Aktualizacja oprogramowania unieruchomiła samochód. Na szczęście wyświetliła się instrukcja wciągania na lawetę
Zdalna aktualizacja oprogramowania to piękna sprawa, ale jeżeli psuje samochód, to coś zdecydowanie nie wyszło.
Święta, święta i po świętach, jak mawiał klasyk. Wróciliśmy do szarej rzeczywistości, część z nas do pracy, co jest dosyć brutalnym wyrwaniem z błogiego relaksu. Ale mogło być znacznie gorzej, bo mogliśmy doświadczyć wpływu technologii na nasze życie, a konkretnie kwestii zdalnej aktualizacji. Żyjemy w czasach rozkwitu technologicznego, aktualizujemy nasze telefony komputery, smartwatche, a nawet czajniki (serio, robiłem to niedawno). Wszystko w imię lepszego działania i bezpieczeństwa. W końcu producenci cały czas łatają na bieżąco błędy w oprogramowaniu, poprawiają je. Od jakiegoś czasu również zdalnie aktualizuje się samochody. Ktoś mógłby pomyśleć, że to fanaberia, że to powinien robić serwis, ale umawianie się na kilkuminutowy zabieg, który może być przeprowadzony zdalnie nie ma żadnego sensu ekonomicznego.
W teorii systemy samochodowe są lepiej zabezpieczone przed niepowołanym dostępem, aktualizacje są rzadsze, ale za to lepiej przemyślane, bo przewodnią myślą jest bezpieczeństwo użytkowników. Ale czasem nawet w tym pięknym motoryzacyjnym świecie słychać zgrzyt.
Więcej o Fordzie Mustangu Mach-E przeczytacie w:
Aktualizacja oprogramowania psuje samochód
Niektórzy mają w życiu niebywałego pecha i zostają ofiarami postępu. Tak może mówić o sobie właściciel Mustanga Mach-E, który zaktualizował oprogramowanie swojego samochodu. Zamiast pięknego ekranu z napisem aktualizacja gotowa, ujrzał niebieski ekran śmierci w wersji Forda.
Użytkownik otrzymał informację, że ze względu na błąd aktualizacji jego samochód nie może jechać dalej i należy wezwać lawetę. Podoba mi się, że od razu system wyświetla informacje i wskazówki dla operatora lawety, żeby wiedział, jak prawidłowo załadować Mustanga Mach-E. Następnie samochód trzeba zabrać do serwisu, który zresetuje oprogramowanie i sprawi, że auto będzie mogło nadal jeździć. Myślałem, że to jednostkowy przypadek, ale po lekturze komentarzy pod tym wpisem wiem, że to się zdarza, ale użytkownicy pocieszają się, że serwisy potrafią naprawić usterkę w ciągu jednego dnia.
Jedno jest pocieszające - aktualizacji nie da się przeprowadzić podczas jazdy, więc na pewno nikt nie ucierpi, gdy ta się wykrzaczy. Co najwyżej nie dojedzie do pracy, lekarza, nie odwiezie dzieci do przedszkola, ot prozaiczne rzeczy, ale za to ma się nowoczesny samochód. To jest cena postępu.
PS Nie kłóćcie się, że to wina samochodu elektrycznego, bo spalinowe samochody też się aktualizuje w taki sposób.