REKLAMA

Volkswagen miał zamknąć jedną fabrykę. Rozpędził się i zamknie więcej

Nawet Hitchcock nie napisałby tak brutalnego i pełnego zaskoczeń scenariusza, przed jakim właśnie stanęła grupa Volkswagen. Z planu redukcji zrobił się plan kapitulacji.

Volkswagen miał zamknąć jedną fabrykę. Rozpędził się i zamknie więcej
REKLAMA

Volkswagen nie jest w najlepszej sytuacji biznesowej. W tym roku grupa zanotuje gorszy wynik finansowy niż rok temu i zamiast 22 mld euro zarobi około 18 mld. Znam firmy motoryzacyjne, które dałyby się pokroić za taki wynik, ale akcjonariusze Volkswagena mają niepohamowany apetyt i chcą więcej i więcej pieniędzy, mimo że prawdopodobnie tego, co zdążyli zarobić do tej pory, nie będą w stanie wydać nawet ich prawnuki. W kapitalizmie korporacyjnym zadowolenie akcjonariuszy jest najważniejsze, a najłatwiej wykazać zysk redukując to, co pożera najwięcej pieniędzy w każdej firmie - wynagrodzenia.

REKLAMA

Miesiąc temu pisaliśmy o tym, że gigant negocjuje ze związkami zawodowymi zamknięcie jednej niemieckiej fabryki, co nie zdarzyło się w nowożytnej historii Volkswagena. Fabryki w ojczyźnie były święte i niedotykalne. Ale nawet do nich przyszedł kapitalizm. Zaczęło się niewinnie, mówiono o tym, że firma wypowiedziała umowę z pracownikami o gwarancjach zatrudnienia i roszczeniach przysługujących z tytułu rozwiązania umowy przed czasem. Mówiło się zamknięciu jednej fabryki, ale poszło dalej.

Volkswagen rozważa zamknięcie trzech fabryk

Nie ma lekko. Daniella Cavallo - jedna z dyrektorów Volkswagena poinformowała, że restrukturyzacja będzie większa, niż zakładano. Nie padły dokładne dane, ale mówi się, że mówimy o zamknięciu trzech fabryk na terenie Niemiec i zwolnieniu kilku lub kilkunastu tysiącach pracowników, którzy trafią na bruk.

Plany idą dalej - mówi się o obcięciu płac o 10 proc. oraz zamrożeniu ich wysokości na okres dwóch lat: 2025 i 2026 r. Miałoby to razem dać oszczędności w wysokości miliarda euro. Tym razem nie zapomniano również o ograniczeniu pensji dla kadry zarządzającej. Pełną propozycję poznamy już w środę.

Niektórzy mówią, że to efekt negocjacji i wysłanie prośby do rządu, żeby sypnął pieniędzmi, bo zwolnienia w Volkswagenie uderzą w niemiecką gospodarkę. Inni mówią, że to efekt zbyt silnej pozycji chińskich marek, które za mocno urosły w siłę i pomału zagrażają sprzedaży Volkswagena w Chinach. Sprzedaż w tym kraju spadła o 20 proc. w tym roku i jest to dramat. Zapytacie, to czemu nie zamknąć fabryki w Chinach? Byłoby to proste, ale to nie są fabryki Volkswagena, tylko jego spółek joint-venture ze spółkami chińskimi, więc takie ruchy musiałaby uzyskać zielone światło ze strony chińskiego rządu, a ten tego nie zrobi. Poza tym nawet przy spadku udziałów w rynku chińskim jest on zbyt lukratywny, żeby jeszcze bardziej go ograniczać.

Więcej o Volkswagenie przeczytacie w:

Volkswagen nadal jest hegemonem

Tylko po prostu skończyły się czasy miękkiej gry, konkurencja jest silna jak nigdy dotąd, a chińskie marki są tak mocno dotowane przez rząd Chin, że to aż nieprzyzwoite. Weźmy takie Nio, które dokłada do każdego sprzedanego samochodu poza Chinami 35 tys. dolarów. Dla zwykłych producentów oznaczałoby to koniec, ale ten pacjent podłączony jest do państwowej kroplówki i nic mu nie grozi.

REKLAMA

Ale problem Volkswagena jest częścią złożonego procesu - niemiecka gospodarka pogrążyła się w kryzysie. Firmy masowo zwalniają ludzi, a wnioski o upadłość zapychają niemieckie sądy. Spada liczba zamówień w krajowym przemyśle i jest coraz gorzej. Jeżeli rząd nie przeprowadzi sensownej interwencji, to skutki niemieckiego kryzysu odczujemy w całej Europie, w tym w naszym kraju, gdzie mamy aż 9 zakładów Volkswagena - zajmujemy trzecie miejsce po Niemcach i Chinach.

Lepsze jutro było wczoraj, a wy idźcie do salonu Volkswagena, bo inaczej będzie źle.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA