Byłem w rowerowym raju, który ma SCT, zielone naklejki, zakazy parkowania i strefy 30 km/h. Ma też zanieczyszczone powietrze
Wiedeń jest miastem z aktywistycznego snu. Ma wszelkie utrudnienia dla kierowców i jest rajem dla rowerzystów. Mimo tego nawet w wietrzny dzień jakość powietrza była zła.

Ustalmy jedno, wiążąco. Wiedeń jest miastem wspaniałym. Wychodzisz domu z ręcznikiem i pływasz w czystym Dunaju, korzystając z licznych zadbanych kąpielisk. Jeśli masz daleko, to jedziesz rowerem, najczęściej oddzielony od samochodów, mknąc po wydzielonych dla jednośladów pasach ruchu. To rowerowy raj, choć wciąż nie jest to samochodowe piekło.
Aktywistyczny raj
To miasto to miejsko-aktywistyczny sen, prawie ostatnie stadium w rewolucji skierowanej przeciw samochodom. Jest tu wszystko z podręcznego notatnika miejskiego aktywisty. Zrealizowano tu wszelkie antysamochodowe hasła, które może wyrecytować, wybudzony w nocy o północy.
Strefa czystego transportu? Umweltozone'a jest tu obecna od 2014 r. i obejmuje całe miasto, ale nie dotyczy samochodów osobowych. Normę Euro spełnianą przez auto poświadcza zielona nalepka.

Jest tu też pełno ulic z ograniczeniem prędkości do 30 km/h, czyli z kolejnym punktem podręcznika aktywisty. Nikt tych ograniczeń prędkości oczywiście nie przestrzega, ale może mają wywołać tylko efekt psychologiczny. Gdyby limit wynosił na tych ulicach 50 km/h, większość kierowców jechałaby z prędkością 50 km/h z dużym okładem. A tak też jadą z okładem, ale powyżej 30 km/h, czyli znacznie wolniej.
Rowerowy raj
Jeśli nie jest się mieszkańcem Wiednia, trudno jest tam na dłużej zaparkować. Zwiedzanie tego miasta autem musi być wyższą forma masochizmu oraz wymaga zasobnego portfela. Tanio nie jest. Poruszanie się samochodem nie ma sensu, szczególnie wobec istnienia metra — ależ wspaniałe są te naziemne odcinki — i rozwiniętej infrastruktury rowerowej. Metro i rower to podstawowe środki transportu. To miasto to rowerowy raj, a rowerzyści mają swoje „autostrady”, które najczęściej oddzielają ich od kierowców samochodów i często od pieszych.

Kierowcy uważają na rowerzystów, dla których większym zagrożeniem są dostawcy jedzenia na elektrycznych skuterach, którzy z nieznanych mi przyczyn jeżdżą, korzystając z dróg dla rowerów. Kto nie ma roweru, ten nie jest prawdziwym Wiedeńczykiem. To pełnoprawny środek transportu.
Wobec tak wielu sposobów na ograniczenie ruchu samochodowego, jakość powietrza powinna być tam wzorcowa. A nie jest.
Katarek
Idę, siadam, patrzę, a ja mam katarek. Skąd? W rowerowym raju, powietrze powinno być przejrzyste jak życiorys prezydenta. Sięgam tam po aplikację pogodową w telefonie, a ona pokazuje, że jakość powietrza jest obecnie zła. We wszystkie dni, kiedy byłem w Wiedniu, wiał silny wiatr. To powinno sprzyjać obniżaniu poziomu zanieczyszczeń, a tak się nie działo. Jakość powietrza sprawdzałem jeszcze kilka razy - zła, średnia, rzadko dobra, takie otrzymywałem wyniki.
Mimo tego, że nie chce się, nie wypada, nie można i często nie da się jeździć tam samochodem, jakość powietrza w mieście-raju była niezadowalająca. Działo się tak głównie za sprawą podwyższonego poziomu ozonu, poziom innych zanieczyszczeń nie był wysoki. To wystarczyło do niskiej ogólnej oceny.

Dwie szkoły
Według szkoły wąchockiej, te wszystkie zmiany utrudniające używanie samochodu, zdały się na nic. Podręcznik aktywisty zastosowano, ale bez pożądanego skutku. Po co jeździć rowerem, skoro i tak powietrze jest złe? To lepiej samochodem, z filtrem kabinowym.
Przedstawiciel szkoły zamojskiej powie, że rewolucję wdrożono źle, ze zbyt małym zapałem. Strefa czystego transportu jest mało radykalna, zielone nalepki nie dotyczą aut osobowych, a utrudnienia dotyczą głównie osób przyjezdnych i ciągle można jeszcze podwyższyć ceny parkowania. Gdyby trochę docisnąć, to w końcu mieliby to czyste powietrze. Każdy aktywisty na bank tak powie.
Walka o czyste powietrze w 2-mln mieście ma niewielkie szanse na pełen sukces. Można gonić króliczka, ale on ciągle produkuje ozon. Po wdrożeniu rozmaitych planów w polskich miastach również nie naoglądamy się wielkiego spadku zanieczyszczeń. Dostaniemy ograniczenia, ale niestety w pakiecie nikt nie dorzuci gęstej siatki metra i infrastruktury rowerowej jak z bajki. Winę za niepowodzenie zwali się na kierowców.
Strefy czystego transportu: