Wojna sprawiła, że ukraińscy kierowcy wracają do domu walczyć, a ciężarówki stoją puste
Wojna sprawiła, że ukraińscy kierowcy opuszczają polskie firmy transportowe i wracają do domu walczyć z najeźdźcą. Tymczasem polskie firmy spedycyjne biją na alarm, że zaraz nie będzie nikogo do wożenia towarów.
Kolejny dzień dzielni Ukraińcy bronią się przed bandycką napaścią rosyjskich wojsk. Wydatnie pomagają im w tym państwa NATO, słabe wyszkolenie rosyjskiej armii, która okazała się kolosem na glinianych nogach, a do tego dochodzą problemy agresorów z pękającymi oponami. Ukraińcom nie można odmówić hartu ducha i woli walki. Tym bardziej imponuje postawa ich rodaków, którzy pracują za granicami kraju. Porzucają swoje miejsca pracy i bezpieczne państwa i wracają do swoich rodzinnych stron walczyć o wolność. Jak informuje Rzeczpospolita — doskonale widać to w branży transportowej, w której szacunkowo pracuje ponad 105 tysięcy Ukraińców. I teraz ta branża stoi w obliczu poważnego kryzysu.
Ukraińscy kierowcy opuszczają polskie firmy transportowe i wracają do domu, mimo tego, że trwa tam wojna
Szacuję się, że co trzeci z nich wystąpił już do pracodawcy o udzielenie urlopu bezpłatnego. A jak nie ma kierowców, to ciężarówki stoją na firmowych placach. Nie od dzisiaj wiadomo, że pracownicy ze Wschodu Europy od dawna ratują polską spedycję. Mają mniejsze wymagania niż polscy kierowcy, czasem nie znają swoich praw, chętniej jeżdżą z urządzeniami ingerującymi w zapisy tachografu. Nie bez znaczenia pozostaje to, że często zadowalają się niższą stawką. A teraz wracają do domu walczyć.
Inną kwestią jest nagłe odcięcie całego wschodniego rynku. Wiele firm straciło możliwość zarobku. Krótko mówiąc, kryzys jest za rogiem.
Brak rąk do pracy to jedna sprawa, drugą są ceny paliwa
A te rosną z dnia na dzień. W branży transportowej odpowiadają one nawet za 40 proc. ogólnych kosztów przedsiębiorców. A to przekłada się zarówno na ich kondycję, jak i na ceny w sklepach. Nawet zatwardziali aktywiści muszą sobie uświadomić, że towary do sklepów przywożone są ciężarówkami, a im drożej to będzie kosztować, tym ceny na półkach będą wyższe. Na razie chroni nas tarcza antyinflacyjna, ale i z nią szacuje się, że ceny w przyszłym tygodniu mogą dobić do 7 zł za litr ON. A to już będzie cena, którą przedsiębiorcy odczują i będą musieli przerzucić na klientów.
Nic nie wskazuje na to, że spadną, bo cena ropy cały czas rośnie.
Rząd próbuje przeciwdziałać — zmienia czas pracy
Na okres od 4 marca do 2 kwietnia rząd postanowił poluzować przepisy dotyczące czasu pracy kierowców. Dzienny czas pracy wydłużono z 9 do 11 godzin. Tygodniowy z 56 do 60 godzin. Dwutygodniowy czas pracy wzrósł z 90 do 96 godzin. Maksymalny czas, jaki można spędzić za kierownicą bez przerwy wydłużono z 4,5 godziny do 5,5 godziny. Ponadto rząd dopuścił możliwość odbywania tygodniowego odpoczynku w kabinie samochodu. Dzięki tym zmianom Ministerstwo Infrastruktury chociaż trochę próbuje walczyć z problemami z dostępnością wolnych kierowców.
Odkryłem jeszcze jeden prosty sposób, żeby ustrzec się przed brakiem kierowców
Wystarczy oferować dobre warunki pracy, godziwe wynagrodzenie, uczciwie płacić umówioną kwotę w umówionym terminie, nie wymagać jazdy dłuższej niż określona czasem pracy kierowcy. Proste, co nie? Obawiam się jednak, że właściciel przeciętnego polskiego januszeksu prędzej dostanie apopleksji, niż zacznie traktować kierowców jak ludzi. Mam kuzyna, który pracuje w tej branży i połowa jego opowieści mrozi krew w żyłach. No, ale co ja mogę wiedzieć, w końcu nie dokładam do interesu od dwudziestu lat, jak przeciętny polski właściciel firmy spedycyjnej.