Ludzie prawie równi wobec tlenków azotu. Strefy czystego transportu obowiązkowe
Rząd, ładnie nazywany Radą Ministrów, przyjął przepisy, które sprawią, że strefy czystego transportu staną się obowiązkowe po przekroczeniu określonego poziomu zanieczyszczenia.
Podobają mi się te nowe przepisy. Nie dlatego, że będzie więcej stref czystego transportu, choć zawsze to jest przyjemne i wesołe, gdy ludzie się cieszą, że nie będą gdzieś mogli wjechać samochodem. Są bardzo fajnie antydemokratyczne. Do tej pory można było mieć oczekiwania wobec władz lokalnych. Na przykład takie, żeby nie wprowadzali stref czystego transportu, bo inaczej mieszkańcy się obrażą i nie wybiorą ich na następną kadencję. Oczywiście wybory samorządowe w większości polskich miast i tak zamykają się w obrębie jakiejś stałej kliki, ale przynajmniej przyjemnie jest poudawać, że mieszkańcy chcą mieć i mają jakiś wpływ na sposób zarządzania miastem. Do tej pory mogli dać czerwoną kartkę władzom gminy, gdyby te wprowadziły strefę czystego transportu. Teraz mogą się obrazić, gdy wprowadzą niezbyt przyjazną strefą czystego transportu, bo za samo wprowadzenie nie będą mogli mieć pretensji.
Obowiązkowe strefy czystego transportu (z gwiazdką)
Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy. Po tym, co czytam od rana, wnoszę, że trzeba wyjaśnić, iż nie są to jeszcze obowiązujące przepisy. Jeszcze trochę drogi przed nimi, na razie dowiedzieliśmy się, czego chce rząd. Chce rozwijać zeroemisyjny transport zbiorowy oraz wprowadzić obowiązek tworzenia stref czystego transportu. Efektem wprowadzenia tych przepisów ma być zmniejszenie hałasu i poprawa jakości powietrza w miastach.
Do tej pory lokalne władze mogły wprowadzić strefę czystego transportu i to w prawie dowolnej postaci. W myśl przyjętego projektu ustawy miasta z liczbą mieszkańców większą niż 100 tys. będą miały taki obowiązek, w przypadku przekroczenia dwutlenku azotu dopuszczalnego w powietrzu. Zapewne w ujęciu średniorocznym, gdyż takie dane przywołuje Kancelaria Prezesa Rady Ministrów w swoim komunikacie.
Które miasta ze strefą czystego transportu?
Obecnie pod takie przepisy zakwalifikowałyby się cztery miasta, a dwa już mają lub próbują mieć strefę.
Co daje pewną nadzieję tym, którzy stref się boją. Strefa zostanie obowiązkowo wprowadzana, gdy określony poziom dwutlenku azotu zostanie przekroczony, ale jak duża będzie i jakie będą panować w niej zasady, to już inna kwestia. Może zostaną sformułowane jakieś precyzyjne wymogi, bo obecne są dość luźne, ale tym na razie rząd się nie pochwalił.
Jednocześnie poinformowano nas, że od 2026 roku miasta liczące powyżej 100 tys. mieszkańców będą musiały kupować wyłącznie autobusy zeroemisyjne. Natomiast z tych mniejszych - powyżej 50 tys. mieszkańców - ten obowiązek zdjęto.
Co będzie się działo?
Dotychczas samorządy tak umiarkowanie popisały się tworzeniem stref czystego transportu. W Krakowie już dawno powinna obowiązywać, ale na razie obowiązuje tam strefa prawników, a nie strefa czystego transportu. Trwają formalne przepychanki na gruzach już dawno przyjętych lokalnych przepisów. W Warszawie zaś funkcjonującej już strefy nie da się zauważyć, bo możliwości kontroli wjeżdżających do strefy samochodów są mocno ograniczone. W dodatku poziom zanieczyszczenia powietrza wzrósł, zapewne na skutek rozpoczęcia sezonu grzewczego.
Można więc założyć, że doczekamy się czterech stref czystego transportu. Do krakowskiej (jeśli w końcu powstanie) i warszawskiej, dołączą dwa kolejne miasta, jeśli poziom zanieczyszczeń im nie spadnie. Trudno się spodziewać, by wielka liczba innych władz samorządowych wyrywała się przed obowiązujące przepisy i tworzyła strefy z własnej nieprzymuszonej woli. Mimo rozmaitych bzdur wysyłanych przez agencje PR, według których mieszkańcy pragną tych stref i prawie entuzjastycznie witają je kwiatami, opór społeczny i strach przed strefami jest dość silny. Stąd tak mało kategoryczne przepisy. Niby dowolność zastępowana jest przez obowiązek tworzenia, ale dotyczy znikomej liczb miast. Gdyby obowiązek dotyczył wszystkich gmin, a nie tylko tylko tych bardzo dużych, jeszcze za dużo ludzi by się zdenerwowało.