Sąsiedzi zapytali, czy wożę telewizor na haku. Odpowiedziałem: spokojnie, to namiot
Czy da się zamontować namiot na haku samochodu? Tak. Czy można się przy tym świetnie bawić i po testach odsyłać taki namiot z wielkim żalem? Również tak.
Czy można też regularnie wchodzić na stronę producenta i sprawdzać, czy może jednak coś źle przeczytaliśmy i w rzeczywistości aż tyle ten namiot nie kosztuje? Owszem. Z drugiej strony - dla niektórych prawdopodobnie ta cena będzie do przełknięcia, a i sam zastanawiam się coraz poważniej, czy jednak nie rozbić domowego banku, nawet jeśli jego skarbce świecą pustkami.
Ale do rzeczy.
Zaraz, jak to "namiot na hak"?
Odpowiedź brzmi: tak, normalnie, namiot na hak. Noszący nazwę Thule Outset i wyglądający - w formie złożonej - tak:
I gdyby ktoś pytał, to od razu odpowiadam też, że a) nie, to nie jest małe (144 x 74 x 90 cm) i b) nie jest lekkie (70 kg!), ale akurat nie jest to właściwie żadnym problemem. Całość przez większość czasu jest bowiem - poza trybem transportowym po zamontowaniu na haku - przewożona jak walizka na kółkach.
Wbrew pozorom nawigacja takim pudłem wcale nie jest przesadnie trudna - przy odrobinie zaparcia udawało mi się ją przetoczyć nawet po nawierzchniach dalekich od poziomu i ideału, a jedyny problem, jaki zauważyłem, to poruszanie się z nią w wąskich przestrzeniach, gdzie wymagane jest dodatkowe manewrowanie. Podczas montażu na haku trzeba całą tą konstrukcją trafić bowiem idealnie w jak - żeby nie poprawiać później - i niestety kółka nie mają żadnej opcji jazdy na boki. Zdarzał się więc, że musiałem dość brutalnie po postu przesunąć złożony namiot. Sorry, Thule, za dodatkowe rysy na obudowie, inaczej się nie dało.
Poza tym, szczególnie jeśli ktoś podróżuje solo, ma wysoki samochód albo druga osoba niechętnie zabiera się za dźwiganie ciężkich przedmiotów, wszystko jest wielokrotnie przyjemniejsze i łatwiejsze niż w przypadku namiotu wrzucanego na dach. W dużym skrócie: wyjeżdżamy naszą sporą walizką z garażu, ustawiamy ją w pewnej odległości od samochodu, rozkładamy zintegrowaną platformę, "zapinamy" na kuli haka, podnosimy całość w ramach dźwigni (jedyny wyraźniej fizyczny element całej zabawy), czekamy na kliknięcie i już, gotowe, zasadniczo możemy jechać.
Zanim jednak pojedziemy - oczywiście, cały złożony namiot można odchylić i uzyskać dostęp do bagażnika. Opiera się wtedy na... stalowej lince:
Którą w niektórych przypadkach trzeba odpiąć (o tym za chwilę) i lepiej pamiętać o jej zapięciu, bo inaczej możecie trochę zarysować klamrę, ciągnąc ją za sobą luzem. Ponownie - sorry, Thule, prawie nic nie widać.
Cały założony, ale odchylony namiot wygląda tak:
Nie wygląda to może porażająco solidnie, ale poza wyglądem trudno się do czegoś przyczepić. Działa, ładowałem tak do bagażnika i bagaże, i czasem nawet psa, więc nawet długotrwałe utrzymywanie namiotu w takiej pozycji przez kilka tygodni nie wyrządziło tej drobnej lince zbyt wiele krzywdy.
Gdyby ktoś miał jeszcze jakieś pytania przed podróżą, to od razu odpowiadam:
- tak, wszystkie elementy namiotu i wszystkie akcesoria z zestawu mieszczą się do środka tej paczki;
- tak, jest oczywiście miejsce na tablice rejestracyjną i odpowiednia wtyczka, żeby podłączyć oświetlenie.
Z drobnych upierdliwości okołomontażowych - zdarzało się, że namiot przy montażu "rozjeżdżał się", tj. w trakcie montowania jednego końca na kuli haka, druga część odjeżdżała sobie na kółeczkach w przeciwną stronę, ale to udało się rozwiązać "sposobem". Drugim drobiazgiem był fakt, że składanie i rozkładanie namiotu realizowane jest z wykorzystaniem pałąka/osi łączącej koła, która jest po prostu nisko. W rezultacie musimy zrobić mało elegancki, dźwigniowo-70-kilogramowy martwy ciąg. Lepiej ćwiczcie przysiady.
Jak się jeździ z namiotem na haku?
Początkowo - ze sporymi emocjami. Po pierwsze i oczywiste - tracimy czujniki parkowania, podczas gdy nasze auto wydłuża się o dobrych kilkadziesiąt centymetrów. Po drugie - namiot, podobnie jak nawet dużo lżejsze rowery na uchwytu na hak, po prostu buja się podczas jazdy. W żaden sposób nie zauważyłem nigdy nawet najdrobniejszego przesunięcia - nawet podczas jazdy po naprawdę paskudnych drogach - ale jednak wizja podskakującego pudła w tylnej szybie potrafi trochę zestresować, przynajmniej podczas pierwszych przejazdów.
Z innych uwag - w przypadku mojego kombi namiot zasłaniał znaczącą część tylnej szyby i przy okazji powodował, że fotochromatyczne lusterko trochę świrowało.
Z bardziej praktycznych rzeczy - nie zauważyłem gigantycznych różnic, jeśli chodzi o spalanie i głośność po montażu tego namiotu. Moje średnie spalanie z kilkuset kilometrów przejechanych z tym namiotem było zbliżone do tego z poprzednich kilkuset kilometrów, natomiast głośność... cóż, u mnie w aucie zawsze jest głośniej niż bym chciał. Na pewno nikomu głowy nie odpadły i na pewno głośniej zrobiło się po montażu boxu dachowego, o namiocie na dach nie wspominając.
Jak wygląda rozkładanie Thule Outset?
Bajecznie prosto, chociaż... nie za pierwszym razem. Za pierwszym razem cały proces wzbudził niemałe zainteresowanie, które jednak topniało z każdą kolejną minutą niezbędna na przestudiowanie instrukcji i dobranie odpowiedniego elementu i jego ustawienia. Ale spokojnie - za drugim i kolejnym razem rozstawienie tego namiotu nawet w pojedynkę zajmowało pojedyncze minuty. Więc przeżyjmy to razem:
Na początek musimy - i to jest absolutnie największy ból tyłka - zdjąć pokrowiec transportowy. Trzeba się uporać z dwoma zamkami, które nawet po kilkunastu rozłożeniach i złożeniach stanowią najbardziej oporny i spowalniający element całego procesu:
Kiedy już je zdejmiemy, możemy się nacieszyć widokiem przekroju złożonego namiotu:
I po tej chwili zachwytu sięgnąć do tylnej ścianki - tej od strony auta - gdzie znajdziemy szkielet, na którym stworzymy bazę dla naszego namiotu. Oczywiście, że nie będzie się opierał na haku, raczej żaden hak by tego nie zniósł:
W zestawie montażowym mamy dwa takie elementy:
Które montujemy sprytnymi zaczepami po stronie złożonego jeszcze namiotu, tuż przy światłach:
Tutaj od razu mogę napisać, że jeśli ktoś myśli o rozkładaniu namiotu bez zapięcia go na haku - no to niespecjalnie. Natomiast można go w dużej mierze złożyć bez auta i potem dopiero podpiąć je do haka i złożyć do końca. Ale o tym za chwilę.
Jeśli już mamy zamontowane obie podpory bazowe, to zostaje nam je wydłużyć jednym kliknięciem i dostajemy coś takiego:
Ustawiamy wysokość nóżek z przodu tak, żeby było w miarę równo i poziomo, montujemy rozpórkę (dwie sztuki, ale najpierw montujemy jedną), ustawiamy nóżki od strony samochodu:
I przechodzimy do przyjemnego, czyli odpięcia zaczepów namiotu i złożenia go jak dziwnej walizki (takie rozkładanej na trzy razy).
Hyc:
Hyc:
Teraz montujemy przednią rozpórkę i nasza baza jest skończona. Zostało nam tylko "rozłożyć" ostatnie zagięcie namiotu i właściwie koniec:
Ok, jeszcze nie wygląda to przesadnie jak namiot, więc musimy zapiąć i naciągnąć dwa pasy o strony samochodu:
Ok, teraz zdecydowanie bardziej przypomina to namiot. Porada - żeby idealnie ustawić namiot, najlepiej jest przy naciąganiu tych pasów dopchnąć lekko szkielet namiotu - inaczej nie udało mi się uzyskać odpowiedniego, idealnego kszałtu.
Można wprawdzie spierać się o to, że taki namiot wygląda na nieco wymięty, ale tak ma być, w niczym to nie przeszkadza.
Może poza faktem, że zajmujemy bez wątpienia zdecydowanie więcej miejsca niż z namiotem na dachu i bez wątpienia to się będzie w razie czego liczyć jako rozbicie namiotu, a nie spanie w samochodzie.
Jeśli chodzi o wejścia i okna, to są 3, a właściwie cztery. Dwa po bokach (drzwi z funkcją okna z moskitierą):
I równie spore wejście główne - też z opcją okienną:
Wspomnianym "0,5" jest okienko z tyłu, bez opcji otwarcia na przestrzał, z zainstalowaną na stałe moskitierą. Dobrze nadaje się do wietrzenia wnętrza - czasem aż za dobrze.
I to koniec rozkładania?
Jeśli pytanie było ironiczne, to odpowiem tak - faktycznie rozkładanie zajmuje dużo krócej niż opisanie tego, czy pewnie nawet przeczytanie tego i to nawet w jedną osobę.
Jeśli było na poważnie, to w zależności od warunków pogodowych może to być koniec albo nie. Gdybyśmy bowiem spodziewali się deszczu, lepiej jest zamontować daszek.
Co zajmuje na szczęście może trzy minuty, więc można to zrobić w ostatniej chwili. Problem tylko taki, że miejsce do chowania daszka to wnętrze namiotu, więc jeśli faktycznie zmoknie - lepiej wrzucić go do samochodu, a nie do namiotu.
Drugą opcją do instalacji są pasy, które przytwierdzają dodatkowo namiot do bazy w trakcie wyjątkowo mocnego wiatru. Co ciekawe, w pierwszej przesyłce ich nie dostałem i akurat bardzo mocno wiało, co skutkowało tym, że narożniki materaca dość nieprzyjemnie się unosiły. Sam namiot oczywiście trwał niewzruszony, ale przyjemne to zdecydowanie nie było. Nie zapomnijcie więc zabrać pasów na czas wichury.
I tak, to w sumie tyle. Można teraz... odpiąć namiot z haka, co nie jest wymagane, ale robiłem to zawsze. Dlaczego? Bo parkowałem przeważnie na dość krzywym terenie i ustawiałem namiot "na szybko", więc po prostu nie chciałem ryzykować tego, że całość będzie się opierać na haku przez noc. Wydłużało to procedurę rozkładania o jakieś 12 sekund.
Jak się śpi w Thule Outset?
Fantastycznie, dziękuję za uwagę.
A tak w wersji bardziej rozwlekłej - naprawdę świetnie. Materac, mimo tego, że jest składany "na trzy", jest fantastycznie twardy i gruby. Śpi się na nim na tyle dobrze, że padła w moim domu propozycja, żeby przez okres testów spać w nim nie tylko na wyjazdach, ale też poza nimi, po prostu rozkładając namiot w ogródku.
Pod względem miejsca - namiot jest przygotowany pod trzy dorosłe osoby i jestem skłonny zaryzykować tezę, że mogą to być nawet całkiem spore osoby, a i tak nie będą mogły narzekać na komfort. W układzie dwuosobowym było pod względem przestrzeni wręcz luksusowo i można było nie bawić się w precyzyjne układanie bagaży, tylko rozłożyć je po całym namiocie i... i tak mieć od groma miejsca.
Zarzutów nie można mieć też do wysokości czy przestronności namiotu - jak na coś, co składa się do takiej śmiesznej walizki, jest naprawdę doskonale. Trochę mógłbym natomiast ponarzekać na liczbę i umiejscowanie "schowków". Ten przy "głowach" jest w porządku - spory, pojemny, wygodny:
Ale mocno brakowało mi jakichś kieszeni po bokach przy głównym wejściu - zamiast tego mamy tylko dwie pojemne kieszenie na suficie:
To jednak można jeszcze jakoś przeżyć i traktuję to już jako wybitne czepianie się. Ważniejsze było chociażby to, że Thule Outset świetnie "trzymał" temperaturę i świetnie chronił przed wiatrem, nawet jeśli ten w porywach przekraczał 60 km/h, a namiot rozbity był na samej przełęczy. W środku, nawet w takich warunkach, było naprawdę przyjemnie, może pomijając wszechobecny hałas. Tak samo przy stosunkowo niskich jak na obecne warunki temperaturach - ok. 6-8 stopni Celsjusza, spokojnie można było spać pod cienką, cywilną kołdrą w samych bokserkach.
Z delikatnych narzekań na koniec - nie udało mi się wymyślić jakiegoś idealnego sposobu na wentylację namiotu przy naprawdę mocnym wietrze. Osłony "okienne" odpinają się od dołu, co sprawia, że albo wieje nam po stopach, albo po bokach. Z kolei otwarcie całego tylnego okienka robi we wnętrzu małe tornado. Nie to, żeby w namiocie robiło się jakoś przesadnie duszno, ale nie udało mi się odkryć patentu na to, żeby i "przewietrznie" było równie luksusowo, co "przestrzennie".
I cały czas nie mogę przeżyć braku jakiegokolwiek, nawet malutkiego okienka dachowego. Aczkolwiek to akurat w żaden sposób nie wpływało na komfort nocowania w Outsecie - który zawsze był fenomenalny.
Ok, może poza tą nocą, kiedy mega wiało, a ja nie miałem pasów stabilizujących. To było mocno średnie.
Czy Thule Outset ma w ogóle sens?
Obiektywnie - nie wiem, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że kosztuje - uwaga - ponad 18 000 zł. Mogę natomiast napisać coś innego:
Nie, zdecydowanie nie jestem fanem spania w namiotach, w jakimkolwiek wydaniu. Jasne, jeździłem z kilkoma dachowymi, nawet to było spoko, ale miało to tyle wad, że ostatecznie nigdy jakoś poważniej nie pomyślałem o tym, żeby a) kupić sobie taki i b) jeździć z nim tak często, jak to tylko możliwe. Chociażby przez wzgląd na to, że nie mam auta "wyprawowego", tylko jedno auto na całą rodzinę, i jeżdżenie w kółko z namiotem na dachu nie ma sensu, a ładowanie go na dach przy każdym wyjeździe - bez sensu i z zabijaniem spontaniczności.
Z Thule Outset było inaczej. Po raz pierwszy w życiu zdarzało mi się, że wieczorem podejmowałem decyzję, że jedziemy nocować w górach, tylko po to, żeby rano obejrzeć wschód słońca i wrócić potem od razu do domu, prosto do pracy. Nigdy wcześniej nie zadarzało mi się uznać, że dobrym pomysłem będzie pojechać w góry, rozbić namiot i po prostu poleżeć sobie, pogadać, może obejrzeć film, a potem złożyć nawet przed nocą cały bagaż i pojechać do domu. Teraz zdarzyło się właśnie to - i to niejednokrotnie.
I to chyba ta opcja na spontaniczność jest w Outsecie najlepsza. Turlamy sobie w łatwy i przyjemny sposób "walizkę" do haka, podpinamy, jedziemy, rozkładamy się błyskawicznie gdziekolwiek - niezależnie od tego, czy mokro, czy krzywo, i mamy nasz mały, plenerowy domek. Nie, nie jest wolny od wad, nie jest tani, a do tego koniec końców... jest po prostu namiotem (choć naprawdę świetnym), ale nigdy w żadnym namiocie tak bardzo nie chciało mi się spać i nigdy z żadnym namiotem nie chciało mi się tak jeździć.
Zobaczymy, czy będę za nim tęsknić tak bardzo, że więcej warty od samochodu będę miał nie tylko montowany na nim rower, ale i przyczepiany do niego namiot. Choć tak, wiem, za ułamek ceny mogę kupić zwykły namiot i wozić go w aucie albo po prostu spać w samochodzie.
Ale gdzie wtedy ta cała zabawa?
Thule Outset - zalety:
- fantastyczna spontaniczność - kilka kliknięć i jesteśmy gotowi do jazdy, nawet jeśli jedziemy sami;
- błyskawiczne rozkładanie i składanie (jak już się nauczymy co i gdzie);
- fenomenalnie wygodny materac;
- ekstremalnie wysoki współczynniki radości;
- świetnie trzyma temperaturę i chroni przed wiatrem;
- możliwy dostęp do bagażnika nawet po zamontowaniu namiotu;
- możliwość odczepienia namiotu i np. przestawienia gdzieś auta albo pojechania;
- wygodnie zmieszczą się trzy osoby, dla dwóch - luksus;
- całkiem sporo miejsc do przechowywania rzeczy w środku;
- trzy duże "drzwi" i równie przyjemnie duże okna plus siateczkowe okno dodatkowe z tyłu;
- nie ma większego znaczenia, czy podłoże jest idealnie proste albo np. mokre - i tak budujemy sobie "szkielet" bazy.
Thule Outset - wady:
- cena wypala oczy,
- przy mocnym wietrze trzeba zamontować dodatkowe pasy (ok, czepiam się),
- przytuliłbym okno panoramiczne, chociażby malutkie;
- przydałyby się jakieś kieszenie po boku przy drzwiach;
- pierwsze rozkładanie zajmie wam raczej sporo czasu;
- raczej hałaśliwy przy bardzo, bardzo mocnym wietrze.