REKLAMA

Te marki przegrywają polski rynek. Kup ich auto, by nie było im smutno

To już nie tylko marki japońskie, ale też europejskie i tzw. światowe – niegdyś popularne, nawet w pierwszej piątce sprzedaży, dziś z roku na rok coraz bardziej zapomniane. Dlaczego?

Opel Astra Sports Tourer
REKLAMA

Wyszukałem i przeanalizowałem dane sprzedaży nowych samochodów dla lat 2008, 2013, 2018 i 2023 w poszukiwaniu jakichś powtarzalnych trendów. I rzeczywiście, kilka zauważyłem, ale niemal wszystkie z nich to długotrwałe i bezlitosne spadki popularności. Obserwując dane o sprzedaży nowych aut w Polsce wyraźnie widać jak nasz rynek zamienia się w oligopol trzech koncernów, a pozostałe marki mogą albo walczyć o miejsca w ogonie, albo w ogóle ten wyścig odpuścić. Jestem wprawdzie pierwszą osobą, która będzie okładała producentów samochodów za byle co, ale w tym przypadku niektórych jest mi żal, bo paroma posunięciami zdemontowali pozycję, na którą pracowali ponad 25 lat.

REKLAMA

Opel był czwarty w roku 2008 i 2018, a w 2013 r. zajmował szóstą pozycję. Można śmiało powiedzieć, że stale kręcił się w pierwszej piątce. W 2008 r. sprzedał 27 930 samochodów, w 2013 – 19 855 aut, a w 2018 r. – aż 34 612 samochodów. Przewijamy do roku 2023. Opel jest na miejscu 15. z wynikiem 9249 aut. Dlaczego?

Po pierwsze Oplowi mocno zaszkodziło przejście ze struktur General Motors do PSA, a potem do koncernu Stellantis. W General Motors cieszył się sporą niezależnością, co pozwalało utrzymywać gamę może niezbyt ekscytujących, ale rozsądnych samochodów, co do których realnym atutem (w Polsce) było ich niemieckie pochodzenie. Teraz, kiedy Opel jest 237. marką Stellantis, nie ma do zaoferowania niczego interesującego. Sprzedaje pięć hatchbacków w różnych rozmiarach: to Corsa, Astra (tu wyjątek – również jako kombi), Crossland, Mokka i Grandland. Nie ma już spalinowych vanów, są tylko elektryczne, a ich ceny zabijają. Nie jestem zdziwiony że ludzie tego nie kupują, ale jestem zdziwiony że doprowadzono do takiej sytuacji.

Szóste miejsce w 2008 r. (23 207 aut), znakomite czwarte w 2013 (ale tylko 22 656 pojazdów) i fantastyczny wynik w roku 2018 (31 915 aut, piąta lokata) – to wszystko już pieśń przeszłości, teraz Ford walczy o to, żeby utrzymać się w pierwszej dwudziestce, a jego realny rywal to raczej MG niż Skoda. W 2023 r. sprzedaż wyniosła 11 665 samochodów, co pozwoliło zająć dwunaste miejsce na liście bestsellerów. Dramat. I znowu – dlaczego? Oczywiście przez jakiś globalny korporacyjny plan skupienia się na zyskowności. Zawsze skupianie się na zyskowności oznacza obcięcie gamy, co w przypadku Forda oznacza, że w Polsce oferuje obecnie Pumę i Kugę (choć sprzedaje głównie Focusa, ale nawet nie wiem czy go jeszcze produkuje). Obcięcie gamy dla odmiany przenosi się na to, że na ulicach widać mniej aut danej marki, co przekłada się na niższą sprzedaż i tak w kółko. Mam więc jedno pytanie do Forda: czy faktycznie zarabiacie więcej, sprzedając mniej? Bo jeśli tak, to gratulacje.

Trzecie miejsce w 2008 r. i 29 232 sprzedanych samochodów, to było naprawdę coś. Siódme miejsce w 2013 r. i 19 154 auta jeszcze jakoś się broniły. W 2018 r. Fiatowi udało się spaść na miejsce piętnaste i sprzedać 13 009 aut. W 2023 r. nie ma go nawet w pierwszej dwudziestce, a wyniku nie znam. Zapewne i tak sprzedaje się już tylko Ducato.

Fiat miał inną sytuację niż reszta, bo startował z poziomu lidera i marki pierwszego wyboru. Oferował przez lata niezbyt rozbudowaną, ale znakomicie skrojoną gamę pojazdów, skupiając się na samochodach małych i miejskich. Chociaż były w niej też większe wozy, to z czasem z powodu nędznej sprzedaży wycofano je. Później powstał taki problem, że najlepiej sprzedające się modele nie dostały w ogóle następców (jak Punto), albo pokazanie nowych generacji przeciągano w nieskończoność (Panda, 500), albo na wszelkie sposoby próbowano zniechęcić kupujących do pojazdów z potencjałem na rynkowy bestseller (Tipo). I tym sposobem Fiat nie ma już czym zachęcić klientów, a oni zapomnieli o tym, że kiedyś przecież sami mieli Fiata. Tak to jest być 359. marką koncernu Stellantis.

Spadek nie jest dramatyczny, bo w 2008 r. Nissan był 11., w 2013 i 2018 – 13., a w 2023 r. – 19. Ale sprzedaż spadła z 14 759 w 2018 r. do 6474 aut w 2023 r. I znów rozbijamy się o to samo: nie ma produktu, to klienci nie kupują. Jeśli masz gamę 9 pojazdów, a klienci kupują najchętniej dwa z nich, to jak wycofasz pozostałych siedem, to twoja sprzedaż nie wzrośnie. To znaczy ta prawda wydaje mi się dość oczywista, ale najwyraźniej nie trafia do koncernów motoryzacyjnych.

Nissan Juke 2024

I na koniec jeszcze Honda

Kto pamięta czasy, kiedy Honda była w polskim top 10 i konkurowała z Toyotą? No właśnie, nikt, bo to było ponad 15 lat temu. W 2008 r. Honda zajęła 10. miejsce w rankingu ze sprzedażą wynoszącą 14 715 aut. W 2013 r. sprzedała ich 6434, a w 2023 to już nie wiem, pewnie dwa. Za każdym razem jak patrzę na cennik Hondy to zadaję sobie pytanie, czy to jeszcze klasa premium, czy już luksusowa. Oni sprzedają Civica – takiego kompaktowego hatchbacka – za 167 700 zł. Znaczy próbują sprzedawać, ale idzie to słabo. Ale ja wiem, Honda po prostu ma samochody z 2024 r., ale ceny z roku 2028, tym sposobem jest to marka wyprzedzająca swój czas. Gratulacje.

REKLAMA
nowa honda civic

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA