390 km/h w mieście to nie przestępstwo. Prokuratura zdecydowała
Prokuratura podjęła decyzję w sprawie BMW M6, które poruszało się z nadmierną prędkością trasą S79 w Warszawie. Kierowca nie będzie odpowiadał za przestępstwo.

390 km/h na liczniku na trasie S79 obok warszawskiego Lotniska Chopina - film o takiej treści obiegł internet pod koniec czerwca. Dwóch mężczyzn jechało na nim BMW M6, podobno po tuningu firmy G-Power. Rekordowe liczby pokazywane przez prędkościomierz wzbudziły - co zrozumiałe - liczne komentarze. Część osób argumentowała, że to niemożliwe, by BMW tylko „poszło” i że film jest przyspieszony, a licznik przekłamuje.
Sprawą zajęła się także policja
Trudno się dziwić - sprawa stała się głośna i szokująca. Kierowca nie tylko mocno przekroczył prędkość (niezależnie od tego, ile dokładnie naprawdę jechał, to na pewno poruszał się za szybko), ale jeszcze to nagrał i wrzucił do sieci.
Niedługo po publikacji filmu, funkcjonariusze stołecznej komendy zatrzymali dwóch obywateli Polski – 33- i 38-latka. Zabezpieczono także BMW oraz sprzęt wykorzystywany do nagrywania i publikowania materiałów. Policja podkreśliła, że „nie ma przyzwolenia na tego typu zachowania, które zagrażają życiu i zdrowiu innych uczestników ruchu”. „Taka jazda to przejaw skrajnej nieodpowiedzialności” - napisano na portalu X.
Prokuratora badała, czy doszło do przestępstwa
Pierwotnie zakładano, że kierowca może odpowiadać za sprowadzenie bezpośredniego zagrożenia katastrofą w ruchu lądowym. Już wiadomo jednak, że prokuratura rejonowa Warszawa-Ochota uznała, że nie doszło do przestępstwa. Stwierdzono, że stwierdzono, że zagrożenie miało charakter jedynie potencjalny, a nie bezpośredni. To oznacza, że kierowca nie będzie odpowiadał za przestępstwo, a co najwyżej za wykroczenie. Sprawą ma zająć się teraz nie prokuratura, a policja.
Ile jechało to BMW?
Tego dokładnie nie wiadomo. Jak ustaliło RMF FM, prędkość prezentowana na nagraniu nie była rzeczywista. W aucie zamontowano specjalną nakładkę na licznik, która wskazywała maksymalną prędkość 400 km/h, choć w rzeczywistości graniczna wartość wynosi 330 km/h. Według śledczych samochód poruszał się o kilkadziesiąt kilometrów na godzinę wolniej, niż sugerowało to wideo. To zapewne utrudnia również wystawienie mandatu - bo jakąś prędkość wpisać tam trzeba. Wiadomo, że było za szybko, ale nie wiadomo, o ile.
Spokojnie - to, że prokuratura umorzyła sprawę, nie oznacza jeszcze, że kierowca będzie całkowicie bezkarny. Ale jeśli ktoś chciał widzieć go w więzieniu - to się błyskawicznie rozczarował. Z prędkością ponad 300 km/h.