Pytanie na sobotni wieczór: czy was też drażnią ludzie, którzy nie gaszą swoich diesli?
Bociany powinny już dawno być poza granicami Polski. I zapewne są, o ile mowa o dużych, biało-czarnych ptakach. Gorzej, że w ich zastępstwie są stada klekoczących diesli.
Wszelkie bóstwa motoryzacji są mi świadkiem (o ile istnieją): uwielbiam motoryzację. Przyjemność sprawia mi jeżdżenie niemalże wszystkim, od zdezelowanego Fiata Punto po hybrydowe Lexusy. Dziś jednak dotarło do mnie, że jednego w tej motoryzacji nie cierpię. Chociaż akurat wina motoryzacji w tym jest niewielka.
Stanie z włączonym silnikiem doprowadza mnie do obłędu
Boleśnie to sobie niedawno uświadomiłem, gdy pod oknami budynku w którym akurat przebywałem zaparkowało Audi A4 z silnikiem Diesla (1.9 lub 2.0 TDI, na pewno 4-cylindrowe). Zaparkowało to zaparkowało, po co drążyć temat? Ano byłbym daleki od rozwlekania tej kwestii, gdyby nie jeden drobny szczegół: kierowca nie zgasił silnika, przez co A4 wesoło sobie klekotało przez mniej więcej kwadrans. Mniej więcej kwadrans nieznośnego klekotania w miejscu, gdzie ja i kilkadziesiąt innych osób pracowało.
To mi uświadomiło, że to bynajmniej nie pierwszy raz - ba, podobne sytuacje zdarzają się regularnie. Z różnymi miejscami, autami i kierowcami w rolach głównych.
Jedno się nie zmienia: są to 4-cylindrowe diesle, niekoniecznie stare
Nie mam nic do 4-cylindrowych diesli jako takich, nawet całkiem lubię dźwięk wkręcania się na obroty niektórych z nich (nigdy nie twierdziłem, że jestem w pełni normalny). Ale niestety, na biegu jałowym niemal wszystkie brzmią tak, jakby się wsypywało kartofle do piwnicy. A TDI grupy Volkswagena brzmi tak w szczególności.
Nie potrafię sobie przypomnieć, żebym w ostatnich latał widział i słyszał, że ktoś na dłużej zostawił pracujący silnik w samochodzie benzynowym. Najwyraźniej ktoś gdzieś takim autem parkuje na dłużej niż pół minuty, to gasi silnik. To samo tyczy się dużych diesli - czasem może gdzieś mi się zdarzy usłyszeć podejrzanie długo pracujące diesle V6, ale to i tak sytuacje rzadkie.
A tutaj podjeżdża, rozumiecie, jakiś Gniewko czy inny Seba w swoim TeDeIku, CeDeIku czy innym eMZetEr-CeDeku, stoi i klekocze tak, że bociany wracają z Afryki w nadziei na romans z istotą wydającą tak ponętne dźwięki. I przy okazji smrodzi, bo - niestety - większość starszych aut z silnikami wysokoprężnymi emituje spaliny może i relatywnie nieszkodliwe, ale często o charakterystycznym, przykrym, dymnym zapachu - nawet jeśli są idealnie sprawne.
Próbowałem się domyślić, jakie są przyczyny takiego zachowania
Oto bowiem kupuje się oszczędnego diesla po to, żeby bezsensownie przepalać olej napędowy pod czyimiś oknami. Oto skarży się na hałas w miastach, żeby dokładać do tego swoje już nie 3 grosze, a 5 złotych.
I nawet nie wiadomo, która sytuacja gorsza - że ktoś zostawia włączony silnik i idzie sobie pogadać z kimś kilka czy kilkanaście metrów dalej, czy może to gdy kierowca non stop siedzi w aucie i np. na kogoś czeka. Boją się, że jak zgaszą auto, to go już nie odpalą? Trzeba było kupić nowy akumulator. Albo nie kupować diesla. A może odczuwają strach przez zamarznięciem na śmierć przy temperaturach otoczenia rzędu 12 stopni Celsjusza na plusie? To może trzeba było włożyć kalesony, zamiast denerwować innych. Z tego wszystkiego mam taki jeden prosty apel: jak już koniecznie chcecie stać z włączonym silnikiem, to kupcie benzynowe V8.
Blublublublu jest przyjemniejsze niż klekleklekle.
(a tak serio, to za to wykroczenie grozi 100 zł mandatu – ciekawe, czy ktoś kiedyś go dostał)