Straż miejska w Krakowie łamie prawo. Traktuje kierowców zbyt łagodnie
Myślałem, że w swoim życiu widziałem wiele, ale skarga mieszkańców na to, że straż miejska traktuje kierowców zbyt łagodnie, zaskoczyła mnie całkowicie. Co się dzieje w grodzie Kraka i komu to przeszkadzało?

Straż miejska jest jedną z najbardziej nielubianych formacji, mimo że ich praca jest ciężka, wymaga kontaktu z uciążliwymi klientami i najczęściej jest słabo płatna. Strażnicy stanowią więc idealnych chłopców do bicia dla wszystkich tych, którzy uważają, że mogą więcej na drodze, a miasto jest jednym wielkim parkingiem. Z drugiej strony jak okazują pobłażanie, to ktoś na nich donosi, ale zacznijmy od początku.
Straż miejska w Krakowie była zbyt pobłażliwa
Okazało się, że strażnicy miejscy widząc nieprawidłowo zaparkowane samochody edukowali kierowców, zamiast ich karać. Zostawiali im kartkę, w której informowali, że popełnili wykroczenie i prosili, żeby tego nie robić. Wydawałoby się, że to całkiem rozsądne. W końcu karą za złe parkowanie jest mandat w wysokości 100 zł i 1 pkt karny, ale żeby go otrzymać, to należy przeprowadzić postępowanie. Jego koszt jest wyższy niż uzyskana grzywna, a do tego zajmuje czas i powoduje kupę nerwów. Kierowcy są mistrzami uników, więc zaraz okaże się, że nie wiedza, kto parkował, komu użyczyli samochód i w ostateczności sprawa może trafić do sądu, a jak pokazuje przykład Tymona - nie zawsze zakończy się ukaraniem. Krótko mówiąc - wiele hałasu, a efekt niewielki.
Jeżeli ktoś zaparkował w ten sposób incydentalnie, to wystarczy mu kartka informacyjna, a recydywistom nie pomoże nic poza łamaniem kołem, a to nie należy do kompetencji straży miejskiej. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że przez to strażnicy nie wykonują swoich obowiązków i pozwalają na łamanie prawa, ale z drugiej strony mogli się dzięki temu zająć innymi sprawami. Jednak ktoś oburzył się, że takie zachowanie jest niedopuszczalne, poskarżył się odpowiednim organom i co najgorsze - wygrał.
Zaniepokojeni pobłażliwością straży miejskiej obywatele zapytali się Wojewody Małopolskiego, czy takie zachowanie jest prawidłowe. Ten skierował pytanie do Komendanta Wojewódzkiego Policji w Krakowie, a ten odpisał krótko - przepisy nie przewidują wystawiania przez straż miejską informacji o zachowaniu niezgodnym z prawem i umieszczaniu ich za wycieraczką pojazdu. Strażnicy miejscy w przypadku stwierdzenia uzasadnionego podejrzenia popełnienia czynu zabronionego powinni z urzędu przeprowadzić czynności wyjaśniające. Te czynności powinny zostać podjęte w miejscu popełnienia czynu zabronionego, bezpośrednio po jego ujawnieniu, w celu ustalenia, czy istnieją podstawy do wystąpienia z wnioskiem o ukaranie oraz zebranie danych niezbędnych do sporządzenia takiego wniosku.
Jakby tego było mało - obywatele wnoszą o kontrolę doraźną w siedzibie straży, bo według nich skala nieprawidłowości jest porażająca.

Litości
Czasem mam wrażenie, że istnieją osoby, według których ścisłe trzymanie się przepisów sprowadzi dla nas coś dobrego, że będziemy żyli w idealnym państwie prawa. Nic takiego się nie stanie, a im większy zamordyzm, tym większy sprzeciw społeczny. W obecnym systemie prawnym wystawienie mandatu kierowcy, który źle zaparkował, jest długotrwałym procesem, który zazwyczaj kończy się niczym. Jeżeli chcemy zmiany, to zróbmy to z głową - apelujmy do posłów, żeby zmienili prawo - mandat za złe parkowanie powinien zaczynać się od 500 zł w górę, a ukarany powinien być właściciel auta, a sprawiedliwości niech dochodzi od tego, komu rzekomo użyczył samochód. W ogóle nie dziwię się strażnikom miejskim, że postawili na edukację. Efekt ten sam, a roboty mniej. Gdyby przepisy były proste, a ich egzekucja łatwa, to problem ze złym parkowaniem rozwiązałby się w maksymalnie pół roku. Tylko potrzebujemy zmiany systemowej, a nie dokładania pracy ludziom, którzy i tak mają jej dużo.