REKLAMA

Tego nie sprawdzisz w używanym samochodzie przed zakupem. Przestań się obwiniać, jeśli już się stało

Są rzeczy, których w używanym samochodzie nie sprawdzisz przed zakupem w żaden sposób. Dowiesz się o nich po kilku, kilkunastu dniach użytkowania i wtedy albo machniesz ręką, albo idziesz na wojnę ze sprzedającym.

Tego nie sprawdzisz w używanym samochodzie przed zakupem. Przestań się obwiniać, jeśli już się stało
REKLAMA

Wszędzie są poradniki „jak sprawdzić używany samochód przed zakupem”. Jako że miałem w życiu ok. 50 samochodów, to już mniej więcej wiem coś na ten temat i uważam, że wiele czynności sprawdzających można śmiało pominąć i uznać, że i tak jest źle, a inwestycje będą konieczne. Oczywiście nie jestem zdziwiony postawą osób, które bardzo skrupulatnie sprawdzają auto używane, bo w końcu chodzi o ich pieniądze – problem w tym, że ostatecznie i tak nie uda im się zweryfikować wszystkiego, a często pominą całkiem istotne problemy. Wiem to z doświadczenia własnego i znajomych. Postanowiłem więc zebrać kilka rzeczy, których nie sprawdzisz przed zakupem.

REKLAMA

Zachowanie w trasie przy dużej prędkości, prowadzenie w zakręcie

Jazdy próbne zwykle odbywają się w mieście lub w terenie podmiejskim, rzadko kiedy na jazdę testową wyjeżdża się na autostradę. A nawet jeżeli, to tylko na kawałek. Nie da nam to zbyt dobrego obrazu zachowania się auta w długiej trasie. Nie sprawdzimy, czy może po pół godzinie jazdy z prędkością 120 km/h zaczyna się grzać. Ewentualnie dowiemy się, że koła są do wyważenia, bo przy niektórych zakresach prędkości czuć bicie na kierownicy, ale to tyle. Poza tym często jazda próbna zaczyna się od odpalenia na zimno, więc żeby poznać prawdziwe zachowanie auta w trasie, należałoby najpierw rozgrzać je do temperatury pracy. Podobnie raczej nie dowiemy się, jak auto prowadzi się w zakrętach, bo sprzedający nie pozwoli nam pruć po wirażach jak na rajdzie grupy B. A dopiero często przy dużych obciążeniach ujawniają się jakieś luzy i faktyczna przyczepność opon. Zresztą nawet nie próbujcie niczego odwalać na jeździe próbnej, żebyście nie skończyli jak człowiek, który spowodował kolizję moim autem w trakcie takiej jazdy, a później próbował uciekać, twierdząc że rozbitego auta to on nie chce.

odszkodowanie z oc sprawcy

Szczelność nadwozia

Widziałem na własne oczy sytuacje, gdy kupujący zabierał kabriolet na myjkę bezdotykową i lał lancą po dachu, żeby sprawdzić, gdzie cieknie. W przypadku kabrioletu to nawet zrozumiałe. Ale gdy kupujemy auto osobowe z nadwoziem zamkniętym, raczej nie przyjdzie nam do głowy żeby pryskać po nim wodą pod ciśnieniem. Tymczasem woda wciekająca do wnętrza bywa realnym i denerwującym problemem w wielu starszych samochodach. W Skodach Fabiach krople dostawały się przez nieszczelne tylne drzwi, w Berlingo woda leje się gdzieś przez dach, a to tylko wierzchołek góry lodowej. To nie tak, że tego nie da się sprawdzić, ale trzeba dobrze wiedzieć co się chce sprawdzić – a tego sprzedający nam nie powie. Podobnie jak nie sprawdzimy parujących lamp.

Ubytki płynów eksploatacyjnych i małe wycieki

Auto zjada olej i wciąga troszkę płynu chłodzącego? Nie do sprawdzenia. Mogą to być początkowe symptomy poważnej usterki, np. wypalonej uszczelki pod głowicą, albo nawet pękniętej głowicy, których nie zauważymy bez wielotygodniowej eksploatacji. Jest to zawsze loteria, poza przypadkami oczywistymi, jak tzw. majonez pod korkiem oleju, albo spaliny lecące z otworu bagnetu. Podobnie bardzo trudno będzie w dieslu sprawdzić, czy olej – nawet jeśli ma prawidłowy poziom – nie jest rozcieńczony przez paliwo, co zdarza się w samochodach z filtrem cząstek stałych jako efekt wypalania zawartości tego filtra. Nie sprawdzimy drobnych wycieków, jeśli sprzedający skutecznie je wytarł i raczej nie mamy szans sprawdzić zawartości katalizatora lub stanu DPF. Można zrobić to pobieżnie, ale filtr może być zatkany równie dobrze sadzą (którą można wypalić), jak i popiołami, których już się nie wypali, można tylko je wymyć pod ciśnieniem. Ale to już wymaga demontażu układu, a cena to ok. 1000 zł. Nie ma też szans na sprawdzenie stanu turbosprężarki, poza ekstremalnymi przypadkami awarii widocznej na pierwszy rzut oka.

Zapewnienia sprzedającego o „prostej naprawie”

Tu od razu można uznać, że sprzedający wprowadza w błąd. Jeśli twierdzi, że „to bardzo proste i tanie w naprawie”, wypada tylko zapytać, czemu sam tego nie naprawił. Szczególnym przypadkiem jest „klima do nabicia”. Można od razu uznać, że jest nieszczelna lub kompresor wymaga regeneracji. A skoro już o tym mowa, to jeśli kupujemy samochód w bardzo zimny dzień, to nie sprawdzimy, czy klimatyzacja chłodzi, a w gorącą pogodę nie dowiemy się, czy działa podgrzewanie foteli – chyba, że wcześniej wóz był zamknięty w garażu.

Trudno będzie też sprawdzić całą elektronikę w nowoczesnych samochodach. Często nawet nie wiemy jak coś działa lub nie chcemy ryzykować testu. Przykładami takich układów są adaptacyjny tempomat albo system samoczynnego hamowania przed przeszkodą. Dla odmiany w starszych samochodach łatwo przeoczyć usterkę rozrusznika, która zwykle objawia się, gdy auto jest ciepłe. Wtedy rozrusznik puchnie i nie ma siły obrócić silnikiem. A przecież każdy chce, żeby samochód w momencie oględzin był zimny i nieuruchamiany tego dnia.

No i na koniec – dokumenty. Niby wszystko można sprawdzić, ale są pułapki w przypadku importu auta z zagranicy. Nikt nie wie wszystkiego i nie zna wszystkich trików. Jednym z przykładów jest brakująca strona w szwedzkim dowodzie rejestracyjnym, bez której nie da się zarejestrować pojazdu. W przypadku samochodu z kilkoma umowami sprzedaży bardzo łatwo przeoczyć błąd w którejś umowie. Zasadniczo, gdy chcemy kupić samochód z zagranicy o sporej wartości, to proponuję pójść do wydziału komunikacji i pokazać dokumenty, jakimi dysponuje sprzedający.

Nie istnieje stuprocentowo wiarygodna metoda sprawdzenia, czy samochód nie ma istotnych wad

Możemy trochę zminimalizować prawdopodobieństwo kupienia pułapki lub worka na pieniądze. W dodatku często już na etapie oglądania zdjęć lub czytania opisu ogłoszenia znajdzie się wystarczająco dużo czerwonych lampek, żeby pominąć dane ogłoszenie i szukać dalej. Na wszelki wypadek przypomnę więc tylko, że jeśli:

  • sprzedający pisze bardzo lakoniczny opis i dodaje „więcej info tel”, to znaczy że nie chce pisać o samochodzie, bo wie, że słowo pisane może być dowodem przeciwko niemu
  • nie ma zdjęć wnętrza w ogłoszeniu
  • samochód sfotografowany jest na lawecie (chyba że chcemy kupić uszkodzony i wiemy o tym)
  • wklejony jest generyczny opis typu „lakier bez rys i wgniotów, wnętrze bez przetarć, mechanicznie bez zarzutu”
REKLAMA

To w 99 proc. nie warto tracić czasu na oględziny.

Zdjęcie główne: Pixabay.com - Ryan McGuire

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA