REKLAMA

Trwają protesty przeciwko cenom paliw. Nie możesz się przyłączyć

Jak chcesz protestować przeciwko wysokim cenom paliw, to musisz sam zorganizować protest.

protesty ceny paliw
REKLAMA
REKLAMA

Chętnie pojechałbym na protest przeciwko wysokim cenom paliw, ale paliwo jest za drogie. Był to dość suchy żart, ale prawdziwa przyczyna jest inna: w Polsce nikt nie protestuje. Oburzają się kierowcy z innych państw, ale Polacy trzymają się sztywniutko, czekając aż wysokie ceny towarów przyłożą im prosto w klatę.

Protest przeciwko cenom paliw w Niemczech

U nas paliwo jest drogie, ale u innych wcale nie jest tańsze. Niemcy nie są wyjątkiem, dlatego zorganizowano tam szereg protestów. W największym wydarzeniu w Kolonii wzięło udział około 500 samochodów ciężarowych. Zebrały się na autostradowych parkingach i głośno trąbiąc pojechały na zabytkowy rynek. Taka zezłoszczona była branża transportowa, protestujący twierdzili, że wysokie ceny paliwa ją wykończą.

Problem w tym, że nie tylko branża transportowa może zostać wykończona. Wzrost cen paliw, a w szczególności horrendalnie drogi olej napędowy, spowoduje wzrost cen towarów. Transport działa na oleju napędowym, który jeszcze niedawno kosztował ponad 5 zł, a teraz przebija już 8 zł. Wciąż obowiązuje u nas obniżona stawka VAT, bez tego byłoby jeszcze drożej. Niestety, przedsiębiorcy i tak posługują się cenami netto, bez podatku VAT, więc obniżka wysokości tego podatku pozostaje bez wpływu na ich koszty. A nasi nie trąbią.

Protesty w innych krajach

Nie wiem, dlaczego u nas protestów nie ma. Może przyzwyczailiśmy się do ciągłego wiatru w oczy, a może całe społeczne zaangażowanie poszło w pomoc uchodźcom z Ukrainy. Inni nie są tak wytrzymali.

W Albanii protestowano tak mocno, że zatrzymano kilka osób. Zablokowano na kilka godzin autostradę łączącą Albanię z Kosowem. W zeszłym tygodniu średnia cena benzyny wzrosła o 30 eurocentów i sięgnęła 2 euro za litr. Ceny stały się jednymi z wyższych w Europie, a Albania jednym z najbogatszych europejskich państwa na pewno się nie stała. Protestujący zarzucali władzom tolerowanie spekulacji firm z sektora paliwowego. Jeden z organizatorów komentował sytuację tak:

Protesty były też w Finlandii, ale jeszcze w lutym, i to przed atakiem Rosji na Ukrainę. Ulicami Helsinek przejechało około 300 pojazdów, podobnie działo się w kilkunastu innych miastach w Finlandii. Kierowcy używali klaksonów i poruszali się powoli. Już wtedy mieli paliwo po około 2 euro za jeden litr.

W Szwecji, jedno z bogatszych europejskich społeczeństw również poczuło się oburzone cenami paliw. Jeszcze przed wojną organizatorzy powstania paliwowego zebrali ponad 600 tys. osób popierających ich postulaty na swoim profilu społecznościowym. Szacowano, że w rzeczywistości jest ich jeszcze więcej, grubo ponad jeden milion. Lider ruchu stał się nagle osobą publiczną i zapraszany jest do branżowych rozmów na temat sytuacji na rynku paliw. Trudno to nazwać protestem, ten poziom sprzeciwu to już społeczny ruch skierowany przeciwko wysokim cenom paliwa.

REKLAMA

A przecież Szwedom powodzi się lepiej niż nam, a bardziej się buntują. W Polsce o masowych protestach nic nie słychać. Społeczna energia została spożytkowana gdzie indziej. Oby sprawdziły się przewidywania, że ceny paliw muszą spaść, bo są wynikiem spekulacji, a nie rzeczywistych braków ropy naftowej na rynku. Wtedy obędzie się bez protestów i nasza cierpliwość zostanie wynagrodzona. W końcu prezes Orlenu obiecał, że ceny spadną:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA