Twoja Tesla zarobi dla Ciebie 30 tys. dolarów rocznie. Zostanie autonomiczną robotaksówką
Autonomiczne robotaksówki Tesli zarabiające na swoich właścicieli będą dostępne już za rok. Nikt nie obieca Ci tyle, co wczoraj obiecał Elon Musk inwestorom.
Na wczorajszym spotkaniu dla inwestorów Tesla poszła na całość. Konferencja poświęcona rozwojowi autonomicznych pojazdów przyniosła wiele intrygujących doniesień. Zaskoczeniem nie powinno być, że zdaniem Prezesa Tesli - Elona Muska, wyprzedza ona o kilka lat konkurencję. Nowością jest to, że posiadając Teslę, już niedługo będzie można zarabiać. I to aż 30 tysięcy dolarów rocznie.
Wystarczy poczekać jeszcze nieco ponad rok i światu objawi się sieć autonomicznych robotaksówek Tesli. Taki termin wynika ze złożonych obietnic. Nie trzeba zostawać taksówkarzem, Tesla będzie nim sama.
Tesla - autonomiczne taksówki w sieci
Tesla uparcie twierdzi, że w sprawie autonomicznych samochodów jest dalej niż wszyscy inni producenci. Wprawdzie Autopilota można zaklasyfikować tylko jako drugi (z pięciu) poziom autonomii, ale Musk powtarza jak mantrę, że pełna autonomia dostępna będzie zaraz. Nie inaczej było wczoraj, gdy zapowiedział robotaksówki. Ma być ich nawet milion, bo staną się nimi pojazdy sprzedane do tej pory.
Jeśli wczorajsza wizja się ziści, to właściciele Tesli będą mogli włączyć swój samochód do stworzonej przez Teslę sieci przewozów pasażerskich i na nim zarabiać. Właściciel ma siedzieć wygodnie w domu przed telewizorem, a samochód ma w tym czasie pracować, wożąc ludzi jak Uber.
Zgodnie z prognozami Tesli, samochód sam wyjedzie z garażu, gdy mu zezwolisz, zarobi trochę pieniędzy i do garażu wróci. To połączenie Airbnb i Ubera ma właścicielom Tesli zapewnić wyjątkowo wysoki zysk. Stawka za przejazd ma przebijać Ubera, a niskie koszty użytkowania mają dopełnić reszty. Kompletnie wyciągnięte z kapelusza 30 tysięcy dolarów wydaje się być pewne jak inne obietnice Prezesa Tesli.
Choć pojazdy bez kierowcy mają być dostępne dopiero w 2020 roku, to podobno technologia, która ma to umożliwić jest już na pokładzie dotychczas wyprodukowanych samochodów.
Tesla - nowy mikroprocesor
Odpowiedni sprzęt jest już na pokładzie, a do roboty muszą się więc wziąć programiści. Tesla twierdzi, że wyprodukowała własny mikroprocesor i jest on, jakżeby inaczej, najlepszy na świecie.
Można się zastanawiać, jak firmie udało się to firmie, która nie zajmuje się produkcją mikroprocesorów. Odpowiedź jest prosta – to procesor Samsunga, który zastąpi te dotychczas stosowane w Teslach, produkowane przez firmę Nvidia.
Tak się przypadkiem stało, że według Tesli nowy procesor odsadza konkurencję na kilometry, a prawdopodobieństwo jego awarii jest niższe niż to, że zemdleje kierowca. Oby to prawdopodobieństwo było jeszcze niższe, bo utrata przytomności za kierownicą, nie jest specjalnie rzadka.
Te deklaracje wyjątkowo mogą nie być tak bardzo przesadzone, jak to Tesli się zdarza. Mikroprocesor ma faktycznie być bardzo wydajny i zużywać wyjątkowo niewiele energii. W przypadku awarii ma zachować zdolność do podtrzymania wszystkich funkcji systemu.
Tesla - Lidar jest zbędny
Tesla ma już ten mikroprocesor i mieć go będą ich wszystkie nowe pojazdu. Pomoże on wszystkim kamerom i radarom przetworzyć świat dookoła pojazdu. W Tesli wciąż się upierają by nie stosować lasera, mimo że w przeciwieństwie do obrazu z kamer, jest niewrażliwy na warunki atmosferyczne i oświetleniowe. Lidar został na konferencji wręcz wyśmiany.
Dla chcącego nic trudnego, jak to mówią. A Tesla bardzo chce iść inną drogą niż wszyscy. Mimo licznych głosów, że autonomia bez Lidaru jest trudna do osiągnięcia, Tesla uparcie twierdzi, że nie trzeba go stosować, a wręcz nie można i nie warto.
Według Tesli, ich technologia oparta na przetwarzaniu obrazu z kamery wyprzedza konkurencję o 10 lat rozwoju. Zaawansowany komputer pokładowy, osiem kamer pokrywających 360 stopni dokoła pojazdu, przedni radar i czujniki ultradźwiękowe bliskiego zasięgu mają w zupełności wystarczać do osiągnięcia tak znakomitej przewagi. Nic nie szkodzi, że większość funkcji wspierających kierowcę oferowanych przez Teslę dostępna jest też w samochodach innych marek. Demo tego rozwiązania można obejrzeć na kanale Tesli na youtube.
Do przetwarzania rzeczywistości Tesla ma wykorzystywać sieć swoich samochodów. Obiekty zaobserwowane przez niektóre z nich, mają służyć do nauki wszystkim pozostałym. Tesla przywiązana jest do systemu, w którym samochody uczą się tego jak wygląda otoczenie, by potrafić się w nim zachować. Krótko mówiąc, Tesla trenuje swoje samochody by wciąż lepiej zachowywały się na drodze.
Krytycy tego rozwiązania wskazują, że każde odstępstwo od zaobserwowanych reguł wymaga ponownej nauki i do jej czasu w systemie jest dziura. W przypadku autonomicznej jazdy jest to niebezpieczne, czego dowiedli ostatnio chińscy badacze umieszczając trzy naklejki na drodze. Drobne zmiana w znanym otoczeniu wystarczyła by raptownie zmienić tor jazdy Tesli. Łatę w systemie można naszyć dopiero po stwierdzeniu błędu. Osiąganie doskonałości jest więc długim procesem.
Tesla - awaryjność nie istnieje
Zapewne na zagładę są skazani również Ci, którzy nie wierzą w kolejną złożoną obietnicę, tą dotyczącą niezawodności. Samochody Tesli mają przejeżdżać 1 600 000 kilometrów (1 mln mil) wymagając tylko niewielkiego serwisu. Na pewno potwierdzą to właściciele spalonych egzemplarzy.
Na razie akumulatory mają wytrzymywać od 500 000 do 800 000 kilometrów przebiegu, ale już w 2020 roku mają osiągać w sprawności przebieg podobny co reszta samochodu.
Właściciele mogą nawet tego nie zauważyć. Już niedługo po osiągnięciu pełnej autonomii Tesla ma być produkowana bez kierownicy i pedałów. Te elementy wyposażenia staną się zbędne, właściciel będzie mógł siedzieć sobie wygodnie z tyłu. Może nawet nie zwróci uwagi, czy siedzi w swoim samochodzie, czy w jakiejś innej robotaksówce Tesli.
Obietnice w Tesli mają się dobrze
Elon Musk jest od dawna krytykowany za przecenianie możliwości autonomicznej jazdy swoich samochodów. Miesza pojęcia, swobodnie żongluje horyzontem czasowym zdarzeń i wciąż stwarza obraz pełnej autonomii czekający na nas tuż za rogiem.
Trudno orzec, czy wczorajsza konferencja przekona inwestorów, że autonomiczna flota Tesli to jedynie kwestia kilkunastu miesięcy pracy nad oprogramowaniem. Że wystarczy tylko nieznacznie udoskonalić to co do tej pory zbudowano by wszystkie obietnice się spełniły i milion robotaksówek jak za dotknięciem magicznej różdżki wyjechał z garaży by zarabiać dla swoich właścicieli.
Wizja zarabiającego samochodu na pewno zwiększy popyt i pomoże uzasadnić ewentualny wzrost ceny. Nie sposób nie podążyć za takim rozumowaniem. Skoro potrzebny sprzęt jest już na pokładzie, a po przyciśnięciu magicznego przycisku pełna autonomia, samochód zacznie zarabiać, to powinien znacznie więcej kosztować. Przecież wystarczą trzy lata użytkowania i już się zwróci. Klient będzie zadowolony i zadowolony będzie producent, który wraz ze wzrostem marży, w końcu zacznie zarabiać na swoich samochodach, a każdy kwartał przestanie być walką o przetrwanie.
Jak na razie, najbardziej realnie wygląda mikroprocesor, reszta to tradycyjne bajanie. Może w Tesli powinni zająć się również wydawaniem bajek dla dzieci. Mam już tytuł pierwszej książeczki, którą za rok na pewno da się wypełnić ciekawą treścią: Przygody autonomicznych robotaksówek Tesli w ciemnym bezlidarowym lesie - historia dobrze znana.