Producent zarabia sprzedając ci auto. Ty nie możesz go sprzedać, bo cię pozwie
Fani Elona Muska i modelu Cybertruck z wczesnymi rezerwacjami już ostrzyli sobie zęby na spekulacyjną sprzedaż odebranych samochodów. Mogą odłożyć ostrzałkę, bo Tesla zapowiedziała, że jeśli to zrobią, to ich pozwie.
Uwaga, będę teraz tłumaczył Wam kapitalizm w wydaniu amerykańskim. Jeśli po drodze gdzieś zgubi się Wam logika, to nie martwcie się, tak miało być.
- Producent sprzedaje Wam samochód z zyskiem i na tym zarabia
- Producent potem może odkupić od Was ten samochód taniej niż go sprzedał i sprzedać ponownie drożej niż kupił (w Tesli nazywa się to Certified Pre-Owned, czyli z drugiej ręki z certyfikatem)
- Jednak klient, kupując auto od producenta, nie może go sprzedać bez jego zgody, bo zasadniczo to on jest jego właścicielem tylko w momencie, kiedy jeździ nim do pracy, sklepu i na wakacje. Jak chce go sprzedać, to wtedy już producent mu wytłumaczy, że zasadniczo to nabył tylko prawo do użytkowania, w razie czego pozywając klienta o niebotyczną sumę.
Podkreślam, że w punkcie 3. napisałem „sprzedać bez jego zgody”, a nie „sprzedać drożej bez jego zgody”. Nabywasz produkt i nie możesz się go pozbyć nawet ze stratą, o ile sprzedający nie wyrazi na to zgody, i to nie takiej zwykłej zgody na zasadzie „dobra, może być”, tylko o wiele bardziej skomplikowanej.
To nie jest żart, to prawdziwa umowa jaką zawierasz kupując Teslę Cybertruck
Lub też kupując prawo do jej użytkowania, bo z właścicielstwem wiele wspólnego to nie ma. Wraz z samochodem dostajesz roczną karencję na jego odsprzedaż. Jeśli w tym czasie zechcesz sprzedać swoje auto, to musisz po pierwsze poinformować o tym pisemnie firmę Tesla. Następnie firma Tesla w „rozsądnym czasie” zaproponuje ci odkup tego auta w cenie zakupu pomniejszonej o 25 centów za każdą przejechaną milę. Czyli jeśli po 11 miesiącach jazdy przebieg Cybertrucka będzie wynosił 14 tys. mil, to cena bazowa będzie równa cenie zakupu minus 3500 dolarów. Od tego zostanie następnie odjęty współczynnik zużycia pojazdu wyliczony przez Teslę w sposób sobie tylko znany.
Później może, ale nie musi nastąpić zawarcie umowy odkupu. Jeśli jednak nie nastąpi, nadal trzeba uzyskać osobną, pisemną zgodę na sprzedaż.
A co, jeśli jej nie uzyskasz?
Wtedy jest jeszcze zabawniej, ponieważ wcale nie musisz sprzedać swojego Cybertrucka, tzn. nie ma konieczności, aby wystąpiła wymiana auta na pieniądze. Wystarczy, że Tesla poweźmie uzasadnione podejrzenie, że chcesz się go pozbyć. Może ono mieć dowolną formę, nie musisz wystawiać ogłoszenia. Napisałeś/aś na WhatsAppie do znajomego, że rozważasz sprzedaż Cybertrucka – już masz problem, bo znajomy może wysłać zrzut ekranu z rozmowy do Tesli. Wtedy już leżysz i kwiczysz, pozew gwarantowany i kara umowna 50 tys. dolarów. Tesla zapewne ma lepszych prawników niż ich klienci, więc na pytanie czy zostaniesz zmuszony/a do zapłaty, odpowiedź brzmi: tak, a w czym problem?
Poza tym zostaniesz ukarany brakiem możliwości zakupu Tesli w przyszłości
Nie wiem jak zniósłbym tę karę. A wiem, kupiłbym sobie używaną, o ile w ogóle rozważałbym zakup auta tej marki. Oczywiście zachowanie Tesli w tym przypadku nie jest niczym nowym, ponieważ dokładnie tak samo robi Ferrari i niektórzy inni producenci supersamochodów. Znany był przypadek, gdy amerykański zapaśnik John Cena próbował sprzedać swojego Forda GT i po groźbach od prawników koncernu zdecydował się na pozasądowe rozwiązanie sprawy poprzez wpłatę na rzecz organizacji charytatywnej. Nie spodziewałem się jednak, że tak się stanie w przypadku pickupa.
Tesla oczywiście twierdzi, że robi to, by zapobiec psuciu rynku
Niech mi jednak ktoś wytłumaczy, na czym polega psucie rynku wskutek tego, że ktoś sprzedaje auto drożej niż je kupił? Kto jest poszkodowanym w tym procederze? Na pewno nie klienci, bo przecież to właśnie ci klienci chcą kupić auto za więcej niż wynosi cena w salonie, ponieważ chcą mieć je od razu, bez oczekiwania – i za to właśnie płacą. „Poszkodowanym” – cudzysłów intencjonalny – jest więc producent, który sprzedaje auto za mniej niż by mógł. Czyli jeśli ktoś kupił Teslę za 50 tys. dolarów, a potem odsprzedał ją za 54 200 dolarów, to Elon Musk jest STRATNY o 4200 dolców i ktoś musi mu je oddać. Inaczej mógłby zbiednieć.
Patrzcie, jaki biedny.
Śmieszni są ludzie, którzy popierają te praktyki producentów
Oczywiście najłatwiej byłoby nie kupować samochodów od tych, którzy do zawierania takich umów zmuszają. Trzeba jednak podkreślić, że nie chodzi tu o żadną ochronę rynku, tylko o maksymalizację zysków koncernów. Limitują one podaż swojego towaru, żeby zwiększyć jego atrakcyjność jako dobra trudno dostępnego, a potem próbują nie pozwolić, żeby ktoś inny zarobił na tym, że w ten towar zainwestował. To tak, jakby rolnik sprzedawał nam tonę ziemniaków, ale zakazywał sprzedawać je na kilogramy. Każdy towar może służyć do zarabiania, jeśli znajdziesz na niego klienta. Prawdziwym problemem jest tu umowa, sformułowana tak, że nabywca pojazdu nie nabywa prawa do dysponowania swoją „własnością”, co powinno być zakazane, a spekulacja autami – dozwolona w każdej postaci.
Próby regulacji rynku samochodowego przez koncerny przypominają radę lisów chcących ustalać zasady w kurniku. Sprzedawałbym tę Teslę Cybertruck po 3 miesiącach z przebitką na pohybel tym bandyckim praktykom.
Czytaj również: