Zbyt szczery handlarz jest bez szans. Komplet zdjęć to tylko kłopot
Uczciwy sprzedawca samochodów używanych wie, że w jego dobrze pojętym interesie jest powiedzieć klientowi całą prawdę, ale nie rzuci mu nią na dzień dobry w twarz.
Ile byśmy się nie natestowali nowych samochodów i tak głównie sprzedawać się będą używane. I to nawet nie zawsze dlatego, że Polaków nie stać na nowe. Niektórzy po prostu nie widzą potrzeby wydawania majątku na auto z salonu, albo ładowania się w kredyty i wolą kupić taniej coś, czym już ktoś inny się najeździł. Tak samo, jak kupuje się mieszkanie z rynku wtórnego, albo nadaje drugie życie ubraniom, czy smartfonom.
Nie jest tajemnicą, że sprzedawane wozy często mają za sobą wypadkową przeszłość
Wypadkową, albo co najmniej kolizyjną – chodzi o to, że wcześniej ich stan mógł przypominać salonowy w mniejszym stopniu, niż w chwili gdy trafiły do ogłoszenia. Ktoś musiał je w międzyczasie naprawić i przywrócić do stanu używalności. Ostatnio pod jednym z wpisów na facebookowym profilu Blog Skup Aut Bielsko rozgorzała dyskusja o tym, czy ludzie trudniący się naprawą takich aut i ich dalszą odsprzedażą powinni w ogłoszeniach zamieszczać zdjęcia pojazdów przed naprawą. Prowadzącemu fanpage zarzucono nieuczciwość, argumentując zarzut stwierdzeniem, że skoro ogłoszenie na stronie jest publiczne, to powinno zawierać komplet informacji, włącznie ze zdjęciami uszkodzeń.
Otóż nie powinien i to w dobrze pojętym interesie klienta (i sprzedawcy zresztą też)
Co elegancko wyjaśnił sam przywołany sprzedawca, zwracając uwagę na dwa elementy:
Potwierdza to redakcyjny kolega, który ostatnio sprzedawał samochód. Pytania od zainteresowanych nie były zbyt rozbudowane. Oprócz pytania czy to kąbi, najczęściej padały te o obecność DPF (a jak z ekologią?), przy czym jego obecność nie była zaletą. O tym, że DPF nie jest wycięty informował w ogłoszeniu. O historię napraw powypadkowych nie zapytał nikt. Standardem było zadawanie pytań o to, co już zawarto w opisie auta. Ma opony? Ma, tak jak napisałem. I serwisował pan? Tak serwisowałem, tak jak napisałem. A duży przebieg? Taki jak w ogłoszeniu. Prawdą jest, że mało kto czyta ogłoszenia. Gdyby w jego ogłoszeniu było zdjęcie sprzed jakiegoś wypadku, nikt by nie zadzwonił, bo ludzie przejrzeliby zdjęcia i stwierdzili, że sprzedaje uszkodzony. Handlarz prawdę ci powie:
I trudno nie przyznać racji. Kupując ciuchy na Vinted nie spodziewam się zdjęć sprzed ostatniego prania, a zamawiając burgera w restauracji nie sugeruję się zdjęciami z masarni. Że samochód to inny rząd kwot? To inaczej – kupując mieszkanie z drugiej ręki nie spodziewam się w każdym ogłoszeniu oglądać zdjęć sprzed remontu. Ale gdy będę nim zainteresowany i skontaktuję się ze sprzedającym, to chciałbym, by mi o nim opowiedział, a być może i pokazał zdjęcia.
I to kolejna kwestia, na którą zwraca uwagę cytowany sprzedawca:
Oraz, co równie ważne:
I gdyby wszyscy podchodzili do prowadzonych przez siebie biznesów podobnie, to wtedy można by kupić auto choćby przez internet i bez podejrzliwości jeździć nawet takimi złomami, jakimi jeżdżą statystyczni Francuzi.
A może w naszym kraju powinno się dążyć do tego by sprzedawca samochodów używanych został wpisany na listę zawodów zaufania publicznego?
zdjęcie otwierające: ruslanPhoto / Shutterstock.com