REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Klasyki

Ten Lublin-autolaweta przewiózł mnóstwo klasyków. Polskim sprzętem też się da pracować

Choć Lublin przez szereg lat pozostawał koniem pociągowym dla polskich małych i średnich przedsiębiorstw, obecnie raczej nikt nie rozważałby na poważnie używania go jako firmowej lawety. Nikt poza wystawą klasyków w FSO.

15.05.2020
12:49
lublin laweta
REKLAMA
REKLAMA

Lubliny, jakkolwiek był całkiem udanymi samochodami, mają już na karku sporo lat i zazwyczaj spore przebiegi. Dlatego siłą rzeczy prawie wszędzie zostały już zastąpione przez nowsze busy. Do tego ich komfort akustyczny i osiągi nie odpowiadają współczesnym standardom. Dlatego widok Lublina pracującego jako laweta w 2020 r. jest co najmniej zaskakujący. O dziwo, nie mam tu na myśli jakiegoś pokazu czy otwarcia sezonu. Wystawa klasyków w FSO od około roku regularnie używa Lublina jako normalnej lawety. Lub używała, bo ostatnio przytrafiła się awaria.

Lublin laweta - początek.

Auto, o którym mowa trafiło w ręce Roberta Brykały, założyciela muzeum Skarb Narodu i wystawy klasyków w FSO, w 2018 r. Po samochód pojechał w najlepszym graciarskim stylu. Na miejsce dotarł Yugo, załadował je na lawetę i ruszył w drogę powrotną. Gdyby to było za mało głupie, to Lublin postanowił się jeszcze zepsuć po drodze. Najpierw zapchał się filtr paliwa. Doraźnie pomogło umycie go, choć auto nadal co jakiś czas traciło moc. Potem okazało się, że Lublin nie ma ładowania i akumulator nie wystarczy by podtrzymać świecenie świateł w drodze do Warszawy. Na to też znalazła się rada. Robert wpiął się kablami w instalację Lublina przez złącza od wciągarki, a za źródło energii posłużył silnik wiezionego na pace Yugo. W ten sposób dostawczak szczęśliwie dotarł do nowego do nowego domu.

Zanim zaczął na poważnie wozić klasyki, Lublin wymagał częściowego remontu, obejmującego hamulce, alternator, układ paliwowy, a także naprawy blacharskie. By auto nadawało się do codziennej służby zostało nieco zmodyfikowane. Lublin stał się dłuższy o 69 cm co zapewniło lepszą stabilność pojazdu, a zmiana najazdów pozwoliła zwiększyć ładowność. Po ok. 10 tys. km do listy trzeba było jeszcze dopisać turbinę.

lublin laweta

Grat w służbie gratom.

Lublin szybko udowodnił swoją użyteczność. Znacząco ułatwił wyjazdy po kolejne klasyki, zwłaszcza kiedy trafiała się okazyjna oferta. Nie trzeba było tracić czasu na pożyczanie lawety. Dzięki temu znacząco wzrosła skuteczność zbierania aut, które teraz będzie można oglądać na wystawie po jej ponownym otwarciu. Polski dostawczak pracował też ciężko przy zwykłych czynnościach logistycznych muzeum. Przewoził auta do blacharzy, mechaników i lakierników. Zrobił też setki kilometrów po terenie dawnego FSO przemieszczając samochody z tymczasowego składu na docelową wystawę.

O tym jak intensywnie auto pracowało świadczą same liczby. Od zakończonego rok temu remontu auto przejechało 20 tys. km i spaliło 2,5 tys. litrów oleju napędowego. Wrobiło łącznie 800 roboczogodzin. Wszystko to biorąc pod uwagę, że taki wóz może się rozpędzić w trasie tylko do 90 km/h, a z ładunkiem ta wartość spada do 80 km/h. Lublin stał się znakiem rozpoznawczym wystawy Klasyki w FSO. Właściciele wystawionych na sprzedaż klasyków widząc żółtą polską lawetę od razu stawali się spokojniejsi o przyszłość swoich aut.

REKLAMA

Niestety, obecnie Lublin uległ poważnej awarii. Nie oznacza to jednak końca jego służby. Ma zostać naprawiony i wrócić do pracy, docelowo nieco lżejszej niż do tej pory. Część jego obowiązków ma przejąć współczesna laweta, a Lublin będzie pełnił funkcje reprezentacyjne. Nam pozostaje życzyć polskiemu dostawczakowi szybkiego powrotu do pracy. Widok grata wiozącego grata zawsze wywołuje uśmiech, a Lublin na robocie to już obrazek tak kultowy dla Polskiego krajobrazu, że nie można pozwolić by zupełnie zniknął.

lublin laweta
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA