40 000 zł za miejsce w kolejce. Wymyślili, jak zarobić na samochodzie, który nie istnieje
Nie ma samochodu, nie ma pełnej specyfikacji, nie ma nawet przybliżonej ceny - a mimo to jest kolejka długa na kilka lat. I niektórzy uznali, że można na tym zarobić.
10 tys. dol. za dobre miejsce w kolejce albo 5 tys. dol. za trochę dłuższe oczekiwanie na produkcję - serwis Byri opublikował kilka zrzutów ekranu pochodzących z amerykańskiego eBaya, prezentujących ogłoszenia osób, które próbują właśnie sprzedać swoje miejsce w kolejce na Teslę Cybertruck. Sądząc po liczbie ofert, póki co nikt nie porwał się na wydanie równowartości kilkudziesięciu tysięcy złotych za miejsce na liście oczekujących, ale obserwujący już są - i mogą w końcu zdecydować się na taki zakup.
Dlaczego teraz i dlaczego faktycznie ktoś może to kupić?
Przede wszystkim dlatego, że teraz, po latach oczekiwania, Tesla Cybertruck może się w końcu stać realnym produktem, a nie tylko mglistą zapowiedzią, którą można co najwyżej zarezerwować.
Dla przypomnienia - Tesla Cybertruck została po raz pierwszy pokazana światu pod koniec... 2019 r. i początkowo miała trafić do produkcji około 2 lata później. Do tego wszystkiego jednak oczywiście nie doszło, premiera została najpierw przełożona na 2022 r., a później na 2023 r. Zresztą dopiero w połowie tego roku wyprodukowano pierwszy egzemplarz.
Ostatecznie podano zresztą konkretną datę "kompletnej premiery", tj. 30 listopada 2023 r., kiedy to mamy - uwaga - poznać m.in. kompletną specyfikację i cenę, i powinny mieć miejsce pierwsze dostawy. O 40 000 dol. na start, o których wspominano podczas debiutu, możemy chyba na dobre zapomnieć, chyba że Tesla naprawdę ma plan na to, żeby skutecznie przeorać rynek pick upów w Stanach Zjednoczonych. Ale raczej będzie po prostu drożej, niż pierwotnie zapowiadano.
O Tesli Cybertruck pisaliśmy też tutaj:
Taka kombinacja zdarzeń i opóźnień z całą pewnością sprawia, że część osób - zresztą miało to miejsce przy poprzednich debiutach Tesli - po prostu uznała, że te 100 dol., które trzeba było wpłacić w ramach rezerwacji, chyba lepiej pomnożyć niż traktować jako faktyczną opłatę rezerwacyjną. Próbowano tego już wprawdzie wcześniej, ale wtedy do premiery było albo daleko, albo nie było wiadomo, kiedy dokładnie będzie ona miała miejsce. Kupowanie w takich okolicznościach miejsca w kolejce nie miało więc większego sensu.
Teraz mamy konkretną, bliską datę premiery i... gigantyczną kolejkę, która przekracza 2 mln osób. Oczywiście spora część - biorąc pod uwagę niską kwotę rezerwacji - ostatecznie się wykruszy, ale jeśli ktoś się nie pospieszył, czeka go pewnie wieloletnie oczekiwanie. Inna sprawa, że ktoś, kto jest w stanie sporo zapłacić za takie miejsce na liście oczekujących, pewnie chętniej zapłaci za gotowy samochód, który ktoś faktycznie zamówił, opłacił, odebrał i można go nabyć od ręki.