Odwodziłem łódzkiego dealera marki Dacia z zamiarem zakupu Dacii Duster dla mojej mamy. Dowiedziałem się, że to nie będzie takie proste. Oto jak wygląda sytuacja.
Pamiętacie, jak jeszcze niedawno samochody zamawiało się z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, w salonach nie było rabatów i klienci prosili się o nowe auto? Zdawać by się mogło, że te czasy minęły, że branża jest na skraju kryzysu i firmy będą rozdawać samochody po kosztach byle tylko nie musieć zamykać fabryk. Wyobraźcie sobie, że na motoryzacyjnej mapie jest jeszcze jedno miejsce, gdzie pandemiczne realia powróciły - to salony marki Dacia w kontekście Dustera nowej generacji.
Chcąc kupić Dustera usłyszałem, że to nie będzie takie proste
Zamówienie można złożyć od ręki, ale to oznacza termin odbioru w marcu przyszłego roku. Usłyszałem od sprzedawcy, że sugeruje nie zwlekać, bo decydując się teraz, można przynajmniej liczyć na gwarancję ceny. Jest to o tyle istotne, że od przyszłego roku zaczyna obowiązywać dyrektywa CAFE i zdaniem sprzedającego podwyżki są nieuniknione. W ramach zapewnienia mnie, że podwyżki będą, sprzedawca wskazał na Renault Clio i powiedział, że właśnie dziś ceny miejskiego hatchbacka wzrosły o 3 tys. zł.
Rabat? Pomidor
Tak rozpoczęta rozmowa nie stawiała mnie w zbyt mocnej pozycji do negocjowania ceny, ale co tam. Wiem, po co przyszedłem, więc postanowiłem zapytać o zniżkę. W odpowiedzi usłyszałem, że o rabatach możemy porozmawiać, ale w przypadku Sandero. Na nowego Dustera są kolejki i o żadnych upustach nie ma mowy. W desperacji zapytałem, o Dustery poprzedniej, drugiej generacji - z pewnością coś zalega na placach i można ponegocjować. Ponownie wieści nie były dla mnie dobre - wszystko już wyprzedane, nawet te droższe egzemplarze za ok. 90 tys. zł.
Nie ma lekko, jest pandemicznie
Na nowego Dustera trzeba czekać około 5 miesięcy, a negocjacje ceny można przeprowadzić tylko i wyłącznie ze swoimi domownikami na zasadzie stać nas/nie stać nas. Jak ktoś jest na tyle dobry, żeby uzyskać rabat to chapeau bas. Chętnie poczytam o tym w komentarzach.
Essential, ale jednak Expression
Dodam jeszcze, że przyszedłem z zamiarem kupowania bazowej wersji Essential. Takiej podstawowej, bez wyświetlacza w środku. Sądziłem, że auto ma we wnętrzu slot na radioodtwarzacz DIN, ale niestety byłem w błędzie. Jedyny ekranik to ten pomiędzy analogowymi zegarami i tylko na nim wyświetlane są informacje ze wbudowanego radioodtwarzacza. To zasadniczo przekreśliło wizję zakupu nowego auta z LPG i klimatyzacją za 80 tys. zł. Ostatecznym argumentem na „nie" była chyba słuszna rada handlowca, że takie auto będzie o wiele trudniej sprzedać niż samochód w „normalnej” wersji.
Dlatego ostatecznie wybór najprawdopodobniej padnie na wersję Expression z ekranem, kamerą cofania, wszystkimi szybami „w prądzie” i alufelgami. Taki samochód kosztuje ok. 90 tys. zł pomalowany w jeden z odcieni metalicznych. Teraz wystarczy już tylko podpisać cyrograf na slot i czekać na wiosnę. W Łodzi złożenie zamówienia równa się z wydaniem 5 tys. zł na poczet nowego samochodu. Resztę rozlicza się lub finansuje przy odbiorze.
Na koniec mam ciekawostkę dotyczącą jazd próbnych
Kiedy zapytałem, czy mamusia będzie mogła się przejechać kiedy przyjdziemy składać zamówienie, to usłyszałem w odpowiedzi „owszem, ale mamy tylko hybrydę w automacie”. To bardzo dziwny zbieg okoliczności, że ludziom takim jak moja mama (całe życie zmieniania biegów) podsuwa się pod nos samochód w wersji droższej o 30 tys. zł, ale z automatyczną przekładnią. Ciekawe ilu klientów przekonuje się podczas jazdy próbnej, że brak pedału sprzęgła jest wart sowitej dopłaty.