Audi R8 nie doczeka się następcy. Robi miejsce dla przyszłości
Niektórzy mówią, że to tylko „Lamborghini dla ubogich”. Inni, że R8 bije włoskiego krewniaka na głowę. Niestety, wygląda na to, że historia najbardziej sportowego Audi wkrótce się zakończy.
Przygoda pod tytułem "Audi R8" rozpoczęła się w 2003 roku od prezentacji prototypu o nazwie Le Mans. Trzy lata później jego produkcyjna wersja – już jako R8 – trafiła do produkcji. Wygląd seryjnego modelu niewiele różnił się od koncepcyjnego, co sprawiło, że akurat w przypadku tego samochodu słowa „Audi” i „nuda” absolutnie nie szły ze sobą w parze.
Pierwsza generacja była dostępna z silnikami V8 i V10, a druga, która zadebiutowała w 2015 roku – tylko z V10, w dwóch wariantach mocy. Mocniejszy ma 610 KM. Audi R8 II nie różniło się zbyt mocno wyglądem od poprzednika. Chciałoby się powiedzieć, że to typowe dla Audi… ale w tym przypadku trudno to krytykować.
Ciągu dalszego nie będzie
R8 uchodzi za jeden z samochodów tej klasy, który najlepiej nadaje się do codziennego użytku. O wiele lepiej niż np. spokrewnione z nim konstrukcyjnie Lamborghini Huracan.
Niestety, jak w rozmowie z magazynem Car and Driver zapowiedział Peter Mertens, dyrektor Audi ds. rozwoju technologicznego, marka nie planuje stworzenia trzeciej generacji R8. To nie znaczy, że obecna będzie wycofywana z produkcji – najpewniej szefostwo pozwoli jej spokojnie „dokonać żywota”, ale kontynuacji już nie będzie.
Mertens dodał w tej samej rozmowie, że auta sportowe są dobre dla marki, bo pozytywnie wpływają na ich wizerunek. Dlaczego więc R8 odchodzi do lamusa? Wygląda na to, że po prostu spełniło już swoją funkcję – czyli było okrętem flagowym i pokazem możliwości technologicznych – ale ta przygoda po prostu się zakończyła.
Nie te czasy
R8 nie było oczywiście rynkowym hitem, ale radziło sobie przyzwoicie – w Europie i USA w zeszłym roku sprzedano ponad 2000 sztuk. Nikt jednak nie budował tego modelu po to, by okupował czołowe miejsca list sprzedaży. Niestety, czasy na takie samochody powoli się kończą.
Wielkie, mocne V10 jest obecnie coraz gorzej widziane na rynku. W modzie są hybrydy i elektryki, więc taki „klasyczny” samochód sportowy dla niektórych może stawać się passe. Marketingowcy i księgowi Audi wolą wydawać pieniądze na rozwój nowoczesnych technologii – być może w przyszłości doczekamy się sportowego Audi, które będzie bardziej „eko”.
Czy jest czego żałować?
Oczywiście news o końcu produkcji drogiego (w Polsce od 824 tysięcy), niszowego auta sportowego może wydawać się typowym „problemem pierwszego świata”, który nic nie zmienia w życiu przeciętnego kierowcy. Ja jednak żałuję, że rozdział pod tytułem R8 się kończy.
Po pierwsze, byłem zawsze wielkim fanem pomysłu na „Lamborghini dla tych, którzy nie chcą mieć Lamborghini”. Włoskie auta są skierowane do bardziej ekscentrycznych klientów i ich wizerunek nie każdemu pasuje. Audi jest nieco spokojniejsze – na tyle, na ile spokojniejszy może być samochód sportowy z centralnie umieszczonym V10. I dobrze.
Po drugie, uwielbiam stylistykę R8. Jest dla mnie wzorem tego, jak powinien wyglądać samochód tego typu. Ładny, efektowny, ale nie efekciarski. Trochę jak pojazd koncepcyjny. W sam raz.
Po trzecie, boje się, że cała klasa aut tego typu zacznie się kurczyć. W imię oszczędności, ekologii albo pogoni za normami. Nie żeby groził mi zakup jakiegoś supersamochodu, ale zawsze miło jest mieć o czym pomarzyć.
Łabędzi śpiew R8?
Jeśli ktoś w związku z tą wiadomością nabrał ochoty na zakup R8, to dobry moment. Jest spora szansa, że ten model już wkrótce stanie się klasykiem. Mówi się też – już od dawna – że Audi ma w planach wzbogacenie oferty o bazowy silnik 2.9 V6 Twin-Turbo, który z pewnością podniósłby sprzedaż. Liczę też na jakąś bardzo mocną wersję na zakończenie produkcji.