglądał jak kompletnie nic ciekawego i kompletnie niczym ciekawym nie kusił, może poza tym, że - jak twierdzi internet - bazował w pewnym stopniu na platformie Saaba 9-3. Poza tym, nie zgadniecie, pod maską siedziało 1.5, łączone z 5-stopniowym manualem albo CVT.
Co dalej stało się z marką Beijing? Teraz robi takie rzeczy:
BYD G5
Nie uwierzycie, ale kolejnym chińskim samochodem, który zadebiutował w tym okresie, był BYD G5, czyli kompaktowy sedan z silnikiem 1.5 pod maską. Tym, co mogło go trochę wyróżniać z tłumu, była długość na poziomie aż 4,7 m, a także napęd - wprawdzie dalej pod maską było 1.5, ale turbo i do tego łączone z 6-stopniową przekładnią manualną albo 6-stopniowym, dwusprzęgłowym automatem.
Nadal jednak trudno było się zakochać na jego widok, tym bardziej, że europejska konkurencja wyglądała zdecydowanie ciekawiej i... bardziej europejsko. Teraz to, co robi BYD, może się zdecydowanie bardziej podobać:
MG GS
Chyba jedno z bardziej europejsko wyglądających aut, wprawdzie z mocnym chińskim wpływem, ale przynajmniej nie było kompaktowym sedanem. Możliwe, że wynikało to też z tego, że model trafił na rynek brytyjski, więc nie mógł być za bardzo "chiński". Jednocześnie trochę przyczynił się swoim projektem do umocnienia stereotypów o chińskich samochodach - wyglądał nieźle i był tańszy niż konkurencja, ale był umiarkowanie wygodny i sprawiał w środku "tanie" wrażenie.
Za następcę GS można uznać HS, który - szczególnie w nowej odsłonie - prezentuje się zdecydowanie lepiej: