Tydzień z Kią EV9. Przeczytaj uważnie ten test, jeśli jesteś prosumentem
Nie wyobrażam sobie, jakie to musi być przykre uczucie, jak cały dzień świeci słońce i fotowoltaika wytwarza ogromną ilość energii, z którą nie ma co zrobić. Na szczęście istnieje Kia EV9: wymarzony pojazd do utylizowania nadmiaru elektryczności.
Uważaj, ona wciąga – powiedział mi kolega, który już wcześniej ode mnie jeździł Kią EV9. Nie bardzo wiedziałem, czy chodzi mu o to, że jest to samochód bardzo zajmujący, czy że zużywa dużo prądu. Szybko doszedłem do tego, że prawdziwe są obie wersje. Kia EV9 jest przede wszystkim:
- monstrualnie wielka (ponad 500 cm długości)
- monstrualnie droga (wersja testowana: ok. 380 tys. zł - GT-Line)
- monstrualnie ciężka (pusta waży od 2625 kg)
A co za tym idzie, o żadnej oszczędnej jeździe tym niezwykłym pojazdem mowy być nie może. Ale przejdźmy już do konkretów.
Kia EV9: z kim rywalizuje?
Tak do końca to nie wiem. Na pewno nie z Teslą Model Y, bo to całkowicie nie ta półka cenowa. Już prędzej z modelem X, ale ten dla odmiany jest jeszcze droższy, bo kosztuje od 484 tys. zł. Najbardziej to jednak pewnie z BMW iX, które też kosztuje od ok. 380 tys. zł w górę. Być może też na celownik weźmie nowego Forda Explorera – jego cen na razie nie znamy. O dziwo, za 380 tys. zł można też kupić Audi Q8 e-tron, co mnie zdziwiło, bo sądziłem że ten wóz jest znacznie droższy i podchodzi pod pół miliona złotych. Minimum 400 tys. zł przyjdzie wyłożyć za Volvo EX90. Jak pewnie widzicie, z wyjątkiem Forda wymieniam same marki, które identyfikują się jako premium. Czy to znaczy, że Kia też chce być premium? Nie wiem, choć się domyślam.
Kia EV9 na każdym kroku demonstruje swoją inność
Wszystko w tym aucie jest niezwykłe i podporządkowane wywołaniu wrażenia „wow”. Wystarczy spojrzeć na jego niezwykłe proporcje. Teoretycznie jest to SUV o kanciastych kształtach, nawiązujący wyglądem do klasycznych terenówek. Z drugiej jednak strony, linia boczna zdaje się być poprowadzona o wiele niżej niż w typowym aucie terenowym, co powoduje odczucie wizualnego dysonansu. Nienaturalnie wydłużony rozstaw osi i niesłychanie płaska jak na dzisiejsze standardy maska potęgują wrażenie dziwności. Przyjmuję, że szaleńczo długie tylne drzwi to zaplanowany zabieg, ponieważ auto ma trzy rzędy siedzeń i ich „przeciągnięcie” do tyłu jest po prostu ukłonem w stronę pasażerów w 3. rzędzie.
Paradoksem jest, że przy tak ogromnej masie i w sumie słabej aerodynamice zdecydowano się na wyposażenie EV9 w aerodynamiczne kołpaki nakładane na 21-calowe alufelgi. Ponoć aerokołpaki pozwalają przejechać nawet o 10 proc. więcej, ale ja zaryzykowałbym twierdzenie, że gdyby wóz był nieco lżejszy i miał nieco bardziej opływową linię, to pewnie aerokołpaki nie byłyby potrzebne. No ale wtedy nie robiłby aż takiego wrażenia.
Testowana odmiana miała sześć miejsc
Dwa z przodu, dwa pośrodku (osobne fotele) i dwa na ławeczce w trzecim rzędzie. Powiedziałbym, że te pięć metrów długości to trochę słabo wykorzystano, bo przy napędzie elektrycznym nie trzeba (chyba) robić tak długiej maski. Muszę też przyznać – niechętnie, bo zwykle nie przeszkadza mi jazda dużym samochodem – że Kia EV9 na polskie realia jest już zbyt duża. Bardzo długa, ale przede wszystkim zbyt szeroka. Jest o 9 cm szersza niż Mercedes klasy S W140 i o 3 cm szersza niż obecna generacja klasy S. Siedząc za kierownicą ma się wrażenie, że pasażer jest oddalony od nas o kilometry. Ostatni raz takie wrażenie miałem w szoferce Stara.
Wskutek zastosowania małej kanapy w trzecim rzędzie bagażnik ma wysoką podłogę, ale to nie przeszkadza i mimo wszystko nazwałbym to auto bardzo pakownym. Jednak sposób otwierania bagażnika mocno mnie denerwował. Należy albo przytrzymać przycisk na skomplikowanym pilocie, albo otworzyć drzwi kierowcy i wdusić guzik po lewej stronie od kierownicy. Nie przewidziano żadnej klamki. To trochę dziwne, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę, jak postarano się nad klamkami zewnętrznymi: są ogromne i elektryczne wysuwane, a bagażnik nie ma nawet najprostszej klameczki, tylko i wyłącznie aktywowanie siłownika otwierania klapy.
Kia EV9 to samochód, w którym można świetnie się bawić, bo liczba gadżetów, w jakie go wyposażono, zdaje się nie mieć końca.
Nie mówię nawet o takich oczywistościach jak kamery 360 stopni, automatycznie ustawiany fotel i kierownica przy wsiadaniu czy oświetlenie typu ambient. Widać, że twórcy samochodów mają coraz większy problem z wymyślaniem kolejnych bajerów, ale się starają – jest wspaniały head-up, pokazujący nawet tytuły piosenek odtwarzanych z systemu Apple CarPlay, fotele trzeciego rzędu składają się elektrycznie za sprawą trzymania przycisku, a ogromny pilot do zamykania i otwierania auta ma też przyciski ze strzałkami, umożliwiające zdalne parkowanie, co w Kii nazywa się RSPA2. To dosyć szalone, że producent wie, jak gigantyczne jest to auto, więc pozwala jego użytkownikom parkować je zdalnie po jego opuszczeniu, bo inaczej mogliby nie móc wysiąść. Genialne!
Oczywiście Kia EV9 stale nas obserwuje i próba spojrzenia na coś innego niż droga podczas jazdy powoduje natychmiastową reakcję systemu – na razie tylko w formie pikania. To jednak dość zabawne, że w dobie takiego dbania o prywatność, RODO, GDPR, zgód na fotografowanie i publikowanie wizerunku – samochód może nas nieustająco monitorować i prawdopodobnie również rejestrować, a co więcej, system ten wkrótce będzie obowiązkowy we wszystkich autach. Nie ukrywam, jest to męczące. Auto, które bezustannie mnie strofuje, nie przynosi przyjemności z jazdy. Cóż z tego, że pod pedałem z plusem mam jakieś setki koni mechanicznych, skoro przy normalnej, spokojnej jeździe samochód i tak ciągle dzwoni, że robię źle. Źle, bo za szybko (nieważne, jakie jest ograniczenie – auto wie swoje), źle bo patrzyłem w inną stronę, źle bo to, źle bo tamto.
Dobrze, ale jednak napiszę coś o jeździe i zużyciu energii, bo to może kogoś zainteresować
Najpierw jednak powiem, że nie próbowałem w ogóle ładować EV9 ze zwykłego gniazdka 230V. Przy akumulatorze o pojemności 99 kWh, ładowanie go w ten sposób trwałoby wiele dni i wiązałoby się z ogromnymi stratami, chyba że ktoś miałby wallboxa (trójfazowego). Niedaleko salonu Kii znalazłem idealną, nowoczesną stację ładowania sieci na G – miała dwa złącza CCS, z czego jedno było już zajęte przez Teslę Model Y. Jej właściciel był niezadowolony, że podpinam drugie, czemu dał wyraz, mówiąc że będę „kradł mu prąd”. Kiedy odpowiedziałem, że tak samo ja kradnę jemu, jak on mnie, to obrócił to w żart. Proszę wybaczyć, że nie znam się na prądożartach przy ładowarkach.
Tak czy inaczej, ładowarka 140 kW obciążona dwoma autami naładowała Kię EV9 z 18 do 70 procent w około 20 minut, co uznaję za znakomity wynik. Jeszcze bardziej znakomite było to, że nie wiem ile trzeba było zapłacić, ponieważ importer do samochodu wypożycza kartę „multiładowarkową”. No i tak to można jeździć autem elektrycznym!
Tak na serio, to bardzo trudno jest zejść poniżej 25 kWh na 100 km
I to w mieście. A co dopiero mówić o jeździe w trasie. W stukilometrową wyprawę do Siedlec pojechałem w jedną stronę z tempomatem ustawionym na 109 km/h i dopóki jechałem ekspresówką, zużycie raczej nie spadało poniżej 26 kWh na 100 km. W drugą stronę nie byłem już tak restrykcyjny i jechałem tyle, ile inni – raz nawet rozpędziłem się do licznikowych 125 km/h, ale że zaczęło robić się głośno, a zużycie oszalało, to odpuściłem i trasę ukończyłem z wynikiem 27,6 kWh/100. Na drugi dzień zaparłem się i udało mi się na chwilę zejść do 19,9 kWh w mieście, ale wymaga to naprawdę niedotykania pedału gazu. Nie wiem, czy dałbym radę powtórzyć ten wyczyn. W każdym razie jazda 55 km/h za dużym busem zdecydowanie w tym pomaga.
Miło, że pomyślano o przednim bagażniku, na który teslanie mówią „frunk”
Można tam zmieścić przewody do ładowania, które normalnie turlają się po bagażniku z tyłu.
Kia EV9: podsumowanie
Kia EV9 to perfekcyjna realizacja błędnego założenia. Jest megakomfortowa, dawno nie siedziałem w tak wspaniałych fotelach. Mocą i przyspieszeniem miażdży auta sportowe sprzed kilku lat. Zapewnia niesłychany poziom bezpieczeństwa. I cóż z tego, skoro podobno samochody elektryczne to miały być te, które będą przyjazne planecie. No więc tu problem polega na tym, że z zasobów zużytych na EV9 można by zrobić trzy samochody, a nie jeden. Jest też zbyt wielka jak na jazdę miejską, zużywa mnóstwo energii i jej bezemisyjność gdzieś rozpływa się w tym, ile faktycznie przestrzeni zajmuje, jak niszczy drogę i obciąża system energetyczny. Dochodzimy tu do kluczowej konkluzji: ludzie zamożni, których stać na ten samochód, nieprzesadnie się tym interesują. Kupią go nie dlatego, że jest elektryczny, ale dlatego że jest ogromny, wypasiony, robi wrażenie, inni się odwracają i czują podziw lub zdenerwowanie. Jego elektryczna natura jest tu drugorzędna, ale ma oczywiście znaczenie, bo służy potencjalnym nabywcom do tego, żeby mogli czuć się dobrze sami ze sobą. Dzięki elektrycznemu napędowi mają poczucie, że czynią słusznie.
A że ja do takich osób się nie zaliczam, to mogę powiedzieć tylko: dobra robota, Kio. Gdybym był bogaty i chciał denerwować ludzi swoją zamożnością, bez wątpienia przychylnym okiem patrzyłbym na EV9. Pewnie miałbym też wtedy fotowoltaikę i nadmiary prądu do spalenia, bo jak wiadomo, bogatemu to i byk się ocieli, gdy diabeł mu dzieci kołysze.
Zdjęcia: Maciej Lubczyński